Skocz do zawartości
Gracze online

 

 

szag

Gracz
  • Postów

    19
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

Aktywność reputacji

  1. szag polubił odpowiedź w temacie przez Nevir w Minamoto-Kai   
    Szesnasty listopada dwa tysiące dziewiętnastego roku, to właśnie w tym dniu doszło do sporego zamieszania w półświatku przestępczym Los Santos. Ten dzień, w którym swoje ostatatnie oddechy oddał Oyabun najsilniejszego odłamu Jakuzy w stanie San Andreas, opinia publiczna nie pisnęła ani słowa o jego śmierci z powodu strachu i wyczekiwanego zakończenia terroru. Reszta rodziny poczuła, że to właśnie ślepe wierzenie w swoją potęgę kosztowało ich zwierzchnika życie, zdali sobie sprawę, że ten smok nie jest tak samo silny jak lata temu. Sam departament nawet nie kiwnął palcem w sprawie tego morderstwa. Nie było to dziwne z powodu strat jakie odnieśli podczas porachunków z grupą Minamoto. Tragedia na Vinewood Hills, w której śmierć poniosło sześciu detektywów ewidentnie zmęczyła już lokalny departament, który cieszył się z wolności jaka miała nadejść. Ocalała resztka rodziny postanowiła się rozproszyć po świecie, jedni wrócili do swoich rodzinnych stron, inni rozwinęli w pełni legalne interesy w całych Stanach Zjednoczonych, zaś mała cząstka zbierała siły by ponownie przywrócić swoją świetność. 
     
     
    Minamoto-Kai to odłam tokijskiego ugrupowania o nazwie Sumiyoshi-Kai, który swoją działalność prowadzi poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni. Ponownie powołana do działania przez jednego z braci Kai, po zabójstwie filantropa i działacza społecznego Kyoji Kaia. Spektrum działań grupy to wyłudzenia; kradzieże, haracze, handel narkotykami oraz broniom, szeroko pojęty przemysł pornograficzny oraz spożywczy, oszustwa podatkowe, próby kontrolowania polityków, szantaże oraz przerzuty ludzi przez granice Stanów Zjednoczonych. Organizacja cały czas pozostaje w kontakcie ze swoim zwierzchnikiem z Japonii, eksportując za granice kraju amerykańską broń palną i importując nielegalnie sprowadzonych ludzi, którzy lądują w okolicznych domach towarzyskich lub fabrykach.
      
     
  2. szag polubił odpowiedź w temacie przez sir matheyski w matheyski.fx   
    jesli potrzebujesz grafiki to smialo uderzaj, razem cos zgotujemy.
    mathey#8588

     

     

     

     

  3. szag polubił odpowiedź w temacie przez sir matheyski w matheyski.fx   
  4. szag polubił odpowiedź w temacie przez GHOSTFACE w Densetsu Sushi   
    Densetsu Sushi - nowopowstały bar trudniący się w kuchni azjatyckiej, dosłownie nazwę można tłumaczyć jako legendarne sushi, co jednak ma swoje uzasadnienie w daniach jakie serwują. Firma powstała z inicjatywy dwóch emigrantów z Kraju Kwitnącej Wiśni, Hikarego Otsuki i Satoshiego Togo, oszczędności uzbierane w swoim rodzinnym kraju postanowili zainwestować w swoje własne przedsiębiorstwo z myślą rozwinięcia go o dalsze filie. Tradycyjna, azjatycka architektura wnętrza wzbogacona egzotyczną roślinnością tylko potęguje doznania podczas wizyty w tym lokum.

    Sushi
    Futomaki Crunchy Vegi CaliforniaCaterpillar Vegi Nigiri z łososiem Nigiri z halibutem Nigiri z tuńczykiem Hosomaki z ogórkiem Hosomaki z awokado Futomaki z łososiem California z krewetką w tempurze Hosomaki z tykwą Hosomaki z ogórkiem California z krewetką owinięta łososiem California z paluszkiem krabowym w panko Hosomaki z oshinko Nigiri z rybą maślaną Nigiri z tuńczykiem California z paluszkiem krabowym w panko ZUPY
    Tom Yum Miso no sake Miso-Shiru PRZYSTAWKI
    Chipsy krewetkowe Edamame Sajgonki Vege Chrupiące krążki z kalmara Pierożki gyoza Ebi Ten Sałatki
    Wakame no sunomono Goma Wakame TATARY
    Tatar z tuńczyka Tatar z łososia Ebi Moja
    Mały Seul to dzielnica w Santos słynąca z najlepszej jakości dań pochodzenia azjatyckiego, zjawiając się w tej okolicy możesz mieć pewność że natrafisz na całą gamę restauracji które oferują menu azjatyckie. W tym miejscu również znajduję się Densetsu Sushi, dołączając do niewielkiego grona sushi barów w tej części miasta. Tutejsi mieszkańcy znający przepisy na prawdziwe, tradycyjne sushi oraz inne potrawy swojej rodzinnej kuchni, zachęcają podejściem wszystkich miłośników tej właśnie kuchni do odwiedzenia lokalu w dzielnicy.


    Cześć, wystawiam aplikacje sushi baru w którym i gracze i nasza świeżo formująca się organizacja przestępcza będzie mogła znaleźć swoje miejsce i poczuć klimat lokalu w Azjatyckich klimatach, nietypowe dania wykonane w tradycyjny sposób, ciekawa kultura i podejście do podawania dań to bardzo fajny temat który daje dużo możliwości rozgrywania tego IC. Chcemy otworzyć fajne miejsce w nieco innym klimacie, Santos ma sporo swoich lokali gastronomicznych o wszelki kulturach a miejscówki do zjedzenia sushi nie ma, więc czas postawić taką na nogi. Mamy trochę doświadczenia w grze właśnie tego klimatu, wiedza praktyczna przekłada się na nieograniczone możliwości promocji takiego biznesu i zarażania graczy ciekawością do kultury kraju kwitnącej wiśni.
  5. szag polubił odpowiedź w temacie przez Crevetka w Shelby's Studio   
    Rejestracja biznesu

    Pełna nazwa przedsiębiorstwa: Shelby's Studio
    Właściciel przedsiębiorstwa: Jessica Shelby
    Współwłaściciel przedsiębiorstwa: Joshua Tyler
    Numer telefonu właściciela: 180527
    Identyfikator przedsiębiorstwa: 288
    Typ przedsiębiorstwa: Studio Tatuaży
    Adres przedsiębiorstwa:Vitus St/ Bay City Ave, Vespucci Canals
    Kopia wniosku aplikacji o biznes:
     
  6. szag polubił odpowiedź w temacie przez GHOSTFACE w [Warsztat] Roux ATELIER   
    Warsztat samochodowy założony przez francuskiego emigranta Perrie Rouxa, zamiłowanie do motoryzacji, które było rodzinną tradycją przerodziło się w plan na biznes, który mężczyzna skrupulatnie rozwijał. Doświadczenie, poważne podejście do klienta jak i dostęp do szerokiego asortymentu sprawiło, że lokalne środowisko uznało fach francuza przyjeżdżając swoimi rodzinnymi samochodami licząc, że to jego ręce tchną w nie drugie życie. Warsztat specjalizuję się w różnorakich dziedzinach od napraw mechanicznych i elektrycznych po detailing i usprawnienia mechaniczne. Sam podjazd rzadko kiedy nie jest zastawiony czterokołowcami dając jasny sygnał, że na brak klientów nasz francuski emigrant nie musi narzekać.





    Cześć, jestem dość świeżym graczem w tutejszej społeczności ale mimo to posiadam ogromne doświadczenie w świecie RolePlay na przeróżnych platformach. Bardzo łatwo przyszło mi zaklimatyzowanie się wśród tutejszych graczy i myślę że pozostanę graczem tego projektu na długi okres czasu. Chciałbym stworzyć swój własny warsztat który pozwoliłby mi wykreować własne miejsce gry na które mam bezpośredni wpływ i mogę tworzyć coś dla innych graczy którzy pałają się motoryzacyjnymi tematami. Fajnie jest mieć coś swojego i dbać o to, mając świadomość że od nas zależy jak będzie to postrzegane i jak będzie prosperowało. Chciałbym prowadzić sensowny warsztat w gronie ludzi chcących po prostu dobrze pograć czując w tym zajawkę, bez żadnej zbędnej masówki i nastawieniu na sztywny zarobek. W planach mam również otworzenie projektu IC który pozwoliłby mi organizować wydarzenia IC dla graczy związane właśnie z motoryzacją, to pierwszy szczebel a zarazem fundament przed podjęciem kolejnych kroków.
  7. szag polubił odpowiedź w temacie przez Lopez w #7 | Przesunięcie daty startu 😞   
    czyli jak powiedzmy zaparkuje tak, że od strony kierowcy bedzie sciana(albo inne auto) i bede mogl wejsc do auta tylko od drugiej strony to huj dupa drabina i mam czekac na admina az mi fure otworzy ta? kto wpadl na taki swietny immersyjny pomysl
  8. szag polubił odpowiedź w temacie przez Kalirot w #6 | Nowy update, nowy VIBE!   
    Martwi mnie fakt, że w newsie nie ma słowa o 'przeprogramowaniu' ekonomii serwera. Dalej osoba nie nijacząca postaci i pracująca w jednym biznesie będzie zarabiała 2x mniej niż typowy bentrumek na trzech etatach? Ponad to w nowych informacjach o biznesach padła informacja, że biznes nie będzie dostawał różnicy z dotacji na pracowników. Do czego to doprowadzi? Otóż do tego, że będziemy mieli powtórkę z rozrywki z Paleto, gdzie każdy zarabiał tyle samo, a jak komuś nie ustawi się max wypłaty, to pójdzie do konkurencji. Ponownie barman, prawnik, tatuażysta czy pani z kiosku będą zarabiali tyle samo.
     
