Skocz do zawartości
Gracze online

 

 

Th3Pitterr

Gracz
  • Postów

    236
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1

Ostatnia wygrana Th3Pitterr w dniu 26 Marca 2021

Użytkownicy przyznają Th3Pitterr punkty reputacji!

Informacje dodatkowe

  • Discord
    ThePitterr#8704

Ostatnie wizyty

6 373 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Th3Pitterr

Wschodząca gwiazda

Wschodząca gwiazda (9/14)

  • Well Followed
  • Mówca
  • Raczkujący
  • Dusza towarzystwa
  • Ty to chyba lubisz

Najnowsze odznaki

2,3 tys.

Reputacja

  1. Max Perra i Ace Bidman ISWQQ8 BGT3B8 Max Perra kluczył przez kilkanaście minut po mieście. Finalnie, mógł zostać zarejestrowany dwa razy przez CCTV na autostradzie przy miejscowości Chumash. Raz gdy jechał w stronę miejscowości, następnie po kilku minutach wracając z niej w kierunku Los Santos. Śledząc dalsze kroki podejrzanego, można było uchwycić go bawiącego się w klubie SKY7 z członkami Mongols MC, a następnie wracającego do domu w Chumash. Ace Bidman kluczył po mieście przez jakiś czas. Następnie, kamery na jednym z parkingów piętrowych mogły uchwycić moment, w którym Ace Bidman ściąga z pleców jupę MONGOLS MC, składa ją i chowa do kufra w motocyklu. Dalej, spędzał czas w klubie SKY7 z członkami Mongols MC. Nocą, (około 24-1 w nocy) wyruszył na La Mesę, potem powrócił na Vespucci, do swojego mieszkania.
  2. O godzinie dwudziestej drugiej dwadzieścia, w niedzielę (17.03) na ruchliwym skrzyżowaniu w samym sercu dzielnicy Vespucci, doszło do poważnego incydentu, który przerodził się w krwawą egzekucję na oczach licznych świadków. Liczna grupa członków Mongols M.C., widziana wcześniej w pubie Drunken Seagull, podróżowała w formacji (popularny sposób przemieszczania się wśród klubow motocyklowych, polegający na niebezpiecznej jeździe parami w jednym pasie ruchu) z południowej części Vespucci na północ w kierunku sąsiadującego Little Seulu. W pewnym momencie, kierowca charakterystycznego mucle cara wepchnął się w formację, rozbijając ją, tym samym stwarzając niebagatelne niebezpieczeństwo motocyklistów. Motocykliści z części rozbitej formacji weszli w potyczkę słowną z nierozważnym kierowcą. Finalnie, gdy ten próbował opuścić miejsce zdarzenia, zawracająca druga część formacji zablokowała go. Do samochodu dopadło kilku rozjuszonych motocyklistów, próbując w sposób agresywny dopaść zamkniętego w samochodzie kierowcę. Dwóch z członków Mongols M.C. wskoczyło na maskę samochodu, kopiąc w przednią szybę. Przerażony i zaskoczony atakiem kierowca oddał strzał z wnętrza samochodu, co doprowadziło do natychmiastowej odpowiedzi ogniem ze strony uzbrojonych członków klubu motocyklowego. Kierowca poniósł śmierć na miejscu, doznając licznych obrażeń, a motocykliści prędko opuścili miejsce zabójstwa, rozjeżdżając się w kilku kierunkach. Ofiara śmiertelna: Mateo Kelley Bronie, z których zastrzelono Kelley'ego: Glock19 (UID: 3591176), Glock19 (UID: 3609041) Okoliczne systemy CCTV zarejestrowały całe zajście. Istnieje również prawdopodobieństwo, że do sieci trafiły nagrania świadków, których nie brakowało na miejscu. ((Nagrania z różnych ujęć przedstawiają poniższą sytuację: video )) ((Na nagraniu widać przebieg wydarzenia, insygnia klubowe, tablice rejestracyjne i twarze niezamaskowanych/bez kasków. ))
  3. W sumie nie musiałeś się wypowiadać. Nie mam do ciebie pretensji o to co i jak zagrałeś. Reakcja była odegrana poprawnie. Czy była potrzebna? Według mnie nie. Nie mam zażaleń do ciebie. Chciałeś rozegrać to w taki sposób i rozegrałeś, miałeś do tego prawo. Tak jak my mieliśmy prawo tam przyjechać. Musiałem wytłumaczyć przebieg rozmowy naszych postaci, żeby obronić zarzuty o to, że to my szukaliśmy zaczepki na siłę i zarzuty o posługiwanie się power gamingiem mówiąc o realnej polityce terenów. All good, bracie. Nie mamy do ciebie złej krwi. Dzięki tobie i twojej reakcji na naszą obecność u was mogło dojść do fajnego beefu. To nie twoja wina, że Boa przeprowadził atak terrorystyczny w odpowiedzi na nasze drobne spięcie. P.S Szanuję za Limp Bizkit z nagrania z ataku 👌
  4. Opisałem tę sytuację szczegółowo w poprzedniej odpowiedzi. Całą jej genezę i przejście. Muszę chyba jeszcze raz wyjaśnić moje podejście, bo prawdopodobnie mój skrót myślowy nie został do końca zrozumiany. Właściwie, nie dziwię się. Nie przeanalizowałem tego co napisałem. Więc uściślam: In Character nasze postacie miały gdzieś to, czy będzie tam ktokolwiek z SRMC. Członkowie klubu nie jechali tam w celach innych niż wypad na klubowy przejazd w packu z nowymi memberami i przystanek w jednym z barów. No i tak też było. Gdyby Neal sam nie rozpoczął interakcji, stając mi za plecami i próbując swoich sił w pressowaniu nas na "swoim terytorium" (do czego oczywiście miał prawo, chociaż było to głupie), to żaden z nas nie miał ochoty na zamianę chociażby jednego słowa z nim czy z jakąkolwiek inną osobą (inną niż kelnerka z wiadomych przyczyn). Za to OOC pojechaliśmy tam z intencjami pokazania swojej aktywności. NIE PROWOKOWANIA, NIE ZACZYNANIA JAKIŚ BURD, ITP. Po prostu, skoro wśród nielicznych knajp, akurat wasza była otwarta, to wybrałem ją, bo A - ma odpowiedni klimat, B - mogę pokazać, że żyjemy i jesteśmy aktywni i nie ograniczamy się do siedzenia w naszym interiorze. Nie widzę w tym nic złego. Często wyświetlamy się na mieście, bo tak nam się podoba. Gra na siłę, że nie smakuje kanapka? Chryste... myślałem, że nigdy w roleplayowej karierze nie przyjdzie mi bronić się w skardze o niesmakującą kanapkę... No dobrze. Skoro już muszę, to chciałbym bronić się odpowiednią grą In Character i stosowaniem się do narracji: Gracz użyl komendy "/sprobuj...", która wprowadza element losowy w narracji, pozwalający na wyeliminowanie intencyjnej gry, która mogłaby zostać uznana za wynikającą z uprzedzeń gracza spożywającego posiłek do gracza przygotowującego posiłek. Gracz zastosował się do wyniku "/sprobuj..." i jego postać zareagowała stosownie na kanapkę, która mu niezasmakowała. Niestety... doskonale rozumiem, że ani załoga na kuchni, ani kelnerka, ani właściciele knajpy dokładają wszelkich sił, by ich posiłki były smaczne, jednak los tym razem zadecydował, że Chrisowi Grahamowi nie zasmakowało. Może to wina jakiegoś składnika, którego nie lubi od dziecka. Może dzień wcześniej wypił za dużo i jego organizm jest bardziej wybredny. Ciężko stwierdzić, ale jest jak jest... Jednym smakuje, innym nie. Nie możecie stosować power gamingu, wymagając by każdy klient kochał wasze posiłki. A teraz kolejny popis nadinterpretacji wynikającej z uprzedzeń względem moich graczy. Uwaga, będzie mocno. Nawiązywanie do nicku dziewczyny grającej w barze? Czy może używanie realnej nazwy miejscowości, w której żyjemy? Zostawiam stenogram z rozmowy członków Mongols MC Pacific Coast, która odbyła się tej feralnej nocy, Wysoki Sądzie. (No i mamy swój własny "Lil Dave Case" i analizę stenogramów. Szkoda tylko, że nie w sprawie współpracy z DEA, a w sprawie "Niesmakująca Kanapka Gate". Hahah...) (Przypominam, że logi czytamy od dołu.) No i creme de la creme - wlepka. Nie rozumiem dlaczego zostało to uznane za przejaw niepoprawnej gry. Rozumiem, że działania prowokacyjne, które nie opierają się o bieganie z Draco w skarpecie na głowie, wśród tutejszej społeczności odbierane są za te gorsze? Cóż, nie chcieliśmy eskalować naszego spięcia z członkiem RSMC w sposób agresywny. Oczywiście, jako potwierdzenie na nasze zdenerwowanie i nie godzenie się na zachowanie Neala, mogliśmy zareagować po "vibowemu" i wyciągnąć Draco spod bluzy. Ale uznaliśmy, że przyklejenie klubowej wlepki, będzie bardziej realistycznym rozwiązaniem, a już na pewno bardziej logicznym i sensownym. Ale cóż... faktycznie po odpowiedzi na nasz ruch, myślę że faktycznie mogliśmy dostosować się do standardów i przynajmniej wbić jakieś jedno czy dwa PK. Kluby motocyklowe używają wlepek, podobnie jak robią to nasi (nie)kochani lokalni kibole. Wlepki mogą być różne. Mogą być suporterskie, mogą obrażać kluby, z którymi Mongols jest w konflikcie, mogą też głosić propagandowe hasła typu "Mongols State", "The State is Ours", itp. Niżej dowody rzeczowe: Następnie, MC nie jedzie wcale szmat drogi. Przejeżdżają jedynie kilkadziesiąt kilometrów, co zajmuje im godzinę. Taki był plan. Pierwsza przejażdżka nowych memberów w tak zwanym pack. Jesteśmy bikerami, lubimy jeździć. O pressowaniu już napisałem, pojechaliśmy tam pić. OOC byliśmy świadomi, że może dojść do sytuacji, w której trzeba będzie pressować. Ale w tym świecie zawsze trzeba być gotowym na pressowanie. Finalnie spotykamy jedną osobę i barmankę, dokładnie tak. Co w tym złego? To chyba nawet lepiej. Przynajmniej nie skończyło się potężnym brawlem w barze. No i temat wlepki... znów. Nic nie wyszło drogą OOC. Któryś z chłopaków wpadł na pomysł wklejenia wlepki i zainicjował to drogą IC. Ponownie: 1. Kevin Fuentes wpada na pomysł rzucenia im wlepki. 2. Wszyscy szukają wlepek po kieszeniach. 3. Angel Perra znajduje wlepkę. 4. Kevin rusza ją wlepić. 