Skocz do zawartości
Gracze online

 

 

Dexel

Gracz
  • Postów

    36
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Aktywność reputacji

  1. TEOS polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  2. Alpha polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  3. Mxsi polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  4. nakiiama polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  5. macieju polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  6. Citrus polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  7. TEOS polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  8. Dexel polubił odpowiedź w temacie przez dziks w Morozov Brigada   
  9. alanerinho polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  10. Karolina108 polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  11. nakiiama polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  12. tazerek polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  13. doctor fetker polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  14. weteranMichu polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
  15. TEOS polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  16. Dexel polubił odpowiedź w temacie przez weteranMichu w Morozov Brigada   
  17. Dexel polubił odpowiedź w temacie przez THE REAL DESTROY w Morozov Brigada   
  18. doctor fetker polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  19. ECPU Lechu polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  20. dziks polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  21. oskarzps polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  22. Czereśnia polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  23. rebelski polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  24. Mxsi polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
  25. tazerek polubił odpowiedź w temacie przez Dexel w Morozov Brigada   
    Opowiadałem wam jak się poznaliśmy? Byłem świeżo po studiach informatycznych na ULSA. Z dyplomem w ręce czułem, że stanę się KIMŚ - w końcu ktoś mnie doceni i zarobie. Zabawne, jeżeli spojrzysz na to wszystko teraz. Nie muszę chyba mówić, że nic z tego nie wyszło i nawet LifeInvader się na mnie wypiął w momencie, gdy potrzebowali ludzi po ich wzroście popularności w 2013 roku? Więc co mógł zrobić gówniarz z dyplomem, marzeniami i ambicjami - zapytasz? Otóż został taryfiarzem. Cholerny zwrot o sto osiemdziesiąt stopni, prawda? Czasami wydaje mi się, że to miasto potrafi ostudzić zapały nawet najbardziej wytrwałych ludzi. Mamy więc mnie, taryfiarza z dyplomem zarabiającego tyle, co nic. Wydawałoby się, że to praca bez perspektyw, ale miała swoje plusy. Okazuje się, że dziennie stykasz się z dużą ilość ludzi z różnych warstw społecznych i przez twoje uszy przewija się cała lawina informacji. Operowałem akurat na terenie terminalu i odebrałem dwóch gburów - wyglądali jak rodem wyciągnięci z książki o stereotypowych Rosjanach z lat dziewięćdziesiątych. Potrzebowali pomocy ze znalezieniem jakiegoś taniego lokum tymczasowego. Najwyraźniej musiało mi się ich zrobić cholernie żal, bo zamiast wyrzucić ich przy najbliższym motelu przedzwoniłem do kilku ludzi i wyczarowałem im pokój u znajomego. Mały, głupi gest, a sprawił, że na przestrzeni kilku kolejnych lat staliśmy się prawie nierozłączni.
     
    Mówiłem już, że dorabianie jako szofer pijanych nastolatków, śpieszących się starszych kobiet i ludzi których nie stać na samochód, jest nieopłacalne? W takim razie mówię o tym jeszcze raz. Uczciwa praca nie zawsze idzie w parze z wysokimi zarobkami, a ja pieniędzy potrzebowałem na gwałt. Zacząłem więc kręcić z takim jednym chłopakiem z Seulu. Miał jakieś kontakty, dostęp do towaru i w miarę uczciwy podział – ale co najważniejsze; potrzebował osób, które wyręczą go w sprzedaży. Byłem spłukany, a w dodatku wisiałem ludziom trochę pieniędzy. Nie mogłem odmówić, ponowna szansa nie pojawiłaby się zbyt prędko. Udało mi się spiknąć Slave i Dime – te dwójkę, o której opowiadałem ci wcześniej. Wspólnie pomagaliśmy naszemu nowemu przyjacielowi pchać „jego” syf w miasto. Los Santos jest dużym miastem, a jego mieszkańcy są bardzo łakomi. Wraz z popytem rosła także podaż, więc musieliśmy myśleć nad dodatkowymi parami rąk do pracy. Na szczęście chłopcy byli zbyt charyzmatyczni i często przepijali swoje oszczędności w pubach i barach, a co za tym idzie; poznawali ludzi – w tym kilku rodaków, którzy byli skorzy do pomocy. W ten sposób dla czarnego dzieciaka z azjatyckiej dzielnicy pracowała grupa Rosjan. pieprzona wielokulturowość, nie? Nie wszystko jednak idzie zgodnie z planem.
     

    Podczas jednej z transakcji wpadłem, tak po prostu. W jednej chwili próbowałem sprzedać trochę kryształu ćpunowi w uliczce, w drugiej zaś uciekałem między budynkami przed nasilającymi się dźwiękami syren. Nie byłem zbyt szybki, więc zapłaciłem za to cenę wolności. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że razem z chłopakami ryzykujemy życiem za marne pieniądze, gdy nasz dostawca ściąga z nas sowity procent i nie obchodzi go co z nami będzie. Przez ten okres „pracy” w Seulu poznaliśmy kilka osób i nawiązaliśmy parę kontaktów, które pomogłoby nam się rozwinąć w przyszłości. Równolegle poznaliśmy także motocyklistę, który dopiero rozkręcał swój własny interes. Najwyraźniej zrządzenie losu chciało żebyśmy go poznali, bo jak się później okazało, facet miał swoje własne koneksje i możliwości. W przeciwieństwie do naszego pierwszego dostawcy, ten nie brał swoich cen z kosmosu i oferował godziwy zarobek. Oprócz tego działaliśmy z jego ramienia w kilku przypadkach – nic wielkiego; ot, komuś trzeba było „uświadomić” parę spraw w specyficzny sposób.
    Wiesz co się dzieje, gdy na własną rękę próbujesz sprzedawać narkotyki bez protekcji w miejscach, w których nikogo nie znasz? Zaczynasz popełniać błędy i stwarzać problemy. Po odcięciu się od dostawcy z Seulu zaczęliśmy sprzedawać zakupiony towar w różnych miejscach w mieście. W niektórych było to bardzo opłacalne, w innych zaś wprost przeciwnie – przekonał się o tym jeden z moich chłopców który zadomowił się w Del Perro. Któregoś wieczoru siedział na klatce schodowej i zajmował się standardową dystrybucją, gdy pojawiło się dwóch czarnych dzieciaków z bronią. Najwyraźniej komuś nie spodobało się to, że ktoś z zewnątrz próbuje sprzedawać własny produkt na cudzym terytorium. Czarni go prawie podziurawili, na własne oczy widziałem stan jego samochodu po tym bliskim spotkaniu. Od tamtej pory między nami dochodzi do mniejszych lub większych zgrzytów.
    Cholernie długa historia, ale chyba wystarczająco się naprodukowałem, nie sądzisz? Jeżeli nie słuchałeś, to mogę streścić ci mój monolog. Razem z kilkoma chłopakami zaczynaliśmy z pustymi rękoma. Sami musieliśmy walczyć o przetrwanie i w końcu nam wyszło. Zbudowaliśmy sieć kontaktów w całym mieście i karmimy większość ćpunów swoim produktem. Od czasu do czasu pojawiają się problemy, ale z pomocą przyjaciół radzimy
    sobie. Dopóki Los Santos będzie tętnić życiem, dopóty my będziemy mieć się całkiem dobrze.
     
     
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę. Warunki użytkowania Polityka prywatności Regulamin