    PS Może znów przywróćmy płace minimalną, jak w Paleto. Wtedy już całkowicie usuniemy jakiekolwiek różnice społeczne między sprzątaczem i kierownikiem
  9. szag polubił odpowiedź w temacie przez Bartas w [Autobiografia] Colombiana   
    Cataleya Maria Suarez
     
     
    Prolog
     
    Nazywam się Cataleya niczym kwiat, urodziłam się dwadzieścia cztery wiosny temu w Bogocie, stolicy Kolumbii. Większość dzieciństwa spędziłam na dzielnicy Los Rosales tej, z której pochodzę. Wypełniona blokami i apartamentami, znajduje się w północno-wschodniej części Bogoty. Stolica mojej ojczyzny jest wielkim miastem, o wiele większym niż Paleto Bay, w którym mieszkam teraz, dalej nie mogę się do końca przyzwyczaić do takiej zmiany, ale powoli zaczyna mi się podobać. 
     

     
     
    Dzieciństwo
     
    Pochodzę ze średnio zamożnej rodziny, nie pamiętam, żeby były jakieś większe problemy z gotówką, lecz nie mogłam mieć wszystkiego, czego chcę. Marzyłam od najmłodszych lat o szybkim motocyklu, jednak mój ojciec Emillio nie chciał nawet o tym słuchać! Lubiłam życie na krawędzi już za szczeniaka. Częste wagary to była u mnie norma, już w szkole podstawowej. Chyba miałam lepsze rzeczy do roboty niż siedzenie w ławce i słuchanie jakieś tam nauczycielki. Gdy miałam dziesięć lat, uczęszczałam na zajęcia Capoeiry, raczej więcej tam tańca niż walki, ale mi się to podobało, może dzięki temu jestem teraz taka wysportowana. 
     
    Mój tata Emilio był zwyczajnym mechanikiem, natomiast mama, po której noszę drugie imię - Maria zginęła, kiedy miałam dwa latka. Tata nigdy nie chciał mi powiedzieć, co się tak naprawdę wydarzyło, sama przestałam się tym interesować z biegiem czasu. Zajęłam się teraźniejszością. Miałam naprawdę wiele kolegów i koleżanek, byłam lubianą przez innych osobą. Tato zabierał mnie często w góry. Bogota leży przecież w Andach u podnóży szczytów Monserrate i Guadalupe. Dawało mi to oderwanie od rzeczywistości, było jak ucieczka od tego chorego świata i tłumów ludzi przemieszczających się po ulicach wielkiego miasta. Moje zamiłowanie do szybkich motocykli się stłumiło, przecież byłam tylko małą dziewczynką i łatwo było mnie zainteresować czymś innym. Zżerała mnie ciekawość wobec świata, lubiłam podróże, zwiedzanie. Widziałam chyba wszystkie możliwe zabytki i muzea w stolicy, ale to tylko dzięki moim wagarom znalazł się na to czas! Mała dziewczynka w wielkim mieście, do którego byłam bardzo przywiązana. Moja świadomość z dnia na dzień była coraz większa, a moje oczy powoli się otwierały, widząc coraz więcej. Dorastałam.
     
    Pewnego wieczoru ojciec wrócił do domu lekko podpity. Zrobiłam mu kolację; jak już trochę dojrzałam, zajmowałam się domem, pełniłam funkcję matki. Pomagałam ojcu, jak mogłam ogarnąć dom. Ten wieczór niestety nie był przyjemny. Tatko niechętnie oznajmił mi, że wyprowadzamy się z Bogoty za tydzień. Mój świat pękł jak mydlana bańka. Wszystko, co kocham, jest tutaj w Bogocie! - Pomyślałam.  To był trudny okres w moim życiu, płakałam cały czas. Nie chciałam opuszczać miasta. 
     
    Zaczęło się pakowanie, nasze rodzinne mieszkanie stawało się puste, bez duszy. Ja żegnałam się ze wszystkimi przyjaciółmi, żegnałam się ze stolicą, żegnałam z Andami... Okazało się, że wyjeżdżamy do Medellin ponad czterysta kilometrów od rodzinnego miasta. Super! Nie mogłam nawet jak odwiedzić przyjaciół, musiałam zacisnąć zęby i układać wszystko na nowo.
     
    Nastał ten dzień. Opuszczamy miasto na zawsze. Przyszła się pożegnać ze mną wtedy moja ówczesna przyjaciółka Maritza. Nigdy nie zapomnę, jak wsiedliśmy do samochodu, a ona mi machała na pożegnanie. Utrzymywałam kontakt z dawnymi przyjaciółmi, jednak po czasie Medellin pochłonęło mnie w całości, a dawne znajomości powoli szły w niepamięć. 
     
    Nowe miasto, nowi ludzie, nowa szkoła; wszystko od początku. Dopiero po kilku miesiącach to do mnie dotarło i pogodziłam się z przeprowadzką. Miejsce, w którym mieszkaliśmy, było znacznie niebezpieczniejsze niż dzielnica Bogoty, w której się wychowywałam dotychczas. Trzeba było na siebie uważać, a ojciec starał się mieć mnie na oku, chronić. Czas leciał szybko. Na twarzy mojego taty zaczęły pojawiać się pierwsze zmarszczki i siwe włosy na głowie, ja tym samym robiłam się także coraz starsza. 
     

     
    Nastolatka
     
    Jako nastolatka zapisałam się na kick-boxing, tata przestał mnie brać w góry, a więc gdzieś musiałam dać upust swoim emocjom. Ten okres w moim życiu był szczególnie buntowniczy. Chodziłam wtedy do szkoły gastronomicznej, chciałam zostać w przyszłości barmanką w jakimś pubie. Dużo się uczyłam o alkoholach i wtedy też zaczęło się degustowanie różnych używek. Przecież musiałam wiedzieć co w przyszłości będę serwować - bzdury! Po prostu imprezowanie również pomagało mi zapomnieć o Bożym świecie, przeszłości.  
     
    Ponownie zainteresowałam się motocyklami, kiedy poznałam Gustavo. Zakochałam się, kiedy przewiózł mnie na swoim motocyklu. Nie, nie w nim a w jego sprzęcie. Cudowne uczucie. Adrenalina, której cały czas mi brakowało. Nie pracowałam, jeszcze się uczyłam, to jedynie mogłam pomarzyć. Albo... 
    No właśnie... Mogłam zarobić w jakiś inny sposób. Przecież nikt nie przyjmie szesnastolatki do legalnej pracy, a nawet jeśli to może perfidnie nie zapłacić, nie chciałam pracować za grosze tym bardziej za darmo. Mój nowy przyjaciel na szczęście miał wiele kontaktów w Medellin. Tym sposobem mógł mnie wciągnąć w swoje interesy. Uwierzcie mi, nie wyglądał on na biedaka. 
     
    Chodziłam do szkoły jak wcześniej w kratkę. Moje zamiłowanie z dzieciństwa do zwiedzania zamieniłam na kradzieże, kieszonkostwo, włamania. Musiałam mieć pieniądze na swoje zachcianki, alkohol, papierosy... Nie ważne jakim sposobem, ważne by było. Spodobało mi się to życie, nie myślałam nigdy o konsekwencjach. Carpe Diem - żyłam chwilą.
    Późniejsze etapy mojej przestępczej działalności sprowadziły się do handlu narkotykami, wyposażana przez mojego wspólnika, leciałam na miasto z towarem, a wracałam z bułą pieniędzy. Nie bałam się, miałam takie plecy, że nie mógł spaść mi nawet pieprzony włos z głowy. Zaczęłam z biegiem czasu wykorzystywać swoje znajomości, jeśli ktoś mi podpadł. Czułam się z tym świetnie, nikt nie mógł mi podskoczyć - przynajmniej tak sobie wtedy myślałam. Gdybym wiedziała, że byłam w błędzie... 
     
    Wracałam późno. Pijana czasem nawet naćpana. Ojciec się niepokoił. Nie chciałam go słuchać, denerwowałam się, jak poruszał temat mojego zachowania. Trzaskałam drzwiami, wychodziłam. Nie było mnie po parę dni i nie miał na to wpływu. 
    Problem zaczął się wtedy, gdy pierwszy raz zostałam przyprowadzona przez policje do domu. Kradzież ubrań w butiku; jak mogłam dać się złapać, jednak znalazł się ktoś, kto biega szybciej niż ja. Zdałam sobie sprawę, że nie mam nadprzyrodzonych zdolności i zawsze może znaleźć się ktoś lepszy niż ty. 
    Powoli osiągałam już pełnoletność. Ojciec wpadł w szał na tyle, że uderzył mnie w twarz z liścia. Nigdy wcześniej tego nie zrobił. Wpadłam w furie i zaczęłam demolować mieszkanie, później uciekłam z domu. Nie chciałam wracać, ale prędzej czy później musiałam. Chyba mi wtedy trochę odbiło. 

    Zamiast robić to, co do mnie należy, chodziłam na imprezy. Bujałam się beztrosko po mieście. Od kiedy zaczęłam życie przestępcze, zawsze nosiłam przy sobie nóż. Nie myślałam jednak, że kiedyś go użyje. 
    Pewnego wieczoru jak wracałam z knajpy pijana, zostałam zaczepiona przez gościa w średnim wieku. Był natarczywy, nie chciał się odwalić. Kiedy podszedł zbyt blisko, chcąc mnie złapać, wyciągnęłam nóż i wbiłam mu w brzuch, potem od razu dałam nogę. Wtedy wróciłam też do domu, Ojciec patrzył na mnie bez słowa, chyba zauważył krew na mojej kurtce. Najgorsze jest to, że wcale nie czułam się z tym źle, wręcz przeciwnie, jak by obudziła się we mnie bestia. Pomyślałam wtedy, że chyba do końca nie znam samej siebie.
     