5. Wszyscy czujemy, że rozkręcamy beef. 6. Na samym końcu piszę pw do Funetesa, w której proponuję mu treść wlepki - NA KOŃCU! PO TYM JAK ON SAM JUŻ WPADŁ NA POMYSŁ WLEPY I PO ODBYTEJ AKCJI ZDOBYCIA WLEPKI. Nie uważam to za Meta Gaming. Przynajmniej nie taki wpływający na rozgrywkę. Wlepka została już znaleziona i była w trakcie naklejania. Więc pojawiłaby się tak czy siak. Zaproponowałem jedynie jej treść. Gdybym tego nie zrobił sam fakt wlepienia wlepki i tak byłby dokonany. I nie, nie było to zrobione dla śmieszków OOC. Bylo to zapieczętowanie tego, że nasz oddział uważa stan za teren Mongols. Członek SRMC podszedł i chciał pokazać nam, że on tutaj rządzi, a my mieliśmy prawo mieć to gdzieś. Tym samym, godząc się na konsekwencje. Byłem świadomy, że może to zrodzić konflikt między naszymi grupami. Wyżej opisałem politykę terenową i to, że dzwonienie do oddziału w celach uzyskania pozwolenia na skorzystanie z knajpy, z którą się identyfikują i którą uważają za swój teren, jest zwyczajnie głupie. Tak samo głupie jak dzielenie miasta na tak małe oficjalne tereny, które należy akceptować i wystosowywać papierologię. Jasne, byliśmy na ich terenie, ale byliśmy tam w neutralnej sprawie i w neutralnym nastawieniu. Co innego, gdybyśmy przyjechali z zaopatrzeniem dla lokalnych dealerów, albo założyli własny interes drzwi obok. Wtedy moglibyśmy mówić o pogwałceniu ich terytorium. Ale butelka whisky w knajpie? Gdyby nie fakt, że cała ekipa graczy z SRMC tak bardzo nafaszerowana jest nienawiścią do moich graczy i mnie, nie odszłoby pewnie do żadnej dyskusji między Nealem a mną. Jednak śmiem przypuszczać, że tutaj zagrała nienawiść OOC. Śmieszy mnie to zarówno OOC, jak i IC zadrwiłem z tego: Finalnie Neal zgodził się, byśmy kontynuowali zabawę w przybytku. Jednak zezłościł mnie swoją postawą i opuściliśmy lokal zostawiając wlepkę. Znów, odległość nie gra tutaj aż tak ważnej roli. Rozwścieczeni i pragnący zemsty, mogli bez problemu poświęcić 20 minut jazdy z Mirror Park do Chumash. Zgadzam się, odpowiedź na naszą zagrywkę była totalnie przesadzona. Nalot na Bogu ducha winną knajpę i pobicie ze skutkiem śmiertelnym... Damn, to gówno to otwarte drzwi dla Fedsów i RICO. Co jeszcze bardziej zabawne, akcja przeprowadzona w skarpetach na głowach i dresach. Haha, totalnie pokręcone. Zamiast wpaść do knajpy z odkrytymi twarzami i informacją, że RSMC nie daje sobie w kaszę dmuchać, postanowili zabawić się w terrorystów. Boicie się trafić na dołek za dewastację mienia i pobicie? Nieźli z was bikerzy. Lepiej zdejmijcie z cutów diamenty 1% i skupcie się na organizowaniu zbiórek dla społeczności. Jakie było założenie tej całej napaści? Zdewastować lokal, nastraszyć wszystkich klientów (dzięki Bogu nikogo nie było) widokiem trzech karabinów i co? Ani jasnej wiadomości, ani to honorowa walka o imię swojego klubu. Jedyne co zyskaliście to ośmieszenie się OOC i rozpoczęte śledztwo z trupem w roli głównej. Congratulations. Kije baseballowe dla wybicia z głowy przehajpowanej potęgi Mongols i 7.62mm dla wybicia Mongols w razie gdyby było ich ciutkę więcej niż byśmy się spodziewali. HAHA!!! Nie łatwiej byłoby wysłać czujkę, która zrobiłaby wam odpowiednie rozeznanie? No ale cóż... zamiast tego dostaliśmy iście radzieckie ROZEZNANIE W BOJU. XDD Niesmak tej akcji mógł faktycznie rozzłościć moich graczy, stąd poleciały niepochlebne komentarze i gorzkie słowa na PW. Cóż, mogę jedynie przeprosić za ich zachowanie i razem z wami liczyć, że nie następnym razem poczekają, aż lider wysmaruje odpowiedni post w skardze na Mongols. Nie mam sobie nic do zarzucenia. Nasza gra w waszej knajpie nie była w żaden sposób prowokująca. Była nasza i zamykała się wyłącznie do nas i kelnerki, która z racji obsługiwania nas musiała być jej częścią. W jakim celu i z jakim zamiarem pojechały tam nasze postacie, już wyjaśniłem. Nawet na ułamek sekundy nie przeszło mi, by pisać zażalenia do opiekunów, czy nawet wchodzić w polemikę z kimkolwiek z waszej organizacji. Nie szukałem wyjaśnień nawet po tym komicznym nalocie z kałaszkami. Przywykłem do tak przegiętych akcji, które nie niosą za sobą żadnych konsekwencji OOC. Przywykłem też do takich szarży, szczególnie w wykonaniu organizacji Karasia. Chciałem kontynuować grę dalej, bez zbędnych prób wyjaśniania błędów i flopów. Niestety, nawet w tickecie o pozwolenie na odpowiedź na ten atak terrorystyczny, Karaś zaczął wylewać swoje żale, co niestety przerodziło się w ostrą wymianę słów, której kilkukrotnie próbowałem unikać prosząc o zaprzestanie niepotrzebnego spamu, albo stworzenie osobnego ticketu. I to mogłoby zamknąć skargę i temat. Cóż, musiałem niestety rozpisać to na czynniki pierwsze, bo widocznie tego wymaga sytuacja. Polityka terenowa jest polityką terenową i może stanowić dobry powód do drobnych spięć. Cóż, wjazd do cywilnej knajpy w godzinach jej otwarcia, z karabinami z zabójczą amunicją 7.62mm, która skutecznie powala w dystansie kilkuset metrów w Afgańskich górach, nie jest niestety smacznym i przyjemnym w odbiorze beefem, a jazdą na całego w wykonaniu organizcji, którą Opiekun określa jako świeże i będące w początkowym stadium w lokalnym półświatku przestępczym, powinna być obiektem tej skargi. Bikerzy to też ludzie. Bez przesady. Żaden biker nie będzie zaszywać się w swojej willii na Vinewood i prowadził przemyślanych, skrytych i dywersanckich działań jak jakiś włoski mob. Między bikerami często dochodzi do różnego rodzaju potyczek, bijatyk i strzelanin. A żeby nie być gołosłownym, znów zarzucam garścią materiału: FAKE HELLS ANGELS PATCH TAKEN BY MONGOLS MC Fight between Hell's Angels and Mongols 2021 #Fight #HA #MC #OutLaw 2 Crazy Men Hells Angels (MC) Harassing Little Lady And Got B!t@h slapped! Twitter.com/CervaJehanne New video shows part of highway shooting between rival bikers Bandidos Vs Mongols: Bikie shooting at Robina shopping mall caught on camera Attack of a Group of an Armed Masked People (Allegedly Motorcycle Club Members) in Restaurant Cóż, tak. Trzeba, bo gracze nie będą traktować z szacunkiem i strachem kogoś, kto faktycznie nie wyróżnił się na tyle. Dopisuje się do tego i ja Th3Pitterr. Na szacunek trzeba sobie zasłużyć w grze. Bez względu na politykę klubów motocyklowych. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że nasi gracze nie będą obrzucać się gównem w wiadomościach prywatnych. Ja też zaprzestaję batalii w tym temacie i rozkopywania brudów na Karasia czy upubliczniania tego co piszą do mnie gracze, którzy przez wiele lat z nim grali i wyrażają o nim jednogłośną opinię. Nie o to tutaj chodzi. W sumie, to sam nie wiem o co chodzi już w tej skardze. Szkoda, że zamiast napisać do mnie i przedyskutować sprawę niejasności, które zaszły przez moje używanie odniesień do realnej polityki klubów motocyklowych i przedstawienia swojego poglądu na naszą domniemywaną zaczepkę w postaci odwiedzin Highway Yard Inn, Boa musiał wysmarowywać całą skargę, a ja musiałem poświęcić tyle czasu, by wytłumaczyć logikę stojącą za grą. No nic, zdarza się.
  5. ODPOWIEDŹ PODZIELONA NA DWA POSTY. CHYBA WYKORZYSTAŁEM JAKIŚ LIMIT. Pozwolę sobie przejść przez punkty, odpowiedzieć i wyjaśnić niejasności: Myślę, że utrztmanie odpowiedniego poziomu i dbanie, by organizacja nie wyglądała jak marna parodia Sons of Anarchy, The Sopranos czy Boyz n the Hood to podstawy podstaw w kreowaniu jakiejkolwiek roleplayowej organizacji przestępczej i nieważne czy jest to Mongols, Hells Angels, LCN, Crips, Bloods czy cokolwiek autorskiego. Fakt legendarności marki w śwciecie MC jest wartością dodatnią. Dzięki temu, że Mongols czy Hells Angels są tak popularne, o wiele łatwiej w sieci o research, a ten przybliża nas do jak najwierniejszego odwzorowywania realiów kultury bikerskiej z So-Cal. Roleplay i serwer nie pozwala na odgrywanie dużych klubów z takim impaktem, dlatego odgrywamy wyłącznie wycinek świata realnego. Poza tym co rozumiesz przez impakt? Nikt w roleplayu nie gra "wielkiej polityki klubowej". Półświatek ogranicza się głównie do działań lokalnych, skoncentrowanych na obszarze metropolii i pobliskich hrabstw. Fakt bycia o wiele większym klubem jest zwyczajnie poprawną narracją, opierającą się o realizm. Jednak fakt bycia o wiele większym klubem, nie wpływa znacząco na rozwój organizacji w lokalnym półświatku. Nadal będę trzymał się tego co pisałem wcześniej. Organizacja jest tak silna jak najsilniejszy jest jej najsłabszy członek. Dlatego, opierając dyskusję o nasz przypadek - Mongols Pacific Coast nie czuje potrzeby ustąpienia, czy jakichkolwiek obaw przed SRMC, gdyż status naszych organizacji w realiach serwera przynajmniej według nas jest niemalże w identycznym miejscu. Nie ma między nami znacznych różnic szczególnie stażowych (rozpoczęliśmy projekty w obrębie tego samego tygodnia). Nie słyszeliśmy od żadnych pochlebnych słów o dokonaniach SRMC czy ich pozycji w półświatku, co więcej słyszeliśmy za to wiele kpin z ust ludzi, z którymi przyszło nam już w grze działać. Z tej racji, najzwyczajniej w świecie, w każdej naszej interakcji staramy się dominować, a już przynajmniej nie