    Uspokoiłam się na jakiś czas. Chodziłam do szkoły, ograniczałam kontakty. Mijały dni, spokojne dni. Cisza przed burzą. Nie wiedziałam wtedy, że jest prowadzone śledztwo dotyczące uszczerbku na zdrowiu. Nie byłam świadoma, póki pewnego ranka nie przyszła po mnie policja i to jeszcze do szkoły. Co za wstyd. Zostałam aresztowana. Wtedy pierwszy raz doznałam poważnych konsekwencji swoich czynów. Jakiś czas później z aresztu zostałam doprowadzona przed sąd i skazana na cztery lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na pięć. Tylko jak do tego doszło? Jak mnie mogli znaleźć? Przecież nikogo tam nie było... Zostaje to zagadką po ten dzień.
     
    Tym oto sposobem swoje osiemnaste urodziny spędziłam w pudle - zajebiście, marzenie każdej kobiety, co nie?
     
    Dorosłość
     
    Mówiłam coś o najgorszym etapie w moim życiu? Zapomnijcie o tym, więzienie to było najgorsze, czego doświadczyłam. Szczególnie dla osoby z moim temperamentem, zawsze wszędzie mnie pełno. Nie dało się utrzymać mnie na wodzy, a tutaj? Zostałam zamknięta w celi, z jakimiś okropnymi kobietami. Zaczepiana, na początku poniżana. Do momentu, kiedy znowu nie obudził się we mnie demon, dopóty nikt mnie za kratami nie szanował. 
     
    Mijały powolne i monotonne dni, tygodnie, miesiące... Ojciec nie chciał mnie znać. Przez całą karę był na widzeniu zaledwie kilka razy. To mnie naprawdę bolało, ale sama sobie zapracowałam na takie traktowanie. Szkoda. Wtedy zatęskniłam za dawną ja, za przeszłością, za tymi latami, kiedy jedyne moje wybryki to były wagary. Miałam pasje, byłam taka... Niewinna. Zaczęłam się zastanawiać, czy moja diametralna zmiana nie była czasem spowodowana przeprowadzką do Medellin. 
     
    Być może i tak było. Jednak co się stało, to się nie odstanie, niestety. Nie byłam już małą słodką dziewczynką nazywaną kwiatuszkiem, a dorosłą, odpowiedzialną za siebie kobietą ponadto skazaną wyrokiem w bardzo młodym wieku. Trzeba to przetrwać! - Pomyślałam. 
    Zaczęłam codziennie trenować, czytać książki, pisałam nawet wiersze. Starałam się nie pakować w problemy, chciałam szybko wyjść, a nie tracić życie w więzieniu. I tak z dnia na dzień, od widzenia do widzenia mijały lata. 
     
    Trzy lata później... 
     
    Nadszedł ten dzień, pewnego ranka klawisz wszedł do celi i oznajmił, że wychodzę warunkowo.  Udało się! - pomyślałam. Przetrwałam najgorsze, dzisiaj jest najlepszy dzień w moim życiu, odzyskałam to, co najcenniejsze. Wolność. Chciałam zrezygnować z wcześniejszego życia, było to bez sensu. 
     
    Po powrocie do Medellin ojciec przyjął mnie z powrotem do siebie, wiele się zmieniło przez te trzy lata. Okazało się, że mam macochę! Cieszyłam się, bo nie musiałam jej się słuchać, w końcu miałam już dwadzieścia jeden lat. Dostałam warunek powrotu do domu, mianowicie miałam znaleźć pracę. Udało mi się po jakimś czasie zatrudnić się w lokalnym pubie jako barmanka. Sporo się wtedy nauczyłam. Szczególnie sumienności. 
    Nie zarabiałam wiele, a po głowie chodził mi cały czas ten motocykl. Na który nie było mnie stać, ale za to w międzyczasie zrobiłam prawo jazdy na jednoślady za zaoszczędzone pieniądze. To już jest jakiś sukces. 
     
    Mijały tak kolejne dni, wracałam późno z pracy, wstawałam wcześnie. Byłam wykończona, ale nie miałam wyboru, jak bym coś przeskrobała głupiego, wróciłabym za więzienną bramę, o nie, nie! - Nigdy więcej. Praca jako barmanka pozwoliła mi poznać masę nowych ludzi, co mi bardzo odpowiadało. Wiedziałam wszystko, o wszystkich w okolicy, co otworzyło przede mną nowe, niemałe możliwości. 
    Informacje są czasem naprawdę bardzo cenne. Na wagę złota, grunt je umiejętnie wykorzystać. Odnowiłam w międzyczasie dawne kontakty, ale w nic się nie pakowałam. Jeszcze. Starałam się być "grzeczna" jak najdłużej, na pewno mieli mnie na oku. Nie stosowałam nawet używek, a przynajmniej ich nie nadużywałam. 
     
    Pewnego wieczoru, gdy byłam w pracy, udało mi się podsłuchać rozmowę dwóch mężczyzn. Interesowały mnie przechwałki jednego z nich na temat posiadanego majątku. Ach, takie ze mnie gumowe ucho. Oczywiście nie bez powodu mnie to tak interesowało. Znowu chciałam się wpakować w jakieś gówno, a to wszystko dla pieniędzy. Zakręciłam się wokół tego typa. Tylko po to, żeby wyciągnąć z niego więcej. Zagadałam go, gdy serwowałam mu drinki. 
     
    Odezwałam się do ludzi z przeszłości, sprzedałam chłopakom te informacje i wspólnie zaplanowaliśmy włamanie. Wtedy pierwszy raz trzymałam broń palną w dłoni. Nie wierzę, że to robię! - pomyślałam. Wzięłam wolne w pracy i sobotniej nocy zapakowaliśmy się w samochód, pojechaliśmy na wskazany przeze mnie adres, chwilę później zaczęła się cała akcja. Weszliśmy do domu od tyłu, przez otwarte drzwi. Właściciel mieszkania siedział na kanapie, oglądając telewizor i popijając drogie whiskey. Jeden z naszych przystawił mu giwerę do głowy i uciszył. Reszta zajęła się plądrowaniem budynku. 
     
    Faktycznie miał tam sporo kosztowności. Złoto, antyki i pochowane pieniądze. Uciekliśmy po udanej akcji do Gustavo, który także był z nami. Oczywiście trzeba było oblać to zwycięstwo, więc wszyscy spiliśmy się beztrosko do upadłego. Cholera, buła pieniędzy! - teraz mnie stać na wymarzony motocykl. Następnego dnia wróciłam do domu, leżałam cały dzień na kacu, nie poszłam do pracy. Właściwie to ją olałam, skoro wpadło tyle hajsu. Ukryłam większość pieniędzy w razie kłopotów. Próbowałam skontaktować się z Gustavo, ale nie odbierał przez kilka dni. Pozbierałam się i poszłam do niego. 
     
    Wchodząc po schodach, dostrzegłam, że drzwi od jego mieszkania są uchylone, więc weszłam. Moim oczom ukazał się tragiczny obraz. Na środku pokoju leżał mój przyjaciel z poderżniętym gardłem, na ścianie zaś widniał napis. "Zabijemy was wszystkich" - przeraziłam się. Czym prędzej pobiegłam do domu i zaczęłam się pakować; na pewno ten bogaty facet kogoś nasłał. Musiałam szybko opuścić Medellin, schować się w jakimś zacisznym miejscu, przynajmniej na jakiś czas. 
     
    Decyzja padła, uciekłam z Kolumbii do małego miasteczka Paleto Bay w stanie San Andreas. Tutaj zatrudniłam się w kolumbijskiej knajpie i poznałam kilku moich rodaków. Raczej nie będą mnie szukać w tym miejscu. Na razie tutaj zostaje. Podoba mi się ta miejscowość. 
     
    Pewnie zapytacie mnie, dlaczego nie ma nic o facetach w mojej autobiografii, już tłumaczę... Nigdy mnie nie interesowała płeć przeciwna, nie chciałam robić nic na siłę. Tutaj w Paleto poznałam Kate - tatuatorkę. Zbliżyłyśmy się do siebie. Pokochałam ją i nie dam skrzywdzić, jest moim oczkiem w głowie. Ukrywam przed nią trochę moją przeszłość, ale wolę by o tym nie wiedziała... 
     
    Mam tylko nadzieję, że zbyt szybko się nie wpakuje w jakieś kłopoty. 
     
     
    Rozdział I
    Do trzech razy sztuka
     
    Miasteczko naprawdę zaczęło mi się podobać. Poznałam tutaj grupę moich rodaków, którzy prowadzili restauracje Lalaroze, gdzie momentalnie się zatrudniłam. Zostałam barmanką, czułam się prawie jak w ojczyźnie. Szybko zostałam Panią manager tej knajpy. Głównie zajmowałam się kadrą pracowniczą oraz układaniem menu. Dobry start! - pomyślałam. Równie szybko zostałam wciągnięta w interesy, mili panowie mojego pochodzenia okazali się przemytnikami. Łatwa kasa, lubię to. Chociaż miałam nie pakować się w kłopoty, jak zwykle pochopnie podjęłam decyzję. Przecież w przeszłości miałam problemy, ale co mi tam. Do trzech razy sztuka! 
     
    Mijały dni. Pełniłam swoje obowiązkowi jako manager lokalu i wypełniałam rozkazy Domingo oraz Ernesto - szefów kartelu narkotykowego. Natomiast w wolnej chwili tylko marzyłam, żeby spotkać się z moją Kate. Dziewczyna bywała zapracowana, nieraz od rana do wieczora siedziała w swoim studio i dziarała ludzi. Kiedy zobaczyłam po raz pierwszy jej prace, od razu uznałam, że ma talent! - bez dwóch zdań. Wiecie, w jaki sposób się poznałyśmy? Przez przypadek, a jak by inaczej. Przechodziłam obok jej studia, kierując się w stronę butiku. Chciałam sobie coś kupić, za pierwsze pieniądze zarobione na obczyźnie. Ona stała przed swoim studiem, a ja zawiesiłam na niej oko. 
     
    Pomóc w czymś Pani? - rzuciła wesoło w moim kierunku.
     
    Złapałyśmy kontakt wzrokowy niemal, że od razu. Postanowiłam pociągnąć rozmowę, wejść z nią do środka salonu. Oglądałyśmy wspólnie jej prace, a ja zastanawiałam się nad tatuażem. Jednak nie byle jakim, głupkowatym czy nic nieznaczącym wzorem na skórze. Po długiej rozmowie, z nowo poznaną znajomą zdecydowałam. Katleja. Tak to właśnie chcę, o tutaj, na ramieniu. Było to dla niej lekkim wyzwaniem, aczkolwiek przygotowała się dobrze i wykonała dziarę. Poczułam się jak kwiatuszek. Ponoć tak mówiła na mnie moja mama. Nie wiem, nie pamiętam. Byłam bardzo zadowolona z pracy uzdolnionej artystki. Zaczęłyśmy się coraz to częściej spotykać w wolnych chwilach. Zbliżać do siebie. Chyba obie czułyśmy do siebie jakąś chemie, widziałam to po jej oczach. Sama na początku bałam się wyznać jej uczucia, wykonać pierwszy krok, a nasze spotkania trwały w najlepsze. 
     

     
    Zaczęłam pomagać Kate w studio, co prawda nie potrafię nawet szkicować, ale zajęłam się umawianiem klientów, ewentualnie przygotowaniem sprzętu do sesji. To był długi wieczór, właściwie dobrze, że wzięła mnie do pomocy. Nie wiem, jak by ogarnęła ten młyn, gdyby była sama, chyba by musiała przerywać tatuowanie tylko po to, by umówić klienta. 
     
    Nocą, po zamknięciu studia, udało nam się wyrwać na pobliską plażę. Zanim Kate zdążyła posprzątać, ja poszłam po kilka piw na stacje, kupiłam jeszcze rum. Było grubo po północy. Udałyśmy się na molo - nieziemski widok, przysięgam. Ocean był piękny, a z drugiej strony uroczego miasteczka wielka góra, nosiła nazwę Chilliad. Obie byłyśmy zapatrzone w horyzont, pochłonięte szczerą rozmową. Trochę alkoholu potrafi na prawdę rozwiązać język, a ja miałam jeszcze rum w zanadrzu. Wtedy też wyznałyśmy sobie uczucia. Było wspaniale do czasu...
    Właśnie, do czasu aż przyszły te zbiry. Trzech zalanych w trupa obdartusów, szczerze? Wiedziałam, że to się źle skończy, to się musiało źle skończyć. Jeden zaczął nas zaczepiać, drugi się przyglądał i szczerzył swoje kły, a trzeci? Trzeci wymiotował przez barierki, wprost do wody. Żałosne. Chwile po tym, jak zwrócił zapewne cały wypity przez siebie alkohol, podszedł do nas. Wspomnienia wróciły. Zaczął się niebezpiecznie zbliżać, chcąc przycisnąć jedną z nas swoim ciałem do metalowej poręczy. Wiedziałam, że muszę reagować. Rozbiłam wtedy butelkę i przyłożyłam mu szkło do szyi. Reszta wyciągnęła noże, jednak ja trzymałam ich kumpla jak na smyczy. Zaczął się stopniowo odsuwać. Chwyciłam Kate za rękę. 
     
    Raz... Dwa... Trzy! - Zaczęłyśmy uciekać, dobrze wyczułam moment. Niech się udławią tym rumem, który zostawiłam w reklamówce. Niezłe uderzenie adrenaliny, dobrze, że zachowałam zimną krew. Uciekałyśmy ile sił w nogach, nie obracając się za siebie. Pamiętam... Nazywała mnie wtedy swoją bohaterką, może to słusznie? Ciekawe czy jak przyjdzie co do czego, to ona też mnie obroni.
     
    Nie poszłyśmy już więcej na to molo, następnym razem wybrałyśmy się na plażę dalej od miasteczka. Było tam bezpieczniej i przynajmniej spędzałyśmy tam czas same, nikt nie kręcił się wokół. Tylko dźwięk fal rozbijających się o falochron, ognisko i my. 
     
     
    Kilka kolejnych dni minęło nad wyraz spokojnie, czyżby cisza przed burzą? Wyposażyłam się w nóż po ostatnim, dał mi go sam Don Ernesto, mówił, że to dla bezpieczeństwa. 
     
    Pewnego słonecznego dnia, spotkałyśmy się ponownie, tuż obok jej salonu. Oznajmiła mi wtedy, że kupiła dom, wspólnie ze znajomymi. Koniecznie chciałam go zobaczyć, więc wyruszyłyśmy. Ruch to zdrowie, a to był całkiem konkretny spacer. Oczom ukazał się nam piękny dom, z jednej strony miał taras z widokiem na ocean, natomiast z drugiej z widokiem na Mount Chilliad. Kate widziała co dobre, to był chyba najlepiej umiejscowiony dom w całym Paleto. Czekała wtedy na odbiór kluczy. 
     
    Wróciłyśmy pod salon tatuażu, tocząc jeszcze rozmowę. Wtedy zauważyłam, a raczej usłyszałam jakichś motocyklistów. Powiedzieli coś w stylu - "Ty, ta w czarnym to chyba jedna z nich." - oddaliłam się z Kate wtedy za róg, obserwując z daleka całą sytuację. Postanowiłam udać się w bezpieczne miejsce, poszłam do Lalaroze, a moja wybranka serca poszła dopilnować swojego biznesu.  
     
    Trwało spotkanie na sali z bilardem. Atmosfera była napięta. Czułam po kościach, że coś nie gra. Chwilę później Don Domingo wtajemniczył mnie w jego plan.
     
    Okazało się, że grupa motocyklistów za atakowała naszych, kiedy dochodziło do wymiany w terenie. Nie wiem dokładnie, czym handlowali. Jedno jest pewne... Nie były to legalne interesy. Don Domingo, Emilliano, Juan i ja zapakowaliśmy się do samochodu i pojechaliśmy obok Hen House, uzbrojeni w ostre narzędzia. Nie byłam do końca pewna czy to dobry pomysł, nie mogłam jednak odmówić, byłam zobowiązana. Wysiedliśmy przecznice dalej. Skaczemy przez płot. Chłopaki weszli w nich jak nóż w masło! - nie widziałam co się dokładnie działo, pobiegłam za kolesiem, który dał od razu dyla. Nie udało mi się go dogonić. Wracając, zauważyłam, że wszyscy leżą na ziemi, wokół pełno krwi. Słysząc kroki, byłam zmuszona schować się za pobliskim drzewem. Wyjrzałam po chwili. Jeden osobnik trzyma w ręku nóż, stoi tyłem...
     
    Zakradłam się ostrożnie pod płot, dzierżąc nóż w ręku. Raz kozie śmierć! To był najlepszy moment, przeskoczyłam przez niski płotek i podniosłam nóż, próbując mu go wbić. Celowałam w szyje. Nagle świat zwolnił, poczułam, jak opadam z sił. Neonazista był szybki, zbyt szybki. Zatopił w moim brzuchu ostrze. Przynajmniej próbowałam jakoś pomóc. To nie było mądre, znowu poniosłam konsekwencje moich czynów, złych wyborów. 
     
    Upadam na ziemie, straciłam przytomność na kilka, może kilkanaście minut. Nie wiem, nie myślałam o tym, kiedy się ocknęłam. Czułam potężny strach, rozglądnęłam się ukradkiem. Sytuacja jest beznadziejna! - pomyślałam. Udawaj nie przytomną, może sobie pójdą i zostawią mnie w spokoju. Jasne... To by było zbyt piękne, żeby było prawdziwe. 
     
    Tak się nie stało, kiedy byłam nieprzytomna, przyszło ich więcej. Jeden z nich wziął mnie na ręce i szedł w stronę budynku, zaczęłam krzyczeć, co nic nie dało. Ułożyli mnie na kanapie. Myślałam, że już po mnie, ale jeden z nich zaczął zszywać mój brzuch swoimi brudnymi łapskami, jakąś niesterylną igłą, kiedy skończył, zaczęło się prawdziwe piekło. Obrażali mnie, bili i torturowali. To był koszmar, a ja nie byłam bez winy. Kolejny błąd, za który miałam słono zapłacić. 
     
    Przeżyłam piekło. Modliłam się z Boga, żeby to się wreszcie skończyło. Oni próbowali wyciągnąć ze mnie jakieś informacje. Bezskutecznie. Kiedy zaczęli mnie rozbierać, pękłam. Powiedziałam jedynie gdzie pracuje, kilka imion. Sama nie wiedziałam wiele. Nie chciałam, aby zrobili mi krzywdę. Zerwali ze mnie wszystkie ubrania. Płakałam. Najstraszniejszy z nich przyłożył mi raptem spluwę do głowy, wypytywał o nazwisko szefa. Naprawdę nie wiedziałam. 
     
    Nie mogli ze mnie więcej wydusić więc w akcie pogardy namalowali na moim ciele nazistowskie symbole. Czułam kompletną dezorientacje, nie wiedziałam co się dzieje. Wszyscy się przemieszczali. Jeden z nich ciągnął po ziemi łańcuchy. Zamknęłam wtedy oczy, poddałam się. Wolałam nie myśleć co się teraz ze mną stanie. Pewnie skończę na dnie oceanu albo gdzieś w górach, przykuta do drzewa i zjedzona przez dziką zwierzynę. Może zakopana żywcem? Wtedy bym nie wpadła na to, co się tak naprawdę stanie. 
     