dawać sobą pomiatać. Dostosowujemy swoje podejście do sytuacji i do pozycji ekip, z którymi się przecinamy. Tych, których uważamy za wartych współpracy traktujemy z odpowiednim szacunkiem, a tych od których nie oczekujemy profitów traktujemy tak, by pressowaniem nich budować sobie pozycję. Jeśli już wystarczająco rozjaśniłem nasze podejście do gry, to teraz postaram się jeszcze bardziej obrazowo rozjaśnić dlaczego użyłem nawiązania do realnej polityki OMGs, w mojej odpowiedzi na próbę zdominowania nas przez jednego z członków RSMC. Do naszej interakcji doszło w knajpie, którą RSMC claimują jako swoją i na terenie, który również uznają za swój. To zrozumiałe, nikt nie ma obiekcji i pretensji o to, że w taki sposób działają. Kiedy już tam się znaleźliśmy i graliśmy swoje, nie podejmując żadnej, najmniejszej interakcji z kimkolwiek z SRMC, liczyłem że faktycznie nasz pobyt tam zakończy się zupełnie neutralnie. Jednak, w pewnym momencie to członek RSMC postanowił wyjść z próbą pressowania nas. Zrobił to, spróbował. W odpowiedzi zakpiłem z niego, bo najzwyczajniej w świecie nie czuję potrzeby respektowania go z uwagi brak jakiejkolwiek przewagi organizacji RSMC nad organizacją Mongols Pacific Coast. Facet powołał się na "swój teren", więc ja powołałem się na realny stan rzeczy w mojej odpowiedzi, mówiąc że jego teren mnie nie interesuje, bo jestem na swoim terenie. Czy musiał się z tym zgodzić i przeprosić? Nic z tych rzeczy. Nie oczekiwałem, że Neal przyjmie punkt widzenia Maxa. Sednem poprawności czy niepoprawności całej tej rozmowy jest to czy ja próbuję wyznaczać jakieś tereny i wielkość mojego oddziału ze względu na wielkość Mongols MC, a jej sendem jest najzwyczajniej w świecie to, że zlekceważyłem Neala i jego próbę pokazania gdzie jest nasze miejsce. Dlaczego pozwoliłem sobie na tak śmiałe odpijanie piłeczki? Było nas dziewięciu, on był w tym momencie sam. Był w knajpie, którą uważa za "jego", ale czy ktokolwiek jest zobligowany by to respektować? Regulamin półświatka nie wspomina o tym, by w biznesach, czy na teoretycznie wyznaczonym terenie danej organizacji, inna organizacja musiała przyjmować rolę zdominowanych i posłusznych. Oczywiście należy byś świadomym, że ofensywna postawa na terenie, który dana grupa uznaje za swój może wiązać się z dalszymi konsekwencjami wejścia w konflikt. No i chociaż nie jechaliśmy tam z zamiarem konfliktu, przez wrogie podejście Neala, zaognił się między nami niewielki konflikt. Szczerze, ucieszyło mnie to, bo odwrotnie do poprzedniej postaci i organizacji, w której grałem, tutaj liczę na więcej gry ofensywnej i więcej sytuacji spornych, czy to z innymi organizacjami, czy z cywilami, czy nawet z LEA. Żeby nie być gołosłownym i obalić teorię uwzięcia się wyłącznie na organizację Karacha, to przytoczę kilka wcześniejszych sytuacji, w których skonflikowaliśmy się z w/w grupami: 1. Zdarzyła nam się bardzo agresywna wymiana zdań z Park Rangers, zakończona pościgiem i zatrzymaniem przez nich. 2. Członek Mongols skonfliktował się z członkiem Comanchero MC. 3. Duża grupa członków Mongols MC uczestniczyła w bijatyce z grupą gangsterów z jednej z klik (wybaczcie, nie wiem której). Zakończonej napaścią jednego z bikerów na jednego z gangsterów w obecności PD. Finalnie, grupy te przecięły się jeszcze raz albo dwa razy w sposób agresywny. 4. Niezliczone akty agresji z pojedynczymi cywilami albo grupkami cywilów, wychodzące z bzdurnych i małostkowych powodów. Takich sytuacji jest masa i często wplątujemy się w różne gorące sytuacje, bo gramy postacie agresywne. Nic w tym złego. To dość często przyjmowana taktyka wśród organizacji przestępczych. Tutaj nie mam się do czego odnosić, bo od tego mamy już wspólną grupę na DC, w której zebrani przez Savę gracze z wiedzą o OMG wymieniają się poglądami co do w/w punktów. Dokładnie tak. Jak pokazuje ilość polubień mojej odpowiedzi, to chyba większość graczy zgadza się, że Mongols jest dużym klubem z dużą historią i używanie go jako fabuły i narracji własnej grupy jest tak samo dobre jak używanie LCN, La Eme, Crips, Bloods, PEN1, Armenian Power i całej masy innych realnych organizacji przestępczych. Właśnie, jak przekłada się to na grę? Przekłada się tak, że używamy faktów świata realnego w naszych wypowiedziach i sposobie narracji. Jeśli ktoś zapyta moją postać "czy Mongols rządzi So-Cal?" zawsze odpowiem, że nim rządzi. Ale czy to ja mam w tym rządzeniu jakiś udział? Czy jestem decyzyjny w sprawie czegokolwiek? Czy całe Mongols MC to mój oddział? Czy mój oddział decyduje jakie inne kluby mogą claimować bottom rocker "San Andreas". No nic z tych rzeczy. Mój oddział może jedynie uprawiać czysty bragging i wożenie się na potędze Mongols MC. Ale czy ta potęga wszędzie będzie respektowana? Czy wogóle ta potęga nie jest tylko kwestią umowną liczącą się jedynie w "wielkiej polityce", nie tej realnej? Odpowiedź brzmi NIE. Jak dotąd nie spotkałem się z tym, by kiedykolwiek jakaś grupa odgrywająca oddziały Mongols czy Vagos próbowała zyskać nie wiadomo tylko i wyłącznie kartą "Potęgi klubu w So-Cal". Zawsze używało się realnych pozycji klubów takich jak Mongols i Vagos w narracji i jest to zupełnie na miejscu. Jeśli dana grupa odgrywająca oddział jakiegokolwiek MC chce wejśc w konflikt z inną grupą odgrywającą MC, to w ten konflikt wejdzie i czy będzie w nim użyty bragging o wielkości czołowych MC czy nie, to ta wielkość nie poruszy szali zwycięstwa w żadną ze stron. Finalnie przewagę wyznacza siła i pozycja zbudowana w lokalnym półświatku. Nadal nie rozumiem próby oskarżania nas o power gaming. Gdybym chociaż napisał jeden ticket do opiekunów prosząc o nadanie narracji "Z powodu wielkości i dominacji Mongols MC. Cały stan zjechał się, by z karabinami i baseballami zaatakować SRMC w ich barze." albo "State President Mongols MC po naradzie z National Presidentem Mongols MC ustanowili, że przez atak na oddział Mongols Pacific Coast przez RSMC i zabójstwo jednego z członków Mongols, RSMC traci prawa do bottom rockera San Andreas." , wtedy można by mówić o moich próbach Power Gamingu. A nazywanie Power Gamingiem tego, że w rozmowie odnoszę się do realiów, jest idiotyczne. Sava nie mogła ująć tego lepiej. Warto respektować Mongols MC, szczególnie grając w półświatku motocyklowym. Ale szanować go, a już tym bardziej szanować naszego loklanego oddziału nie musi nikt. Bez przesady, chyba nikt o zdrowych zmysłach nie uważa, że przez wewnętrzne konflikty i beefy oddziałów różnych MC, dochodzi do jakiś decyzyjnych działań i interwencji całego Mongols MC. Tym bardziej, że RSMC jest klubem znaczenie mniejszym i nie oddziałuje na "wielką politykę terenową". Strzelaniny czy pobicia między jednym oddziałem Mongols a jednym oddziałem SRMC, mają wydźwięk jedynie lokalny. Nawet jeśli teoretyczna wojna między moim oddziałem a oddziałem Karasia zakończyłaby się faktycznym zdetronizowaniem jednej z grup, to nadal przemieszaczmy się wyłącznie w granicach serwerowego półświatka i nikt nie będzie wystosowywał konsekwencji z ramienia State czy National Presidenów. No bez przesady. To jest absurdalne, jakby czysto teoretycznie serwerowa Yakuza zdetronizowała serwerowe AP, idąc anaglogiczną obawą przed graniem dużych marek, Yakuzę musiała by spotkać jakaś niespotykana agresja z ramienia rządzącego półświatkiem zachodniego wybrzeża La Eme, bo Yakuza doprowadziła do zdetronizowania AP, które jest zbrojnym ramieniem La Eme. Dlatego uważam, że obawa i teorie głoszące, jakoby wybierając Mongols jako swojąorganizację, próbujemy wymuszać realne korzyści albo zabezpieczenie dla swojej organizacji są totalnie nie na miejscu. "Dodam też, bo przemknęło mi – nie wiem skąd pomysł, że Reapers jest z innego kraju, ale chyba znamy aplikacje dwóch innych organizacji." Chyba doszło do jakiejś pomyłki. Jeśli odnosisz się do mojego posta. Napisałem, że SRMC jest klubem z Teksasu - z innego stanu, nie kraju. Jedynym oddziałem klubu z innego kraju obecnie jest Comanchero, którego gracze o dziwo respektuje realną politykę terenową w So-Cal. Dokładnie tak jak napisałaś. Konkretne stany dzieli wiele klubów i wiele klubów jeździ ze stanowym Bottom Rockerem. Najczęściej jeden albo dwa kluby claimują teren jako ci dominujący. Kalifornia jest podzielona między dwa kluby. Mongols claimuje SoCal (Połódniowa Kalifornia), a Hells Angels claimuje NorCal (Północna Kalifornia). Bottom rocker z nazwą stanu nie oznacza tyle "rządzenia stanem", co "posiadania stanu", a to czyni bottom rocker bardzo politycznym aspektem klubów. W realnym świecie klubowym bottom rocker stanowi źródło konfliktów między klubami. Tak jak każda inna polityka (nie wiem czy jest inne lepsze polskie określenie na angielskie politics) może byc bardziej lub mniej respektowana przez dane grupy, a nawet pojedyncze jednostki. Sosa the Ghost ciekawie opowiada o tym temacie w swoich filmach odnośnie protokołów i polityki świata OMG. W obecnych czasach wiele klubów z nowym podejściem do polityki nie trzyma się tak sztywno zasad i samozwańczo nadają sobie bottom rockery. Old schoolowe kluby