    Adrenalina ze mnie zeszła, zaczęłam więc czuć skutki nieprofesjonalnego szycia. Jęczałam z bólu, a oni wzięli mnie na ręce i wynieśli tylnymi drzwiami Hen House. Wrzucili do bagażnika jak jakąś szmatę, z resztą tak się wtedy czułam, obnażona. Lekki zryw, samochód ruszył. Wiłam się z bólu ale byłam bez szans. 
     
    Pojazd się zatrzymał, jeden z moich oprawców otworzył klapę bagażnika, dojrzałam wtedy światło latarni. Dalej jestem w Paleto - wiedziałam to, przecież nie jechaliśmy długo. Kiedy wytargali mnie z bagażnika moim oczom ukazał się kościół. Zostałam przywiązana tam do poręczy. Naga, naznaczona swastykami. Bezcześcili tym nie tylko mnie ale i moją wiarę. Nareszcie - oddalili się.
     
    Nie wiem ile siedziałam tam czasu, byłam w szoku i czułam potworny ból, który przeszywał moje ciało oraz mój umysł. Ból psychiczny i fizyczny, osłupiałam. Moje przeszklone oczy były wmontowane w jeden punkt. Mój oddech był ciężki. Słyszałam w głowie cały czas ich głosy, z minuty na minutę było coraz gorzej.
     
    Rozbrzmiał się dźwięk syren służb porządkowych w całym miasteczku, wierciło to dziurę w mojej głowie. Kiedy oślepił mnie blask reflektorów oraz kogutów dotarło do mnie, że to nie jest zły sen, że to dzieje się na prawdę. Scena niczym z kryminału, a ja jestem w nim główną protagonistką.
     
    W okół mnie było pełno ludzi, media, ratownicy, policja, straż. Dobiło mnie to psychicznie, zaczęłam krzyczeć. Chciałam stamtąd uciec ale nie mogłam. Dalej przywiązana do barierek oczekiwałam jak na karę śmierci. Opadałam coraz bardziej z sił, a z mojej rany sączyła się krew. Wszyscy się na mnie patrzyli - nie reagowali. A może mi się tylko zdawało? 
     
    Zostałam uwolniona po jakimś czasie - straciłam rachubę, mogło to trwać kilka minut lub parę godzin. Próbowałam wstać, udało się, jednak po kilku krokach upadłam na glebę. Ratownicy przynieśli nosze i właśnie na nich przetransportowali mnie do ambulansu, później po wykonaniu wstępnych oględzin do szpitala. Zostałam wprowadzona w stan narkozy. Chirurg zajął się moim brzuchem. Obudziłam się dopiero następnego dnia, który cały spędziłam na sali obserwacji. Ból był dalej nie do zniesienia. 
     
    Nie potrafię leżeć bezczynnie, poprosiłam o leki i wypisałam się wieczorem na własne żądanie. Wychodząc ze szpitala spotkałam policjantkę, która właśnie chciała się ze mną spotkać - zgodziłam się na rozmowę, nie chętnie ale cóż miałam począć? Byłam wykończona, obojętna. Powiedziała mi, że przyszła do mnie jako kobieta. Zaproponowała coś do jedzenia, nawet się nie tknęłam; pojechałyśmy na plaże porozmawiać. Obiecała mi, że zamknie tych drani - nie wierzyłam w to, poza tym nie zależało mi. Wiedziałam ,że to pogorszy tylko sprawę. Odwiozła mnie do hotelu, zostawiła mi jedynie wizytówkę... Nazywała się Rina Lopez. 
     
    Prawie cały następny dzień spędziłam w hotelu, załamana. Rozmyślałam nad swoim losem. Przecież miałam się nie pakować w bagno a znowu to zrobiłam! Czułam nienawiść do tych gości z Hen House, byłam zła na samą siebie. Nie mogłam się pozbierać. Zwijam się z bólu, brałam leki. Chwila spokoju, papieros, płacz. Jestem sama sobie winna - powiedziałam. Muszę się ogarnąć do życia, wzięłam tabletki przeciw bólowe, później ostrożnie prysznic, zapaliłam papierosa po czym z trudem się ubrałam i ruszyłam do pracy. Mogłam wziąć zwolnienie od lekarza lub załatwić to z ówczesnym szefem. 
     
     
    Ból narastał coraz bardziej, chociaż starałam się nie dać po sobie poznać. Ciężko było ukryć ten fakt, skoro nawet przypadkowi ludzie pytali mnie czy wszystko jest w porządku, a kiedy przyszła Kate od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Nie chciałam by dzwoniła po pogotowie, raz udało mi się ją powstrzymać. Ledwo chodziłam, powoli nie wytrzymywałam, ponoć było to po mnie widać. Nie wątpię. Zadzwoniła w końcu po ratowników. Przyjechali. Znowu to samo, przetransportowali mnie do szpitala - powikłania po operacji były okropne.
     
    Lekarz obejrzał opatrunek, zmienił go oraz przepisał mi mocniejsze leki. Przed szpitalem czekała już na mnie Kate, momentalnie gdy mnie zobaczyła wykonała telefon swojego przyjaciela Kellan'a - całkiem zabawny czarnuch, śmiesznie składał zdania. Nie ważne, doceniłam to, że wtedy pomógł i przyjechał po nas samochodem, by odwieźć mnie i Kate do hotelu. Moja ukochana została na noc, poprawiła mi humor. Spędziłyśmy razem cudowny wieczór. 
     
    Chociaż ból nie ustąpił to dzięki dużej dawce leków czułam poprawę, może nie samopoczucia ale wiedziałam, że muszę działać. Kate pomogła mi się ubrać, gdyż poruszanie się sprawiało mi sporo problemów. Udałam się do Lalaroze, gdzie dowiedziałam się, że zostanę nową właścicielką lokalu, jeśli tylko zostaje w mieście - reszta moim pobratyńców wyjechała po ostatniej sytuacji, ja nie mogłam tego zrobić, nie mogłam zostawić tutaj Kate.
     
    Pomyślałam wtedy, że moje życie może się zmienić i się nie myliłam, wtedy jeszcze nie wiedziałam czy na lepsze, czy na gorsze. Poczułam w końcu, że mam swój kawałek podłogi w tym mieście. Bardzo się wczułam w rolę szefowej Lalaroze ponad to Kate zgodziła się mi pomagać prowadzić lokal, chciałam zamienić tą knajpę w porządne miejsce. Zrobiłam porządki w starej kadrze i zaczęłam rekrutować. Nie byle kogo, przyjmowałam jedynie porządnych ludzi, którzy wiedzą czego chcą od swojej kariery.
     
    Mijały kolejne dni, wspólnie z Kate dawałyśmy z siebie wszystko, żeby rozkręcić ten biznes. Ból stopniowo ustępował, a moja mała gastronomia zaczynała coraz to lepiej prosperować. Pewnego dnia Kate oznajmiła mi, że przyśle na rozmowę bardzo dobrego pracownika. Zgodziłam się. Jak zwykle miała racje. Osobą tą był Mikkel Rooningen lub po prostu Mickey. Dlaczego nazwałam go najlepszym? Moim zwyczajem było sprawdzać nowych pracowników, a testem było przygotowanie jakiegoś drinka. Poradził sobie ponad przeciętnie, byłam zachwycona na tyle, że z miejsca zaczynał od wyższej stawki godzinowej.
     
     
    Wrota piekieł

    Wieczór ciągnął się w nieskończoność, panowała przyjemna atmosfera. Kate obsługiwała klientów, a ja rozmawiałam jeszcze z Mikkelem na sali. Nagle przeszył mnie paraliżujący strach, czułam ten wzrok na sobie. Dostałam dreszczy a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Tak, pamiętam to okropne uczucie. Wszystko do mnie wróciło, te negatywne emocje sprzed paru dni. Do mojego lokalu weszli Ci, którzy wyrządzili mi taką krzywdę. Schowałam się za filarem, znów to samo, zamieniłam się w słup soli. 
     
    Oni podeszli do baru i jak by nigdy nic zamówili sobie po piwie, Kate ich obsłużyła. Nie wierzę, że mnie wtedy nie zauważyli. Mikkel w tym samym czasie próbował mnie uspokoić, ja popadając coraz bardziej w paranoje zacisnęłam w swojej dłoni kastet. Stali tam, rozmawiali z Kate, była w końcu za barem, niby mieli do tego prawo chociaż mi to wcale nie pasowało.
     
    Ponad to leki przestały działać, co pogorszyło mój stan. Mickey' przyniósł mi wodę, bym mogła popić tabletkę. Uciekłam po tym do swojego biura, musiałam się uspokoić. Myślałam, że już nigdy w życiu ich nie zobaczę - myliłam się. Jakiś czas później ulotnili się z lokalu, a ja nieco spokojniejsza wyszłam, oparłam się o bar i podjęłam rozmowę o moim zachowaniem z moją Kate oraz Mikkel'em, pomógł mi wtedy bardzo... Kochałam, kiedy Kate mnie pocieszała, kładąc rękę na moim policzku. Przyrzekając, że wszystko będzie dobrze. Przepełniało mnie wtedy szczęście, nadzieja.
     
    Wrócił! On wrócił. Ja, opierająca się o blat udawałam, że go nie widzę. Chociaż spojrzałam na jego gębę, tej mordy nie zapomnę do końca swojego życia, paskudny hitlerowiec. Wytrzeszczyłam oczy do Kate, złapała mnie za rękę i uspokajała. Oparł się o ścianę budynku i obserwował. Zawołał po chwili mojego nowego barmana, widocznie się znali. Rozmawiali przez jakiś czas, nie wiem o czym, chyba nie chciałam wiedzieć. 

    Szkoda, nie powiedziałam wtedy Kate całej prawdy, jeszcze... 
     
    Następnego dnia, rano dostałam wiadomość na portalu społecznościowym od jakieś kobiety , nie wiedziałam kim ona jest, jakaś Summer Wizner - prawniczka, czy coś takiego.Chciała się umówić, by porozmawiać ze mną o tym co zaszło jakiś czas temu, zgodziłam się. Tak czy siak interesowały się wtedy mną już chyba wszystkie możliwe instytucje w Blaine Country. Co mi szkodzi? - Pomyślałam. Umówiłam się z nią chyba na godzinę 17:00, o ile dobrze pamiętam. Wcześniej miałam jeszcze plan, co do mojego nowego barmana. Zaczęłam się więc ogarniać, standardowo. Zjadłam śniadanie i powoli wyruszyłam z tego motelu do Lalaroze. Tak, do cholery. Dalej mieszkam w zapyziałym, tanim motelu, a jestem szefową restauracji. Nie ważne, dążę do tego, aby tak nie było. 
     
    Kiedy weszłam do Lalaroze, stał za barem Mikkel, od razu poprosiłam go do biura na rozmowę. Nie wiedział o co chodzi, chyba myślał, że coś przeskrobał. Nic z tych rzeczy. Odbyłam z nim krótką rozmowę na temat jego pracy. Był na prawdę świetnym barmanem, który zasługiwał na wyższą posadę, mianowicie szefa baru, czyli w swoim rodzaju manager lokalu. Nie naciskałam, to miała być zwyczajna propozycja, którą przyjął bez bicia. Ucieszyłam się. Trochę odciążył mnie z obowiązków, a miałam ich na prawdę sporo. Czasami miałam w wrażenie, że nawet zbyt wiele. 
     
    Mało komu wtedy ufałam, poczułam, że po wczorajszej akcji jemu jestem wstanie zaufać. Czas leciał szybko, a ja wyczekiwałam umówionego spotkania z Summer. Była punktualna, no może spóźniła się kilka minut. Podeszła do baru, pytając o właścicielkę. Ja stałam wtedy za nią, opierając się o scenę z oczami wlepionymi w ekran telefonu. Jeden z moich barmanów wskazał mnie, gdy kobieta, którą wtedy pierwszy raz widziałam na oczy odwróciła się od razu chciała mnie uściskać. Hm... Dziwne, jednak zgodziłam się. Dlaczego wszyscy traktowali mnie jak zbitego psiaka? Przeżyłam piekło, ale na własne życzenie. Czułam się winna. 
     
    Zaprosiłam ją na sale z bilardem, gdyż w lokalu zaczynał się ruch. Poprosiłam Charliego, aby przyniósł nam po kawie. Na koszt firmy, rzecz jasna. Potrafiłam już na tym etapie obchodzić się z gośćmi, przecież byłam szefową dość popularnej restauracji w Paleto. Summer na siłę chciała mi pomóc. Wręcz się trochę narzucała, odmówiłam pomocy. Myślałam, że sobie radzę ze wszystkim, z tym co się wydarzyło w moim życiu. Jestem najlepsza! Akurat... Narcyztyczne podejście, bez dwóch zdań. Rozmowa była właściwie przyjemna, tak jak i Summer. Za kumplowałyśmy się, co było dobrym posunięciem, a ona stała się jedną z klientek, które odwiedzają mój lokal systematycznie.
     
    Niedługo po jej wyjściu przyszła uradowana Kate, ja siedziałam w biurze, zatopiona po uszy w papierkach. Myślałam powoli o zatrudnieniu księgowej, bo sama nie dawałam rady. Pracowników coraz więcej, z dnia na dzień większy ruch, do tego praca nad nowym menu. Sporo pracy, od której moja ukochana mnie skutecznie odciągnęła. Chwila odpoczynku, jeszcze nigdy nikomu na złe nie wyszła.
    Poszłyśmy powolnym spacerkiem w stronę domu. Kiedy doszłyśmy Kate wyciągnęła kluczę i otworzyła drzwi. Oczom ukazało mi się piękne wnętrze wielkiej willi, byłam zszokowana. Na prawdę świetne wnętrze. Poznałam w końcu przyjaciół Kate, o których tak dużo mi opowiadała. 
     
    Późnym wieczorem, wróciłyśmy do restauracji. Czekała już na miejscu pewna osoba, budząca swym wyglądem lekki respekt. Mandy Shioya, inspektorka Department of Auditor-Controller. Szukała właścicielki - ostatnio bardzo często mnie szukają, więc nie zdziwiłam się, ani trochę.  Okazało się, że Emilliano zostawiając mi lokal, nie zgłosił działalności do urzędu, ani nawet nie załatwił koncesji na alkohol. Cholera! Na szczęście, kontrola ta była bardziej jako ostrzeżenie. Nie poniosłam żadnych konsekwencji, a następnego dnia złożyłam wszystkie papiery do urzędu. 
     
    Czułam, że coś wisi w powietrzu, coś jest nie tak. Moja wczorajsza panika, wzroki tych motocyklistów. To, że ten okropny typ wziął Mickey'ego na rozmowę... Wszystko się ze sobą łączy. Oni mnie obserwują! Nie jest dobrze - pomyślałam. Zimny oddech na plecach - Glen Hickey. Jego paskudna gęba dalej śniła mi się po nocach.
     
    Przyszedł do pracy na wieczorną zmianę w końcu on, Mikkel Rooningen. Momentalnie wzięłam go na rozmowę, byłam zdesperowana. Nie było obok mnie Kate, bałam się o siebie. Zaczęłam na niego naciskać, żeby powiedział mi co wie. Nie chciał wyjawić prawdy. A ja? Ja zaczęłam popadać w depresje, jeszcze większą niż wczoraj. Powiedział w końcu, że chcą mi zrobić krzywdę, próbowali go przekupić. Straciłam nad sobą panowie. Przyszła Kate, próbując mnie uspokoić. Bez skutecznie.
     
    Znowu to samo, ja w stanie psychicznej agonii, a w okół mnie pełno ludzi. Ludzi, którzy na siłę chcą pomóc. Porozmawiać. Kate, wtedy kucała przy mnie, cały czas masując mój bark. Ciężko oddychałam, paranoja. Kilku stałych klientów, moja kadra pracownicza, była tam nawet wcześniej wspomniana Pani Shioya i oczywiście Marine, która już cała się trzepała, by tylko rozwalić jednego z tych motocyklistów. Marine wpadała często po służbie w godzinach nocnych pić wódkę - była Policjantką. Chyba nie tylko ja miałam tutaj problem ze sobą. 
     
    Mikkel poszedł obsługiwać klientów, nosił mi cały czas wodę. Mój stan był zły, a Ci wszyscy ludzie nie pomagali go poprawić. Koszmar. Małe miasteczko a dzieją się tutaj potworne rzeczy. Strzelaniny, nożownicy, zabójstwa, samobójcy. Wrota piekieł. Kiedy ten koszmar dobiegnie końca? Chciałam tutaj zostać, wiele mnie tutaj trzymało, jednak nie chciałam umierać - byłam zbyt młoda. 
     
    Siedziałam jak by w letargu, nie odzywałam się. Marine chodziła jak poparzona, cały czas naciskając na mnie, bym coś powiedziała - była nerwowa. Kate, starała się wszystkich ode mnie odciągnąć. Wtedy do sali wszedł on. Andrew Voight. Sierżant, który wyprosił wszystkich z pomieszczenia, prócz Kate - jedynie przy niej czułam się bezpiecznie. Próbował nawiązać kontakt i mu się udało. Miał na to całkiem niezły sposób. Usiadł na brzegu kanapy, kazał Kate siąść między nami. Mówił jak by do niej, a ja odpowiadałam. 
     
    Ustaliliśmy, że moja sytuacja jest beznadziejna. Świetnie, to już wiedziałam. Co za tym idzie? Policja z Blaine Country miała mieć na mnie oko, byłam chroniona. Nie mogłam jednak przemieszczać się swobodnie po miasteczku, musiałam zostać ukryta. Około trzeciej w nocy zostałam przetransportowana z eskortą do domu, który tak mi się podobał. Nie sądziłam nawet, że tak prędko tam zamieszkam. Miałam się nie wychylać dopóki sytuacja nie ucichnie.
     
     
    Zawsze wolna jak ptak, teraz niczym szczur zamknięta w domu jak w jakieś klatce. Nie można płakać nad rozlanym mlekiem, muszę być silna. Mam dla kogo walczyć. Trzeba przetrwać najgorsze, a słońce musi wyjść po burzy - pomyślałam. Zgodziłam się na warunki. Nie robiłam tego dla siebie, robiłam to dla Kate, nie chciałam jej zawieść. Nie darowała by sobie tego, gdyby coś mi się stało. 
     
    Kolejne dni mijały spokojnie ale się nie nudziłam. Przecież nie byłam sama. Poznałam bliżej Kylie i Kellana, współlokatorów, a zarazem przyjaciół Kate. Pewnego dnia spędziłam nawet cały dzień przed telewizorem z Kylie, wyczekując na moją ukochaną, która była nieźle zapracowana swojego czasu. Nie szkodzi, czekałam dzielnie pozyskując tym samym nową przyjaciółkę. Byłam w naprawdę dobrych rękach. 
     
    Dzień dłużył się przed telewizorem, moja nowa przyjaciółka w międzyczasie zrobiła coś do jedzenia, kanapki - nie pamiętam z czym były, umierałam z głodu, więc nie zwróciłam wtedy na to większej uwagi. Przyszedł Kellan, ten zabawny czarnuch. Wybierał się gdzieś na wieczór, więc poszedł się ogarnąć do łazienki. My dalej oglądałyśmy telewizor w najlepsze. Kiedy przyszedł z nami porozmawiać wyczułam bardzo piękny zapach, tyle, że damskim perfum! A to gagatek, rozbił mnie tym nieźle. 
     