i old schoolowi bikerzy czynią znów z bottom rockerów rzecz świętą. Dlatego w świecie OMG dochodzi często do starć na tle politycznym. Starcia zachodzą między członkami danych klubów, między oddziałami, itp. Ale rzadko przyjmują formę na tyle globalną by oddziaływać na cały stan czy na całe USA. Dlatego słyszymy o największych konfliktach takich jak ten w Laughlin (Mongols vs HA) czy w Waco (Bandidos vs Cossacs). Te mają realny wydźwięk w wielkiej polityce. Wszystkie inne starcia i konflikty, do których dochodzi w grze powinny być odpowiednio wyskalowane. Nawet jeśli konflikt opiera się o tereny i rządzenie czym kolwiek, to nadal należy brać pod uwagę to, że ten konflikt jest lokalny i dotyczy wyłącznie oddziałów biorących w nich udział, a jego konsekwencje są lokalne. Oczywiście zakładanie oddziału klubu w stanie, który jest claimowany przez duży klub nie może obyć się bez Blessingu ze strony tego dominującego klubu. Dlatego, warto wreszcie ustalić jakieś jasne zasady w półświatku. Mogę powiedzieć jak to wygląda z naszej strony. Tworząc organizację odwzorowującą oddział Pacific Coast Mongols MC, zakładamy że oddział istnieje już wiele lat ale od pewnego czasu nie był aktywny przestępczo i tym dajemy sobie miejsce na budowanie swojej siły drogą IC jako grupa przestępcza, nie jako oddział Mongols MC. Jeśli gramy aktywny i jeden z wielu oddziałów, to kwestia zdobywania bottom rockera itp jest już ustalona i nie wymaga tłumaczenia. Nasz pogląd na inne grupy grające oddziały klubów MC: Tutaj uznajemy, że jeśli dana organizacja ma panel i jest częścią półświatka, to narracyjnie musieli też dostać Blessing od Mongols MC - klubu dominującego w SoCal. Teraz, dlaczego dostali ten blessing? To już nie jest kwestią najważniejszą. Po prostu w jakiś sposób go dostali i tak jest. Więc koegzystujemy wszyscy w serwerowym SoCal i serwerowej Kalifornii czyli San Andreas. Jaki jest nasz stosunek do danych klubów i oddziałów? Neutralny. Od samego początku gramy neutralnych w kontaktach z każdym MC w San Andreas. Swobodnie poruszamy się po mieście i stanie, bez konieczności wydzwaniania i zgłaszania, że o godzinie X i Y, będziemy zatrzymywać się na siku na ulicy XY, która leży na terenie danego klubu. Nie widzimy potrzeby, bo takich rzeczy się nie robi w tak małej skali jakim jest funkcjonowanie w obrębie jednego miasta, hrabstwa czy stanu. Zarówno my byliśmy już w barze Comanchero i w barze Vandals MC, jak i Comanchero było w naszym barze. To kolejna kwestia. Czym innym jest wtargnięcie do domu klubowego a czym innym obecność w cywilnej knajpie, którą dany oddział uważa za swoją. Ani ze strony Vandals MC, ani ze strony Comanchero MC nie spotkaliśmy się z negatywnym podejściem do naszej obecności w ich knajpie. Czy byliśmy tam mile widziani? Może nie byliśmy tam mile widziani, ale każdy zachował na tyle respektu i honoru, tak bardzo ważnego w świecie bikerskim, że nie robił rabanu o tak nieważną kwestię jak posiłek i napój w knajpie. Jeden z naszych członków poczuł się olany w barze Comanchero, co go zdenerwowało i nie darzy ich sympatią. No ale nadal, nie wyeskalowało to nigdy do żadnego poważnego konfliktu. Nagle w knajpie na terenie SRMC, JEDEN osamotniony member postanawia wyrazić głośno swoje niezadowolenie naszą obecnością na ich terenie. Czy jesteśmy temu winni? Czy to my doprowadziliśmy do jakiejkolwiek interakcji z kimkolwiek z SRMC? Nic z tych rzeczy. Odpowiedziałem na atak w naszym kierunku. Po czym, dla zaznaczenia swojej pozycji i zaakcentowania mojej pogardy dla ataku w naszą stronę, jeden z naszych obdarował lokal wlepką głoszącą "Mongols State". O ile nie spodziewaliśmy się interakcji, o tyle wrzucenie wlepki było już celowym zabiegiem disrespectującym klub. Chyba mamy prawo disrespectować klub nawet na ich terenie, bo tak jak powiedziałem polityka terenowa jest polityką, a działania mogą się o nią opierać, ale polityka wcale nie musi nas ograniczać. Poza tym, skoro dzielimy ze sobą stan, to wszyscy claimujemy ten teren jako swój i nikt nie jest w błędzie mówiąc o terenie jako o swoim. Osobiście, rozumiem dlaczego ktoś grając klub autorski narzuca sobie stanowy bottom rocker. Po prostu dodaje się do listy klubów aktualnie działających w Stanie i zwalnia się z gry polityki i pozyskiwania blessingu, itp. Dlaczego? Dla jednych jest to świetna okazja do tworzenia sobie fabuły, dla innych fabularne rozwijanie klubu od tak wczesnego etapu nie jest przyjemnością. Ja sam wolę grać gotowy oddział z racji na swoje doświadczenie i doświadczenie moich graczy. Graliśmy już scenariusze tworzenia oddziałów od zera i po prostu nie chce nam się powielać znów gry formalności. Wolimy grać gotowy oddział i skupić się na budowaniu organizacji i jej statusu w grze. Bottom rocker nie ma znaczenia jeśli chodzi o faktyczny status i siłę grupy przestępczej jaką jest dany oddział klubu motocyklogo w lokalnym półświatku. Co byłoby najlepszym rozwiązaniem w takiej sytuacji? Jasno określić jak działa logika stojąca za polityką klubów motocyklowych i wymagać, by w tematach organizacji grających realne oddziały danych OMG zamieszczać część opisującą aktualny stan oddziału i to dlaczego nagle staje się aktywny i zaczyna walczyć o pozycję w lokalnej przestępczości. A w klubach autorskich zamieszczać informację o tym, w jaki sposób i od jakiego klubu ten oddział otrzymał Blessing. Dwie proste informacje, które dają opiekunom pewność, że organizacje nie są nieuświadomione co grają i w jakiej polityce się poruszają. Czym innym jest teren zajmowany w danym momencie, który ogranicza się do części miasta, kilku przecznic, danej ulicy, danych biznesów, a czym innym teren claimowany przez KLUB nie oddział. Tak samo czym innym jest aktywne działanie i postowanie na terenie innego oddziału, a czym innym jest pojawienie się w neutralnym nastawieniu i bez intencji na terenie danego oddziału. Mam nadzieję, że to wyjaśnia wiele dziwnych spekulacji i poglądów na temat funkcjonowania OMGs. To wszystko właściwie ująłem w akapicie wyżej. Nie byłoby problemów, gdyby gracze podejmujący się gry klubów, oprócz zasad serwerowego półświatka, rozumieli też zasady polityki OMGs. Nie ma czegoś takiego jak problem wielkości realnego MC w odniesieniu do serwerowych realiów. Skoro jak sama zaznaczyłaś, serwerowe realia głoszą, że nasze lore to Cali i L.A, to oczywistym jest, że występujące w nich rozkłady sił danych grup przestępczych powinny być rozumiane. Rozumiane w narracji i świadomości graczy i postaci, ale nie muszą nikogo ograniczać ani nikomu wadzić w swobodnej walce o wpływy i o status danych organizacji. Czas powstania organizacji wpływa na jej potęgę w lokalnym półświatku. Dlatego, jeśli SRMC byłby oddziałem stojącym na serwerze dwa albo trzy miesiące dłużej od mojego oddziału, wtedy zastanowiłbym się dwa razy czy nie przyjąć innej postawy. Ale jeśli jesteśmy w tym samym miejscu w tabeli, a przynajmniej tak mi się wydaje (mogę się mylić i to wydarzenia ic powinny mi to uświadomić a nie skargi na forum), to pozwalam sobie działać bezwzględnie w ich kierunku. Serwer powinien dawać możliwość gry oddziału w każdy z trzech możliwych sposobów. Autorsko - z uwzględnieniem fabuły świadczącej o tym, że autorski klub ma historię i status, a oddział rozgrywany na serwerze ma Blessing od dominującego OMG w stanie. Autorsko - gra od zera. Tworzenie klubu od zera, co jest bardzo ciekawe ale wymagające uśpienia swojego ego i startowania w roli spisującej na bycie najniżej w polityce OMGs. Albo z przeszłością dotyczącą samego klubu, ale startowaniem nowego oddziału w Los Santos - wtedy znów trzeba chować ego i próbować otrzymać blessing w pierwszej kolejności od jednego z oddziałów aktualnie grających klubów, co potem doprowadzi do blessingu od state presidenta tego klubu. To długa i wymagająca kompromisu droga, na którą wielu graczy może nie stać, bo wiemy jak wielgachne ego potrafią mieć. Realnie - tak jak gramy my. Wchodzenie w buty jednego z realnych oddziałów realnych klubów i gra w budowanie pozycji jako lokalna grupa przestępcza. Tutaj też jest miejsce na grę tworzenia od zera nowego fikcyjnego oddziału danego realnego klubu. Wtedy dodajemy sobie cały wątek pozyskiwania akceptacji oddziału od State Presidenta. Teraz pora na mięsko:
  6. Okej. Postaram się być jak najbardziej rzeczowy i odpowiedzieć na zarzuty ze strony @boa. Zaskakujące jest to, że prowadząc ofensywne działania w stronę Mongols MC in game, jednocześnie próbujesz rozwiązać konflikt na forum. Podjąłem rzuconą nam rękawicę i z wielką radością chciałbym kontynuować konflikt naszych organizacji. Nie rozumiem dlaczego postanowiłeś wylać jakieś żale i paranoiczne wizje w dziale skarg, zamiast kontynuować grę. Ale nie to jest tematem twojej skargi, więc krok po kroku przejdę przez nią i wyjaśnię brednie. Po kolei: "Hipokryzja i lore serwera. Lider Mongols za każdym razem, gdy wypowiada się o naszym fikcyjnym MC dodaje wiele kąśliwych określeń, by pokazać swoją pogardę dla naszej koncepcji gry. Chce zaznaczyć, że stosujemy się do lore serwera i przestrzegamy zasad, które panują na serwerze. Nie gramy LA, Hollywood ani IRL klubów z silną pozycją w realnym świecie w przeciwieństwie do naszych przyjemniaczków z pacific coast. Jeśli lore serwera byłoby /worldowe/ to byśmy się do niego stosowali tak samo jak stosujemy się do /vajbowego/. Jest to nie na miejscu żeby jakiś wkurwiony facet interpretował i klasyfikował nas jako gorszych, bo nie jesteśmy tacy "amełykańscy". Grają IRL klub i przekładają jego potęgę na gierkę co jest niesamowitym fikolkiem i nie powinno mieć to miejsca. Gdyby jeszcze ich gra swojej wyimaginowanej pozycji serwerowej opartej na klubie z IRL zamykała się w ich kółku wzajemnej adoracji to nie stanowiłoby to problemu tak w naszej opinii narzucanie narracji statusu i wielkości ich organizacji jest jawnym PG na cały półświatek przestępczy, nie tylko MC grające na serwerze. W rozumowaniu Mongols, wszystkie organizacje oficjalne powinny się kłaniać im, ponieważ w RL liczebność klubu jest o wiele większa niż projektów autorskich na serwerze. Streetcredit na tym serwerze zdobywa się poprzez grę IC, a tworzenie tworu, który występuje IRL nie daje z góry statusu potęgi." Za każdym razem gdy wypowiadam się o waszym fikcyjnym MC dodaję wiele kąśliwych określeń, bo tak jak błyskotliwie wyczytałeś moje intencje, gardzę waszą koncepcją gry. Tak samo jak gardzę wieloma innymi koncepcjami gry, które według mojego gustu są po prostu warte pogardy. Niestety, za opinię i brak szacunku do gry jakiś autorskich tworów nie mogę zostać ukarany. A to czy się ze mną nie zgadzasz i prezentujesz zupełnie przeciwną wizję kreacji czegokolwiek na serwerze pozostaje w swerze opinii i głoszenia jej. Jak możesz stosować się do lore i zasad, których ten serwer nawet nie określa ściśle w żadnych publikacjach. Tutaj mamy potwierdzenie z ust a raczej spod palców opiekunki, że jednak: Nie gracie IRL klubów z silną pozycją w realnym świecie, bo najzwyczajniej w świecie gryzie się to z waszą wizją na autorski klub motocyklowy z mother-chapter w Teksasie, którego jeden osamotniony oddział-macka wykwita w San Andreas w styczniu tego roku i w niespełna miesiąc pozyskuje prawo do bottom rockera SAN ANDREAS. To jest dopiero nie samowity fikołek fabularny, który poruszył nawet obecnych opiekunów półświatka do wprowadzenia zasad, które pozwolą zwalczyć tak niesamowicie bzdurne i przefantazjowane kreowanie klubów motocyklowych w serwerowych realiach. - - - - - - (wycinki rozmowy Savy z graczami wybranymi do omówienia zasad serwerowych, najbliższych tym realnym; screeny oddzielone "-" jako osobne wątki, żeby nikt nie zarzucił mi fabrykowania rozmowy) Sam napisałem, że zakładam oddział Mongols MC, nie po to żeby mieć z tego jakiekolwiek korzyści czy przywileje albo krótszą drogę do statusu Organizacji Oficjalnej, a po to żeby zgodnie z obecnym standardem grać jak najbliżej realiów Los Angeles i całego So-Cal. Gdybym czynił Power Gaming wyborem Mongols jako organizacji, już dawno miałbym supplierów. A jednak nasze dwa podania na supplierów zostały odrzucone. Odrzucony został nawet ticket z prośbą o zwiększenie limitu wytrychów na rzecz projektu zarobkowego kradzieży motocykli. Więc jakiekolwiek fantazjowanie o naszych intencjach przy zakładaniu organizacji, innych niż chęć gry jednego z oddziałów najbardziej ikonicznego i kultowego klubu z So-Cal, są wyłącznie fantazjami graczy cierpiących na syndrom Jaxa Tellera i Sons of Anarchy. Jeśli już jesteśmy przy naszym wyborze, naszej kreacji fabularnej i calokształtcie naszej organizacji, to jak najbardziej uważam, że powinno się grać kluby realne, by wpasowywać się w aktualnie grane standardy. A standardy są oczywiste, większość organiacji to kliki realnych gangów z Los Angeles, fikcyjne rodziny należące do La Cosa Nostra, oddziały realnych klubów motocyklowych - przyjrzyjmy się półświatku przestępczemu Vibe: 1. GuttaGang (Grape Street Watts Crips) - Realny set gangu Crips. Temat usiany nawiązaniami do Los Angeles, projektu Jordan Downs, realnych nazw ulic. Odgrywający powiązania z La Eme, czy kartelu narkotykowego Sinaloa Cartel 2. San Fierro Crime Family - Co prawda fikcyjna rodzina mafijna, jednak należąca do struktur American Mafia (LCN) 3. White thugs from 818 (SFVP) - białoskóry gang San Fernando Valley Peckerwoods. Ponownie w temacie mowa o Los Angeles i Kalifornii. Sama nazwa odnosi się do realnego geograficznego obszaru w aglomeracji Los Angeles. 4. Cornbread Nation - The untold story of Homegrown Syndicate - Grupa należąca do Cornbread Mafia z Kentucky i jej losy w Blaine County. 5. Public Enemy Number 1 - Połączenie gangu ulicznego i więziennego (PEN1) - Odniesienia do Orange County i Południowej Kalifornii. 6. Hye Mafia; Armenian Power - Nawiązania do ścisłej współpracy z La Eme 7. Comanchero MC - Fikcyjny oddział realnego OMG z Australii, założony w San Andreas. 8. WAH CHING | WESTERN-SIDE 23 (WS-23) - W temacie mowa o Chinatown w Los Angeles. 9. Rabbit Gang ( E/S Playboys 13 ) - realny set latynoskiego gangu PBS13. W temacie znów mowa o Los Angeles, wzmianki o realnych ulicach i dystryktach. 10. Tiny Rascal Gang | Top RanK Gang - realny set gangu TRG. W temacie znów pojawia się Los Angeles, pojawia się Long Beach czy Oakland. 11. REᛋPECT FEW FEAR NONE | MONGOLS PACIFIC COAᛋT - realny oddział realnego OMG - Mongols MC, wywodzącego się i dominującego w Południowej Kalifornii. Przy takiej ilości frakcji odwzorowujących, czy też fabularnie ściśle powiązanych z realnymi grupami przestępczymi działającymi na terenie Kalifornii, można bezwzględnie wywnioskować, że całe lore serwera zbudowane jest o odzwierciedlenie Los Angeles i tamtejszego półświatka. Jeśli 11 organizacji przestępczych na serwerze odwzorowuje fabularnie i stylistycznie realne odpowiedniki, to głupotą jest twierdzić, że tylko moja organizacja odstaje od całokształtu. Gdybyśmy chcieli iść dalej, to obecne standardy półświatka stawiają na organizacje odwzorowujące jak najbliżej realizm. Powstają Discordy - skarbnice wiedzy o gangach i grupach przestępczych z L.A. Wszystko jest dokładnie researchowane i analizowane, a później przekładane na grę. Tak się gra w dzisiejszych czasach. Era h-rp i oragniazacji-gildii, które odgrywały jednooddziałowe kluby pokroju Sons of Anarchy dawno stanowią obiekt drwin, tak samo jak obiekt drwin stanowią Ballasi i Grove Street. Discord Gangland PL i całe archiwa wiedzy o przestępczości w realiach LA: A tutaj anglojęzyczny odpowiednik tylko nastawiony głównie na OMG: A wy dalej uważacie, że lepiej grać autorski klubik, najlepiej tak od zera ale w tydzień już zarobić bottom rocker San Andreas i grać potęgę światową a przynajmniej w San Andreas i uznawać, że nie ma w lore niczego ponad wami. ŚMIESZNE.... "W rozumowaniu Mongols, wszystkie organizacje oficjalne powinny się kłaniać im, ponieważ w RL liczebność klubu jest o wiele większa niż projektów autorskich na serwerze. Streetcredit na tym serwerze zdobywa się poprzez grę IC, a tworzenie tworu, który występuje IRL nie daje z góry statusu potęgi." Dlaczego pozwalasz sobie snuć jakieś wyssane z palca teorie, jakoby w naszym rozumowaniu wszystkie organizacje (w tym oficjalne) powinny nam się kłaniać? Skąd bierzesz podstawy do takich wniosków? Jeśli uważasz, że stawiamy się ponad innymi organizacjami ze względu na to, że gramy Mongols, to jesteś w totalnym błędzie. A nawet wielu błędach. Pierwszym błędem jest sposób w jaki pojmujesz zasady terytorialne OMG's i to jak wpływają na rozkład sił i kontakty między klubami. Zasady są ustalone od dekad. Rozkład sił nie zmienia się na tyle diametralnie, żeby nagle doszło do jakiejś zmiany. Kluby posiadające większość liczebną w danym stanie/części stanu najzywczajniej w świecie go claimują. Nie jest to równoznaczne z władzą totalitarną na danym terenie i nie wiąże się z całowaniem kogokolwiek po stopach, czy padaniem na kolana przed tym czy innym oddziałem. Dodatkowo oddziały klubów motocyklowych są dość niezależnymi jednostkami i skrajnie rzadko dochodzi do sytuacji, w kórej cały stan grupuje się w kilkudziesięcio osobową armię, by toczyć wojnę z kimkolwiek. Przez wasze paranoiczne podejście do gry, każdy nasz ruch uznawany jest za atak w waszą stronę, ale o przyczynach tej paranoi napiszę na końcu. Dzięki temu, że gramy odział Mongols MC, możemy opierać się o realia So-Cal i Los Angeles. A realia So-Cal i Los Angeles są takie, że Mongols MC claimuje je będąc klubem dominującym. Wam wszystkim się wydaje, że dominacja klubu Mongols jest równoznaczna z dominacją oddziału Pacific Coast. Wyprowadzam was z błędu. Gramy ODDZIAŁ czyli dla ułatwienia odpowiednik kliki gangu. Dla większego ułatwienia - Mongols = Crips. Nasz oddział jest tak silny jak silny jest jego najsłabszy członek. Co to oznacza? Mamy taką samą wartość streetcreditu jak wszystkie inne frakcje przestępcze na serwerze. Zdobywamy sojuszników i rywali w taki sam sposób jak wszystkie inne organizacje przestępcze. Wśród społeczności cywilnej obnosimy się ze swoimi barwami, tak samo jak swoimi barwami (fullcapy) obnoszą się członkowie gangów. Tak samo jak każdy inny gangbanger, tak członek oddziału Pacific Coast, będzie stawiał swój kolor ponad innymi. Nie mamy żadnej potęgi w półświatku i nie oczekujemy, żeby ktokolwiek dawał nam ją za darmo. Wypracowujemy sobie pozycję w sposób naturalny i właściwy dla każdej organizacji przestępczej na serwerze. No i oczywiście uważam, że wy wybierając sobie świadomie kreowanie organizacji powinniście doskonale rozumieć, że sami narzuciliście sobie grę od najniższego pułapu POLITYKI TERYTORIALNEJ 1% KLUBÓW MOTOCYKLOWYCH - POD ŻADNYM POZOREM NIE MYLIĆ ZE STREETCREDITEM CZY POTĘGĄ GRUPY PRZESTĘPCZEJ JAKĄ W PIERWSZEJ KOLEJNOŚCI KAŻDY Z NAS JEST. Nie rozumiem dlaczego od lat istnieje jakaś totalna ignorancja w community dotycząca ogółu gry OMG's. Duża część społeczności słysząc klub motocyklowy myśli o 10-15 osobowej grupie facetów w kamizelkach z logo. Kluby grane na serwerach, czyli kluby 1% to duże organizacje, podzielone na małe względnie autonomiczne kilkunastoosobowe odziały. I my na serwerach rp odwzorowujemy jedynie te oddziały, czyli wycinek klubu. Wydaje mi się, że nieliczni rozumieją, że odgrywanie klubu motocyklowego jest częścią fabularną w kreowaniu frakcji przestępczej o charakterze OMG. Właśnie i tu słowo kluczowe - o charakterze OMG. Polityka klubowa, w tym terytorialna powinna być częścią fabularną projektów. Nawet jeśli Mongols MC czy Hells Angels MC są dominującymi KLUBAMI, to ich ODDZIAŁY mogą być zarówno liczne i silne, jak i małe i słabe. Tak jak oczywistym faktem jest, że Apperzy mają nad sobą La Eme i opierają narrację swojej fabuły o wszelkie interakcje z emeros, politykę więzienną, cary, itp., tak samo oczywistym faktem jest, że my grając Mongols MC będziemy zgodnie z realiami głosić, że so-cal należy do Mongols. Ale czy faktycznie nasz oddział dzięki temu jest ponad wszystkich i wszystko? No oczywiście, że nie. Sami sami narzuciliśmy sobie fabularnie, że przez wieloletnie działania National Presidenta Lil Dave i jego politykę, większość oddziałów jest przestępczo ograniczone lub wygaszone. Tak, główny President Mongols MC prowadził politykę skupiającą się na czynieniu z klubu korporacji. Ograniczał przestępczość i walczył o dobry PR dla całego klubu. Dodatkowo, nasz oddział dopiero odradza się na przestrzeni przestępczej i zdobywa streetcredit. (Tutaj dokładny wpis w naszym temacie, świadczący o tym, że gramy osłabiony oddział. Wychodzący z przestępczego uśpienia.) Dochodzimy do sedna sprawy. "Zasady MC a cała ta prowokacja ze strony Mongols. Jeśli ktoś siedzi w tych klimatach i zagłębia się w niego poszerzając swoją wiedzę z dostępnych materiałów, to zdaje sobie doskonale sprawę jak ważną rolę odgrywa szacunek w tym środowisku. Przyjeżdżanie na teren innego klubu, który jest na prawie drugim końcu 15 milionowej aglomeracji i walenie tekstów, że to ich teren, jest niesamowitym absurdem. Takie sytuacje, że 5 klubów dzieli jeden stan są czymś naturalnym. Mają oni swoje strefy nad którymi panują i respektują między sobą ów zasadę. Jeśli ktoś tego nie respektuje kończy się to awanturami, bo jest to równomierne z tym, że chuj kładą na inny klub - nie okazują szacunku. Całkiem podobnie jak w gangach. Tymczasem Mongols MC przyjeżdża z drugiego końca miasta w dziesięć osób, odziani w kamizelki i drwią z nas, okazują brak szacunku i stawiają sprawę jasno, że to ich teren. De facto wychodzi na to, że całe miasto jest ich. Ba! Cały stan! Jest to kompletna odklejka i nie ma jakiegokolwiek odzwierciedlenia na realny świat.Zasady MC a cała ta prowokacja ze strony Mongols. Jeśli ktoś siedzi w tych klimatach i zagłębia się w niego poszerzając swoją wiedzę z dostępnych materiałów, to zdaje sobie doskonale sprawę jak ważną rolę odgrywa szacunek w tym środowisku. Przyjeżdżanie na teren innego klubu, który jest na prawie drugim końcu 15 milionowej aglomeracji i walenie tekstów, że to ich teren, jest niesamowitym absurdem. Takie sytuacje, że 5 klubów dzieli jeden stan są czymś naturalnym. Mają oni swoje strefy nad którymi panują i respektują między sobą ów zasadę. Jeśli ktoś tego nie respektuje kończy się to awanturami, bo jest to równomierne z tym, że chuj kładą na inny klub - nie okazują szacunku. Całkiem podobnie jak w gangach. Tymczasem Mongols MC przyjeżdża z drugiego końca miasta w dziesięć osób, odziani w kamizelki i drwią z nas, okazują brak szacunku i stawiają sprawę jasno, że to ich teren. De facto wychodzi na to, że całe miasto jest ich. Ba! Cały stan! Jest to kompletna odklejka i nie ma jakiegokolwiek odzwierciedlenia na realny świat." Prawie drugi kraniec 15 milionowej aglomeracji to zaledwie godzina drogi przy dobrym natężeniu ruchu. Bazując na realnych odpowiednikach naszych dystansu jaki musieliśmy pokonać, godzina drogi to nic wielkiego w amerykańskich realiach. Kalifornię dzieli nie pięć a kilkanaście klubów motocyklowych i jest to jak najbardziej naturalne. Oczywiście, wszyscy mają swoje strefy, jednak dotyczy to KLUBÓW DOMINUJĄCYCH, a nie szarej masy klubów 1%. Czyli, na rzecz zobrazowania ogółu użyję teraz nie Mongols a Hells Angels - jeśli klub z zerową prezencją (brakiem oddziałów) w Illinois chce jechać do Chicago za jakąś ważną sprawą, albo chce otworzyć tam swój oddział, powinien uszanować DOMINUJĄCYCH tam Outlaws MC i dać znać o swojej prezencji STATE PRESIDENTOWI a nie Presidentowi jakiegoś oddziału jednego z kilkunastu, nie dlatego że muszą paść do stóp pana, a dlatego żeby nie doszło do nieporozumienia, gdy nagle w Chicago widziani będą goście z barwami klubu, który w Illinois nie występuje. Dzielenie Los Santos na strefy polityki klubowej jest głupie i uciążliwe. Sam kiedyś byłem zwolennikiem takiej wizji gry, jednak szybko doszło do mnie, że na tak małej skali jaką jest serwer i świat gry, działania takie nie mają większego sensu. Dodatkowo dynamika pojawiających się i zamykających ogranizacji grających mc, nie pozwala na grę aż takich przedsięwzięć logistycznych. Oddziały różnych klubów działające w obszarze jednego stanu czy hrabstwa przecinają się i funkcjonują obok siebie bez konieczności bicia pokłonów czy jakiś logistycznych fikołków. Zgodnie z tą myślą, nie wymagam żeby ktokolwiek mi się meldował z racji, że gram jeden z oddziałów Mongols MC. Nie wymagam nawet, żeby ktokolwiek bił mi pokłony czy uznawał wyższość moją, mojego oddziału czy mojego klubu. Każdy oddział jakiegokolwiek klubu ma prawo disrespectować drugi oddział innego klubu, tak samo jak ma prawo oddać szacunek, albo zgodnie z realiami respektować wyższość terytorialną. Zgodnie z tą zasadą nie narzucam też nikomu respektowania nas w jakikolwiek sposób. Często pojawiamy się w różnych klubach i barach, żeby uczestniczyć w życiu serwerowym i wyświetlać swoją aktywność. Nigdy nie doprowadzaliśmy do prowokacji z pracownikami czy z ludźmi grającymi w knajpie czy klubie. Jeśli dochodziło do jakiś starć i agresji, to zawsze na zewnątrz. Trzymamy się protokołu i staramy się zawsze zdejmować cuty, gdy wiemy że będzie bitka. Nie wszczynamy burd i rozbojów w biznesach, dbając o dobry PR. Nie spotkałem się z zażaleniami odnośnie naszej obecności w jakimkolwiek biznesie. Poza tym, tak jak napisał Shaller: Tego staramy się trzymać. Korzystamy z usług klubów ze striptizem, płacimy napiwki przy barach. BA! Nawet interesujemy się losem miejsc, w których lubimy spędzać czas. Tutaj mam na myśli naszą rozmowę i przejęcie się faktem, że jakiś wariat wybił szybę w knajpie użytkowniczki Malibu (wybacz nie pamiętam nazwy). Lubimy interakcję ze społecznością serwerową i nawet będąc bandytami w skórach staramy się nie powodować zbędnych problemów. Teraz pora na wyjaśnienie naszej prezencji w barze powiązanym z SRMC: Tutaj mamy najklarowniejszy obraz paranoi jaką Karach rozwinął w sobie przez ostatnie kilka lat gry i jaką niestety wpaja w głowy ludzi grających z nim. Opiszę po krótce genezę naszych odwiedzin w Highway Yard Inn. Tego wieczora obszyliśmy trzech nowych członków naszego oddziału i w ramach celebracji udaliśmy się do miasta. Jak właściwie mamy w zwyczaju. Dzień wcześniej, po wizycie w klubie ze striptizem, chcieliśmy w drodze powrotnej odwiedzić jakikolwiek bar, by zaliczyć ostatniego shota. Padło na bar Highway Yard Inn, bo no nie ma co ukrywać był chyba jedynym działającym i nie będącym restauracją z przegrzebkami i muszlami świętego jakuba, a miejscem prowadzonym przez bikerów, więc w naszym klimacie. Odbiliśmy się od klamki, gdyż Highway Yard Inn już się zamykał. Możecie mi wierzyć czy nie, ale nie żyję od rana do nocy uprzykrzaniem życia Karasiowi i jego ekipie. Miałem gdzieś, czy będzie tam jego oddział, czy nikogo nie będzie. Do tej pory przynajmniej z mojej strony byłem zupełnie neutralny względem jego oddziału. Oczywiście, In Character uznaję jego klub za mniejszy od mojego potężnego Mongols MC. (NIE MYLIĆ Z ODDZIAŁEM). Jego klub faktycznie jest mniejszy i mniej znaczący, co sam liczbowo i terytorialnie określił w swoim temacie. Mój temat zaś określa, że Mongols jest Worldwide i jednym z największych w USA. (Dokładnie z informacji podanych