    Kate w końcu wróciła do domu, ja uradowana od razu rzuciłam się jej na szyje w momencie, w którym tylko otworzyła drzwi. Tęskniłam tak bardzo. Nareszcie była już tutaj ze mną. Spędziłyśmy wszystkie trochę czasu na zwyczajnej rozmowie.  Chwilę później odwiedził nas sierżant Andrew Voight oraz Rina Lopez. Policjantka, która prowadziła moją sprawę, dokładnie ta sama z którą się spotkałam tego dnia, pod szpitalem. Oznajmili, że mają napastników na oku, jednak, żebym się jeszcze nie wychylała. Cholera, ledwo już wytrzymywałam w tym pieprzonym mieszkaniu. Ja się muszę poruszać, taka już jest moja natura. 
     
    Pojechali, więc wróciłam z powrotem do środka, rozmawiałyśmy w kuchni z Kate, ja przygotowywałam kolację. Zadzwonił mój telefon - nie znałam tego numeru. Zdecydowałam się odebrać. Mężczyzna przedstawił się jako Jonatan Harris, o ile pamięć mnie nie myli. Podejrzany telefon, mówił coś o branży managerskiej, że jest tylko pośrednikiem. Generalnie ktoś chciał się ze mną spotkać, ja nie wiedziałam kto.
     
    Zadzwoniłyśmy wraz z Kate do sierżanta Voighta, by poinformować go o tej dziwnej sytuacji. Przyjechał niemalże natychmiast, więc zaprosiłyśmy go do środka. Wyszliśmy wspólnie na taras z widokiem na ocean. Chyba był na plaży, bo widziałam w oddali jego towarzystwo - nie kłamał, mówiąc, że nie spuszczają domu z oka. Chciał zrobić prowokację, a więc podałam mu ten numer. Już nikt nie odbierał. Telefon był wyłączony.
     
    Dowiedziałam się wtedy, że Kate zrobiła sobie licencję na broń. Andrew nawet dał jej się "pobawić" swoim chromem, rozładowanym - rzecz jasna. Kate, celując przed siebie wyglądała jak prawdziwa sicario. Podobało mi się to. Chociaż nigdy wcześniej bym nie pomyślała, że taka dziewczyna jak ona może dzierżyć w ręku broń. Voight wyszedł, my spędzałyśmy wspólnie z przyjaciółmi cały wieczór. Oczywiście w tym domu wariatów nie trzeba było oglądać kabaretów! Przecież był Kellan, który zawsze musiał odstawić jakąś śmieszną scenę, powtarzam - zabawny czarnuszek.
     
    Następny dzień, ja nadal uwięziona z własnej woli w czterech ścianach. Mój brzuch zaczął się już porządnie goić. Tego dnia leżałam jak ostatni leń prawie cały czas w łóżku. Zdążyłam tylko ściągnąć opatrunek, pod nim znajdywały się szwy. Nie wyglądało to za ciekawie. Zanosiło się na dość rozległą bliznę. Cóż... Może kiedyś pojadę do jakieś kliniki i usunę to co mnie oszpeca laserowo. A może nie będzie to konieczne?
     
    Myślałam dużo. Miałam w końcu sporo wolnego czasu. Często po głowie chodził mi mój lokal, wypytywałam co chwile o mój lokal. Na szczęście miałam Kate i Mikkel'a, którzy zajmowali się Lalaroze pod moją nieobecność. Ja dowiedziałam się w międzyczasie, że Kylie także ma swój klub, który nazywa się Six Stars, a Kellan warsztat! Nazywał go stajnią... Stajnia dla wielbłąd, bo Kellan kochać wszystkie wielbłądy. Rozumiecie? Ja także na początku nie wiedziałam o co chodzi temu człowiekowi. 
     
    Wieczorem, kiedy już się pozbierałam do życia, znowu spędzałyśmy czas z Kylie, Kate zajmowała się moim lokalem, więc nie było jej w domu prawie w ogóle. Nie miałam przy sobie za dużo swoich ubrań, nie mogłam swobodnie sobie pojechać na zakupy. Całe szczęście udostępniła mi swoją garderobę Kylie, razem poszłyśmy pobawić się w przebieranki, tak dla zabicia czasu.
     
    Ubrałam się w sukienkę, stwierdziłam, że będą pasować do tego szpilki. Miałam rację, był tylko jeden problem! Nigdy w życiu nie miałam czegoś takiego na stopach. Tutaj znowu z pomocą przyszła ona. Asekurowała mnie przy nauce chodzenia w takim obuwiu. Była niezła jazda, nie wiedziałam, że to takie trudne - o mało się nie zabiłam. Żartuje, podobno całkiem dobrze szło, bynajmniej nie najgorzej. Po kilkunastu minutach poruszałam się już niczym miss Paleto Bay. Weszła Kate, kiedy szłyśmy po schodach. Nie mogła uwierzyć w to jak się ubrałam. Wręcz mnie nie poznała. To był dowód na to, że chyba faktycznie się już nudzę. Tak było. 
     
    Rozmawiałyśmy chwilę w kuchni. Kate musiała jechać załatwić jakąś sprawę, trochę jej zeszło, ja z Kylie poszłyśmy znowu się przebrać. Przecież nie mogłyśmy chodzić cały czas w szpilkach po domu - są strasznie nie wygodne. Spędziłyśmy w tej garderobie sporo czasu, było duszno więc obie ubrałyśmy się w top oraz spodenki. Pozwoliła mi nawet zatrzymać te ciuszki, byłam jej bardzo wdzięczna. Wróciłyśmy na górę, oglądałyśmy znowu telewizję, jadłyśmy same pyszności, nabijałyśmy się z wybryków Kellana, dzień jak co dzień. 
     
    Zapytałam się Kylie, czy im tutaj nie przeszkadzam. Kate mnie przyjęła pod swój dach, ja nie wiedziałam nawet czy spytała innych o zdanie. Nie chciałam się czuć przecież jak intruz. Całe szczęście powiedziała, że nie - im więcej ludzi tym raźniej. Cieszyłam się z tego powodu, polubiłam to miejsce. Powoli czułam się tam jak w domu.  Kate wchodzi do mieszkania, mina dość zadowolona - nawet jak na nią. Pokazała wtedy broń, którą właśnie odebrała. Teraz będę przy niej na pewno bezpieczna, bo jak ktoś będzie chciał mi zrobić krzywdę ona na pewno zareaguje!
     
    Musiałam już powoli zająć się lokalem, szczególnie, że następnego miałam organizować after party, po imprezie w Six Stars. Zadzwoniłam więc do Andrew'a Voighta, że będę się przemieszczać. Udzielił na to pozwolenia. Chyba już wszystko powoli się miało uspokajać. 
     
    Słońce musi wyjść po burzy
     
     
    Tego samego wieczoru poszłyśmy z Kate do swojego pokoju i wyszłyśmy na taras, aby sobie porozmawiać. Stałyśmy tam dość długo, obserwując ocean. Podziękowałam jej z całego serca za wszystko co dla mnie zrobiła. Spotkało mnie wielkie szczęście w życiu, że trafiłam na taką osobę jak ona. Także się cieszyła, że ma kogoś takiego jak ja. Wieczór minął spokojnie, praktycznie cały na balkonie. Poszłyśmy razem spać, by być gotowe na następny dzień. Nie zastanawiałyśmy się, co przyniesie nam jutro - ważne, że byłyśmy razem, obok siebie. 
     
    Wstałam dość późno, Kate oczywiście już dawno wyszła do pracy. Czekało mnie tego dnia zdjęcie szwów, udałam się więc do lokalnego szpitala. Ustawiłam się grzecznie w kolejce do doktora. Trwało to dość długo. Jest! W końcu moja kolej - pomyślałam. Weszłam do gabinetu, lekarz poprosił mnie, żebym ściągnęła bluzkę i się położyła. Przystąpił do ściągnięcia nitek. Pikuś. Świetnie się zagoiło - rzekł w moim kierunku. Popatrzyłam na swój brzuch i dostrzegłam rozległą bliznę, która mnie oszpecała, a podobno dodają one szlachetności.
     
    Zaraz po tym udałam się do Lalaroze, miałam tam sporo pracy po mojej długiej nieobecności. Po pierwsze musiałam się wziąć za układanie nowego menu, tak też zrobiłam - wzięłam kartkę i długopis, powoli konstruując sensowną kartę. Jakiś czas później przyszła Kylie, która oznajmiła mi, że jej klub Six Stars został zamknięty przez władze miasteczka. Przyjęłam ją więc do siebie na etat jako manager, ucieszyła się z tego powodu. Wróciłam do pisania menu. Od razu się przydała, podpowiedziała kilka dań, chyba jedno wyciągnęłyśmy z jej dawnej karty. 
     
    Do lokalu weszła dwójka dość ciekawych osób, chyba rodzeństwo. Nikki Reynolds oraz Garret Reynolds, wyraźnie uradowani, zamówili drogiego szampana do stolika - chyba coś oblewali, później się dowiedziałam co, jednak nie miałam w tym momencie czasu dłużej z nimi porozmawiać. Moje gumowe ucho podsłuchało tylko, że są właścicielami tutejszej fabryki mięsa. Hmm... Może nawiążemy w przyszłości współpracę? - Pomyślałam sobie wtedy, wracając do swoich papierków. 
     