w tematach wynika: SRMC - 180-230 członków ; Mongols MC - 800 -850). Dlatego, chociażby przez informacje zawarte przez nas w naszych tematach mam prawo uznawać się za klub większy i poważniejszy. Wracając do sedna, w poniedziałek razem z nowymi członkami oddziału pojechaliśmy do Highway Yard Inn, gdyż znów było to jedno z nielicznych otwartych miejsc klimatem nam odpowiadającym. Oczywiście, liczyłem że będą tam gracze z organizacji Karasia, bo jak każdy gracz rp i lider organizacji chciałem pokazać jak jesteśmy liczni i aktywni. Czy chciałem go pressować? Hmm, tak każda okazja do pressowania jest dobra. Takie mam podejście i założenia na ten projekt. Gram bezpiecznie ale pozwalam sobie zachowanie ofensywne i dominujące. Nie ze względu na jakiś power gaming szumiący w paranojach Karasia, a ze względu na to, że taki mam koncept na wyrabianie sobie streetcreditu. Zadję sobie sprawę, że raz może ta polityka zadziałać, a raz może doprowadzić do spięcia. Dotarliśmy do knajpy i graliśmy tam zupełnie normalnie. Zamówiliśmy dużo alkoholu i przekąski w postaci kanapek. Prowadziliśmy imprezowy small-talk, głównie o filmie Szybcy i Wściekli - przynajmniej ja zaangażowałem się w tę rozmowę z kilkoma moimi klubowymi braćmi. Obsługująca nas kelnerka (rozumiem że to Malibu) została przeze mnie nazwana w pieszczotliwy sposób, czym okazałem jej szacunek jako gospodarza knajpy: Trwa biesiada. Niestety, jednemu z naszych nie weszło "/spróbuj" na kanapki i bardzo mu niesmakowały. Ale to chyba nie powód, by brać naszą grę za dissowanie SRMC. W takcie biesiady, za moimi plecami staje jakiś typ. A moją postać strasznie denerwuje, gdy ktoś stoi za jej plecami jak creep: Tutaj dochodzi do pierwszego spotkania mojej postaci z postacią Neala Clevengera, który przedstawia się jako członek SRMC: Rozpoczyna się rozmowa. Neal zaczepił Maxa i rozpoczął ofensywnie zadając pytanie czy znudziło nam się wybrzeże, jakby insynuując że nasza obecność w tym barze nie jest mu na rękę. Kiedy zapytał czy jesteśmy tu przejazdem, powiedziałem zgodnie z prawdą, że nie jesteśmy nigdzie przejazdem, a że jesteśmy (członkowie Mongols MC) u siebie (w so-cal, w którym Mongols MC wg polityki terytorialnej jest klubem dominującym). Ten zaś mówi, że znaleźliśmy się na terenie SRMC i wypadałoby informować o naszym planie wpadnięcia na biesiadę. Więc zgodnie z wyznawaną przez siebie politykę, Max oznajmił że nie musi nikogo informować o swoich ruchach w mieście i nie czuje się zobligowany do jakichkolwiek zapowiedzi. Otrzymaliśmy wiązankę insynuującą, że przyjechaliśmy w celach innych niż zabawa w barze. W tej sytuacji to Neal Clevenger oczekiwał, że my będziemy płaszczyć się przed nim i nie brał pod uwagę faktu, że Max zdisrespectował jego nabuchane ego i puszenie się w zwykłej cywilnej knajpie, którą ewidentnie traktuje jak własny club house: Zabraliśmy się z klubu obrażeni zachowaniem Neal'a, który próbował rozdawać karty i przed opuszczeniem parkingu, jeden z naszych wpadł na pomysł zagrania na nosie SRMC, wrzucając im wlepkę "Mongols State". (Tutaj zagranie podobne do tagowania wśród klik gangowych) Uznajesz to za MG? Nie wiem czy obaj rozumiemy tak samo pojęcie metagamingu Wysłałem PW, w którym zaproponowałem treść wlepki, na której przyklejenie już ktoś wpadł, a ktoś inny znalazł. Więc moja podpowiedź, dotyczyła treści wlepki, bo wiem jakie są używane w realu. Nie jest to działanie prowadzące do metagamingu. Moja wiadomość nie wpływa na korzyść narracji, nie dostarczam żadnych danych, których Kevin Fuentes mógł nie wiedzieć. Co innego jakbym napisał mu "Teraz odegraj, że wyciągasz wlepkę i ją przyklej". Ja tylko podałem mu jej treść, żeby była zgodna z realnymi wlepkami i fajnie wpasowywała się w przeprowadzoną dyskusję z Nealem. I teraz mój drogi @boa proszę cię o lepsze odrabianie pracy domowej, jeśli chcesz rozmawiać o moich karach. "Chciałbym przypomnieć, że lider projektu oraz jeden z członków projektu Mongols nie tak dawno mieli bana za MG, bo pisali sobie na /w co mają grać. Na powyższym ssie widać, że niektórzy nie uczą się na błędach." Nie dostałem żadnego bana w swojej karierze roleplayowej. A sytuacja, którą przytaczasz dotyczy zdezaktywowanej kary. Nadał mi ją Boxidro, na polecenie ówczesnego pomocnika opiekuna - Wrzaska, kolejnego paranoika i żeby było śmieszniej to paranoik spod skrzydła Karacha. Nie będę przytaczał genezy tej kary, ale po tym jak wywalczyłem bany dla graczy z El Nuevas MC za granie totalnego gówna, zostały mi przetrzepane logi i wyciągnięto moment, w którym po ataku na nasze kasyno, leżałem z kilkoma innymi osobami na bw. Kiedy policjant zapytał na /do "Czy w kasynie jest zamontowane CCTV?", jeden z leżących na bw zapytał mnie (właściciela) czy są zainstalowane, żeby odpwiedzieć na /do zgodnie z prawdą. Więc moje przekazanie ooc wiadomości o tym, że kamery są zamontowane, zostało podciągnięte pod MG przez szukającego na mnie czegokolwiek Wrzaska. Podsumowując nasze gorące spotkanie w Highway Yard Inn - wysoce paranoiczne i idotyczne jest branie naszej gry za jedeną wielką teorię spiskową pressowania i dojeżdzania OOC organizacji Karasia. Serio, mamy lepsze zajęcia niż dojeżdżanie waszej organizacji. Oczywiście, po tym jak odpowiedzieliście na moje drwiny z waszej pozycji i waszego terenu, zaczynamy ostrą jazdę. Ale tu nie ma żadnego podłoża OOC. Akcja - reakcja. Ja świadomie wyśmiałem ciebie i twój oddział, ty świadomie wysłałeś batalion szturmowy na cywilny biznes jednego z naszych członków i uśmierciłeś w nim człowieka powiązanego z naszym oddziałem. Dlatego wchodzimy na ścieżkę konfliktu klubowego. Nie wiem skąd ten wysryw na forum i jakieś próby udowodnienia mi, że stosuję Mongols MC jako kartę przetargową w czymkolwiek. Zagrałem ofensywnie i zdissowałem Neala i wasz oddział świadomie, a użyłem do tego zgodnego z realiami argumentu i często w ramach braggingu rzucanego przez członkow Mongols hasła: "That's Mongols State", z którym masz prawo się nie godzić. Tak czy siak, stworzył nam się beef. A wy teraz wypłakujecie tutaj jakieś żale. Nikt nie będzie cmokał się genitaliach. Tym bardziej, że rzucany tutaj argument "Na szacunek trzeba sobie zasłuzyć" i "O statusie organizacji świadczy jej staż na serwerze", są totalnymi inwalidami. Po pierwsze, Comanchero również odwiedziło naszą knajpę i nie wyszedłem do nich obsmarkany i opluty ze wściekłości, bo przyjechali do cywilnej knajpy, a nie do mojego domu klubowego. Dzięki czemu nasze relacje są wciąż neutralne. Pokazaliśmy sobie wspólny szacunek. Oni tym, że nie dissowali nas od wejścia, a my tym, że nie puszyliśmy sie i nie stawialiśmy im jakiś terenowych ultimatum. To samo z Vandals MC - przyjechaliśmy do ich cywilnej knajpy na steki i ani jedna ani druga strona nie pluła na siebie jadem. Tylko postać Neala a raczej gracz stojacy za tą postacią, dostał palpitacji serca na samą paranoiczną myśl, że ekipa Pitera przyjechała na jego teren, pewnie żeby uprzykrzać grę, gwałcić psy i zabijać niewiasty czy tam odwrotnie. Dlatego radzę usiąść na spokojnie i zastanowić się, gdzie leży problem. Bo wydaje mi się, że leży on głęboko w psychice Karasia i niestety przelewa się na ludzi, z którymi funkcjonuje. Ale o tym na końcu. Sprawa waszego nalotu na naszą cywilną knajpę. Nie wiem co o tym myśleć. Z jednej strony na filmach to wygląda fajnie, z drugiej strony te wpadanie z draco w skarpetach na glowie i dresach jest ciężkostrawne. Ale rozumiem, często tak rozwiązuje się konflikty w realiach roleplay i no nic się z tym nie da zrobić. Za moje nieposzanowanie dla Neala i wlepkę na drzwiach, postanowiliście wjechać na pełnej kurwie. No nie mnie oceniać słuszność, nie mnie oceniać finezję i wykonanie. Nie było mnie przy tej akcji. Gdy się o niej dowiedziałem, rozbawiła mnie. Widzę, że kilku graczy z mojej organizacji ma co do niej obiekcje i chyba już wygłosili swoje zdanie w tej skardze. Widzę też, że zaszła jakaś kolejna paranoiczna sytuacja, w której domniemacie że umyślnie powbijali sobie PK, znów żeby wam uprzykrzyć życie.... Chryste, to już jest bardzo niezdrowe. Dementuję: Co do PK to zostało już chyba wyjaśnione. Nie mieliście intencji wbić PK, ale niestety roleplay bywa nieprzewidywalny i chłopak uderzony kijem zmarł. Stało się, trudno. Musicie się z tym pogodzić i nie szukać na siłę jakiś zagrań. Moja opinia odnośnie wlotu: Ten wlot był totalnie przesadzony. Posądzacie mnie o Power Gaming opierający się na moim odgrywaniu wg realiów So-Cal i chęci zdobycia przewagi, a sami ustalacie WLOT Z BASEBALLAMI, ŻEBY TYM PODŁYM MONGOŁOM WYBIĆ Z GŁOWY COKOLWIEK, ALE NA WSZELKI WYPADEK WEJDZIEMY Z TRZEMA KARABINAMI, ŻEBY MIEĆ PEWNOŚĆ, ŻE WYGRAMY TO STARCIE. Jest to niezwykle śmieszne i śmierdzące power gamingiem i must winem. Jeśli zależy wam na klimatycznym wpierdolu sprzętem, to zróbcie klimatyczny wpierdol sprzętem. A jeśli zależy wam na wjechaniu z karabinkami ze szmatami na mordach i bluzach w kapturem full incofnito t ozrócie to w ten sposób. Połączenie tego jest totalnym flopem. A juz na pewno mniejszym flopem niż odegrany przeze mnie brak szacunku do niemalże równej stażem i jak mniemam streetcreditem (chyba że ze względu na Karasia jesteście boostowani, tak jak byliśmy boostowani na Redriders MC) organizacji. Teraz coś co nic nie wnosi a jest jakąś przypominajką sprzed kilku miesięcy i prywatną rozmową. Nie przeszkadzał mi wasz fikcyjny klub, bo po rocznej przerwie i powrocie na serwer, potrzebowałem wolnego slota na biznes, który chcieliśmy otworzyć i poprowadzić razem z Nathalyne i Ukasz. Nie mogliśmy się doczekać na wolnego slota na klub (taki muzyczny, nie mc), więc w akcie desperacji napisalismy do Karasia czy nie chce, żebyśmy zrobili go wykorzystując spot jego organizacji. Dzięki Bogu odmówił, a chwilę później zwolniło się miejsce na klub. Otworzyliśmy go i stworzyliśmy ciekawy projekt. Bazując na sukcesie alternatywnego klubu Odium, który do dziś gracze dobrze wspominają. Stworzyliśmy klub Shaft. Przeprowadziliśmy kilka dużych koncertów w tym Hoodstar i Soulsów. Finalnie zwieńczyliśmy go 3 dniowym Festiwalem Muzycznym Alterdrome (stawiam, że jednym z bardziej kompleksowych przynajmniej w zeszłym roku). Więc tak, nie przeszkadzał nam wasz kolejny fikcyjny klub, bo zależało nam na zrealizowaniu planu. Który finalnie i tak zrealizowalismy, bez wiązania się z wami. Zabawa w gamemastera, pokazywanie swojego niezadowolenia na czacie ooc, toksyczność na discordzie. Abstrahując już od całej akcji czy w waszym przekonaniu była ona dobra czy nie to chcę zwrócić uwagę na zachowanie członków projektu Mongols. Gdy zaczęła się akcja i dostali łomot odrazu zareagowali na /b głupimi odzywkami. Następnie zaczęli na /do bawić się w gamemastera i odwoływać akcje, że nic się nie stało. Gdyby tego było mało to zaczęli jeszcze bombardować nas na discordzie. Pozostawiam waszej ocenie czy takie zachowanie dobrze reprezentuje sektor którym zarządzacie. Wystarczająco dużo dowodów na toksyczność graczy tej organizacji zostało na waszych oczach pokazane w ticketach dotyczących naszej rozgrywki, a dodatkowo wszystko można sprawdzić w logach. Podczas wykonywania akcji dynamicznej goście zasłaniają się wyimaginowanymi afkami oraz wcielaniem się w rolę gamemastera narzucając sobie narracje, że nic się nie wydarzyło. Co prawda pojawił się status AFK nad jednym z graczy ale w momencie, gdy zaczęła się już akcja. Bardzo brzydko chłopcy z waszej strony żeby stosować takie manipulacje, ale rozumiem, że tonący brzytwy się chwyta. Tutaj nie mogę za wiele powiedzieć, bo nie uczestniczyłem w tym zajściu i raczej moi gracze sami się bronią albo będą bronić. Mogę jedynie wywnioskować, że moi faktycznie zareagowali na /b, ale czy aż tak głupio? Na pewno nie tak agresywnie i niegrzecznie jak twoi gracze: Gracze mongols: Gracze SRMC: Zostawiam do oceny publiki. No i finalnie kilka słów o wściekłości i niepotrzebnym pieprzeniu głupot OOC. Trochę o zachowaniu Karasia i tym co sobą prezentuje. Dlaczego tak często mówię o paranoi, którą Jacek w sobie wyhodował, a którą roznosi po ludziach przebywających w jego otoczeniu? Otóż, graliśmy razem w Redriders MC (haha tak raz w życiu mnie podkusiło zagrać z Karasiem autorskie MC). Nawet nam jakoś szło. Oczywiście, byliśmy boostowani jak każda organizacja administratorska. Darmowe 1000 obiektów w budynkach, lewe akcje i przekręty. Norma. No ale to nic wielkiego. Karaś ma syndrom Jaxa Tellera i już tłumaczę o co chodzi. To jest prawdziwy power gaming i próby rushowania na sam szczyt drabinki półświatkowej. W Redriders było identycznie. Wtedy w półświatku było kilka klubów i Karaś oczywiście pragnął, by być najważniejszym pośród nich. Próbowaliśmy grać interakcje z klubami, które no niestety nie były najwyższych lotów, ale próbowaliśmy, a Karaś dostawał białej gorączki, gdy musiał z zachowywać się przy nich przynajmniej neutralnie. Nawet Vagos MC, którego respektowanie próbowałem wymuszać argumentując tym, że realnie są ważnym graczem w L.A, nie miało większego znaczenia, bo oczywiście Karaś był na stopie wojennej OOC z prowadzącym ich graczami i miał ich za totalne i toksyczne dno. Dlatego przenosił swoją nienawiść OOC do gry, tworząc postać buffona i ignoranta, który żyje przeświadczeniem, że jego klub jest najważniejszy na świecie od dnia pierwszego. Dlaczego twierdzę, że Karach stosował wtedy power gaming? Jego paranoiczne działanie sięgneło zenitu, gdy swój MC założył Zozim - gracz a raczej ex-gracz (obecnie na banie na 2 miliony lat świetlnych), którego Jacek nienawidzi najbardziej na całym świecie. Kiedy Iron Order MC (mc zozima) nie okazało szacunku (sic! przypomina wam to pewien case?) wielkiemu Redriders MC i nie zagrali pod dyktando Karasia, ten w kilka chwil załatwił jakiś absurdalny wniosek FCK na wszystkich członków Iron Order MC i razem ze swoim kompanem paranoikiem v2 (nazwę go tak, żeby nie wywoływać wilka z lasu), zaplanowali wielką szarżę i bojowe uderzenie na Clubhouse Iron Order MC. Zdobyli kamizelki kuloodporne, broń szturmową i całą ekipą (oprócz mnie, bo nie chciałem pisać się na pewną śmierć, a już na pewno na pewne stanie się memem roleplayowym) ruszyli atakować stojącą dwa dni organizację. Oczywiście, ciśnienie rozbijające czaskę Karasia, doprowadziło do klęski jego wojsk i masowej śmierci graczy z jego organizacji (zasada bw=fck podczas wykonywania wniosku). Posłał do piachu całą swoją organizację, umierając od garstki chłopaków z pistoletami. Takie podejście ma Karaś i takie kreuje organizacje. Potem śmieją się z ciebie i twojego Meksykańskiego kartelu nawet ówcześni opiekunowie półświatka na specjalnie przygotowanych do tego konfach na DC. Tak samo jak śmiejemy się z ciebie wszyscy w swoim gronie, bo stanowisz żyjącego mema chłopa przed czterdziestką z sydromem Pana Życia i Śmierci w gierce i każde zagranie niezgodne z twoją wizją, kończy się albo absurdalnymi działaniami albo jakimiś wywodami jak tutaj czy w tym tickecie, w którym wnioskowałem o podpalenie Highway Yard Inn w odwecie za wasz wjazd do naszej bogu ducha winnej knajpy i zabicie w niej człowieka. A ty nie potrafiąc utrzymać nerwów na wodzy musiałeś wrzucać swoje trzy grosze, aż cię Sava musiała pognać z ticketa. Kto się tutaj zachowuje toksycznie? Pozostawiam odpowiedź publice. Od siebie zakończę tylko tym, że poprosiłem moich graczy, żeby nie wdawali się w zbędne żarcie się na pw z kimkolwiek. Czy się zastosują? Nie wiem, nie jestem ich matką, żeby pilnować z kim i jak rozmawiają czy się kłócą. Wypełniłem swój liderski obowiązek i przedstawiłem wszystkie moje argumenty i pogląd na sytuację. Mam nadzieję, że rozjaśniłem też jak wygląda nasze podejście do gry Mongols MC i realiów.
  7. - 𝑴𝑶𝑵𝑮𝑶𝑳𝑺 𝑷𝑨𝑪𝑰𝑭𝑰𝑪 𝑪𝑶𝑨𝑺𝑻 ™ -
  8. "Pomyśl, że twoja skóra to płótno dla bohomazów, których nie da się zmyć, wykonanych przez kogoś pozbawionego krzty talentu. Zajrzyj do Ink Inc. i dosłownie zamaluj swoje kompleksy." Umiejscowione nad wybrzeżem Pacyfiku Chumash z dostępem do zatok z najlepszymi falami, od dziesięcioleci ściąga pasjonatów surfingu - wolne i artystyczne dusze, ludzi otwartych i chcących wyrażać się między innymi przez tatuaże. Stąd w Chumash już z początkiem lat 80 pojawiły się pierwsze studia. To w nich rodził się styl cechujący się barwnymi i prostymi wzorami przedstawiającymi plażową i surferską codzienność. Na początku lat dwutysięcznych, sieć Ink Inc otworzyła jeden ze swoich punktów na Chumash Plaza. Ten prędko osiągnął miano kultowego, dzięki pracującym w nim artystom. Jednym z nich był Ash "The Needle" Stepton - lokalny guru, który dożył swoich ostatnich dni w nadbrzeżnym Ink Inc. Na kilka lat przed śmiercią przeniósł cały swój warsztat na Max'a Perrę - jednego z tamtejszych tatuażystów. Max "Mad" Perra dołączył do załogi Ink Inc będąc nastolatkiem. Przez kilkanaście lat, rozwijącjąc się pod okiem mentora, stał się kluczowym artystą w studio. Niemalże codziennie pracy Maxa przyglądała się się jego córka Inez. Dziewczyna wychowała się w studio, prędko okazało się również, że odziedziczyła talent po ojcu. Aktualnie, tatuują wspólnie pod szyldem Ink Inc. Wchodząc do lokalu, można rozkoszować się dźwiękiem klasycznego Rocka'a i zapachem skórzanych foteli. Ink Inc szczególną sympatię zyskało wśród członków lokalnego oddziału Mongols MC oraz ich rodzin, którzy są częstymi klientami biznesu od wielu lat. Lokalizacja: Hej! Wychodzę z inicjatywą studia tatuażu na Chumash. Dlaczego akurat tam? Ponieważ Moja postać; Inez Perra, będzie aktywnie grała przy organizacji Mongols MC. Biorąc pod uwagę fakt, że członkowie MC często zdobią swoje ciała tatuażami - uznałam, że to idealny pomysł na tego typu biznes właśnie w tym miejscu. Oczywiście biznes będzie dostępny dla wszystkich, nie tylko dla członków organizacji. Już kiedyś miałam przyjemność prowadzić taki biznes pod nazwą Kim's Ink, który bardzo dobrze prosperował podczas gry w Redriders MC. Biznes będzie miał swój oficjalny profil na Lifeinvader, gdzie będziemy dzielić się zdjęciami tatuaży naszych zadowolonych klientów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę. Warunki użytkowania Polityka prywatności Regulamin