    Skończyłam! Długo to trwało, wymyślałam potrawy prawie do wieczora. Kylie sporo mi pomogła, za co byłam jej wdzięczna, od razu przewidziałam dla niej premie. Jakiś czas później przyszła niejaka Susan Morgan, była pracownica Six Star Club, dość nieśmiała dziewczyna, o ile dobrze pamiętam stylizowała się na gotyk. Dość ciekawie. Przyjęłam ją do pracy, przyda mi się dodatkowa para rąk. 
     
    Cały dzień pracowałam ciężko, wraz z moimi pracownikami. Składałam zamówienia, kontrolowałam. Nawet obsługiwałam, co oni by beze mnie zrobili? Nie wiem. Był już późny wieczór, kiedy Kate wpadła do lokalu i ciągnąc mnie za rękę - wyprowadziła mnie. Nie powiedziała mi gdzie idziemy. Minęliśmy kilka knajp, sporo ludzi kręciło się po miasteczku. Szłyśmy tak w nieznane, chociaż ta spryciula dobrze wiedziała gdzie mnie ciągnie.
     
    Weszłyśmy do klubu, gdzie usiadłyśmy przy stoliku razem z motocyklistami z Vallhalli, mieli oni swój bar tuż obok Rose Tatto Studio, należącego do Kate oczywiście. Nie zdziwiłam się więc, że się z nimi zna. Nie wydawali się jakoś wrogo nastawieni, jednak cicha woda brzegi rwie. Chwilę później wybuchnęła bójka, pomiędzy nimi, a jakąś bandą siedzącą kilka stolików dalej. Postanowiłam się ewakuować, wraz z Kate - nie chciałam się pakować wtedy w kłopoty, dopiero co wydobrzałam.
     
    Wróciłam więc do Lalaroze, gdzie jak zwykle był duży ruch. Pracownicy i zarząd mojego lokalu nie próżnował gdy mnie nie było. Najwyraźniej. Ściągnęłam więc swoją kurtkę i powiesiłam na wieszaku, poszłam im trochę pomóc. Nie boję się pracy, lubię czasem stanąć za barem, czy wziąć tacę kelnerską i obsłużyć klientów. Jedyne co mnie zastanawiało to Mickey' - gdzie on się podział? Ostatnio kontakt się urwał, Kate także go nie widziała, a spędzała dużo czasu w mojej knajpie, podczas mojego "urlopu" - Hmmm... Podejrzana sprawa, nie miałam wtedy czasu się nad tym głębiej zastanowić.
     
    Zamknęliśmy jak zwykle późno, a raczej wcześnie rano - byłam wykończona, kompletnie padnięta. Udałam się wtedy z Kate do domu, ogarnęłyśmy się i momentalnie jedna z drugą zapadła w sen. 
     
    Pobudka! Tymi słowami obudziła mnie rano moja ukochana. Miałam do zrobienia coś bardzo ważnego, pierw jednak musiałam się ogarnąć. Trochę to zajęło zanim wyszłam z domu, standardowo. Leniuch ze mnie. Kiedy już udało mi się zebrać momentalnie wyruszyłam do restauracji. Trzeba było rozdać premie dla pracowników, zasłużyli. Bez dwóch zdań. Zasiadłam więc w swoim biurze, ogłaszając wcześniej, że wybrane osoby mają zgłosić się po premię. Trwało to kilka godzin, przygotowałam koperty z imionami i nazwiskami zasłużonych osób.
     
    Kate skończyła pracę w studiu i przyszła od razu do mnie, wyciągnęła mnie swoim nowym samochodem na wycieczkę poza miasteczko, pokazała mi latarnie morską, znajdującą się kilka kilometrów od miasteczka. Spędziłyśmy tam parędziesiąt minut, aż tu nagle przyjechał patrol z biura szeryfa. Funkcjonariusz był pochodzenia chyba Meksykańskiego, mówił po Hiszpańsku, tak jak i ja. Pewnie sobie myślał, że jestem tutaj, w Ameryce nielegalnie. Akurat! Właścicielka najpopularniejszej knajpy nielegalnie, a to dobre. Sprawdził oczywiście dowody tożsamości i zostawił nas w spokoju. Wcześniej wytłumaczył, że powodem kontroli jest duża ilość samobójców w tym rejonie.
     
     
     
    Wracamy. Nie mogę żyć bez tej restauracji, a więc musiałam tam zaglądnąć. Na prawdę, prosperowała ona coraz lepiej, gdyż moim oczom ukazał się pełny lokal. Przebrałam się i wskoczyłam za bar. Robiłam drinki, lałam piwo, aż do zamknięcia. Cieszyło mnie to.
     
    Kolejnego ranka do restauracji przyszła Nikki, na zwyczajną rozmowę. Nie pamiętam już o czym dokładnie z nią gadałam. Może o biznesach, może prywatnie? Pewnie to i to. Cały dzień był na prawdę bardzo spokojny, jak nigdy. Miałam więc czas trochę zająć się sobą, ogarnąć sprawy. Tego dnia poszłam pomóc Kate w jej studio tatuażu. Przeszkoliła mnie nawet, żebym osiągnęła coś więcej w tej branży, niż tylko umawianie klientów. Chociaż myślałam, że to nie dla mnie - myliłam się. Nie miałam jednak tyle odwagi, by zabrać się za robienie komuś tatuażu. 
     
    Zadzwoniła do mnie Summer, czy jestem z nią w stanie porozmawiać. Mianowicie opiekowała się taką dziewczyną, małolatką. Chciała, żebym ją przyjęła do pracy. Zgodziłam się, czemu nie? Przyjechała z nią chwilę później, udaliśmy się więc do restauracji, do mojego biura. Przeprowadziłam z Abigail rozmowę. Dziewczyna była strasznie nieśmiała, jednak dałam jej szansę. Zawsze przyda się ktoś do pomocy na kuchni lub przy porządkach, a jej wpadnie kilka groszy do kieszeni. 
     
    Jakiś czas chodziłam jeszcze po Lalaroze, doglądając pracy Abi' oraz reszty pracowników, nie było dużo klientów. Jakiś dwóch obdartusów przy barze i zakochana para siedząca przy stoliku. Nagle między nimi wybuchła kłótnia, więc podeszłam spróbować ich uspokoić. Było zbyt późno. Zaczęli się bić w moim lokalu, przez co straciłam klientów. Tamta para po prostu wstała i wyszła - niestety. Byłam wściekła. Mało brakowało, a sama przyłożyła bym typom, którzy zrobili w mojej restauracji zadymę! 
     
    Musiałam wyjść, odstresować się. Oczywiście, z deszczu pod rynnę. Poszłam do Kate, gdzie był spory natłok ludzi w kolejce. Raz kozie śmierć. Postanowiłam zrobić swój pierwszy tatuaż. Byłam cała w stresie, przecież to dla mnie coś nowego, a naprawdę nie chciałam komuś zepsuć dziary. Och, dobra - przystąpiłam do przygotowań. To potrafiłam, dezynfekcja miejsca, później ofoliowanie. Wybranie dzioba i igły, pasującego do wzoru. Depilacja fragmentu ciała, standardowa formułka dotycząca dyskomfortu podczas pierwszych ukłuć. Odbijam wcześniej wybrany wzór i... Teraz dziaramy. Cholera, nie wiedziałam, że jest to takie trudne, szczególnie, że robiłam to po raz pierwszy, bez wcześniejszego treningu. Czas się dłużył, ja starałam się rozmawiać z klientem.
     
    Koniec! Na szczęście klient był wyrozumiały, a tatuaż mu się podobał. Byłam w szoku, musiałam znowu wyjść, tyle, że tym razem ze studia. Ubrałam kurtkę i wyszłam, przed studiem zapaliłam sobie papierosa, przeżywając swój pierwszy raz. Zobaczyłam spacerującego sobie pieska, był cały brudny, wychudzony. Pobiegłam za nim i zwróciłam na siebie jego uwagę. Biedaczek - pomyślałam sobie. Jakimś sposobem przywołałam go do siebie i poszłam w stronę sklepu nieopodal, dziwnym trafem podążał za mną, chyba wyczuł dobrą duszę. Kocham zwierzęta, chociaż nigdy nie miałam. Kupiłam jakąś puszkę jedzenia i usiadłam na ławce, nakarmiłam go. Wcinał jak szalony, pamiętam. 
     
    Wbiegłam z powrotem do salonu, wzięłam jakąś pierwszą z brzegu miskę i nalałam do niej wody. Była tam Marine, która oczywiście prześmiewczo krzyknęła. "A tej co znowu, pali się czy co?" - czy jakoś tak. Nie, nie paliło się. Chciałam tylko dać mojemu pupilowi się napić. Było już dość późno, a piesek chyba mnie polubił. Nie chciałam go zostawiać na ulicy, wzięłam więc klucze do domu i nie mówiąc nic Kate, wzięłam go. Szedł za mną, zadowolony. 
     
    Miałam zamiar go wykąpać, tak też zrobiłam. Wcześniej jednak nakarmiłam go jeszcze smakołykami, ucząc kilku sztuczek. Co za inteligentne zwierze! Prawie od razu załapał wszystkie komendy. No to co, mały? Jak Cie nazwiemy? Dino, nie wiem czemu takie imię przyszło mi na myśl. Więc od teraz nazywasz się Dino - powiedziałam w kierunku Golden retrievera. 
     
     
    Wykąpałam go w naszej łazience za pomocą prysznica, wytarłam i z dumą patrzyłam na psiaka, zrobiłam mu jeszcze posłanie obok łóżka, na które wcześniej chciał wskoczyć. Na to nie mogłam pozwolić! Nie wiedziałam jeszcze jak zareaguje na to wszystko Kate, chociaż byłam dobrej myśli. Mój podopieczny zasnął. Ja siedziałam na łóżku, patrząc się jak chrapie i czekając na Kate.
     
    Była już późna godzina. Rozbrzmiał się dźwięk mojego telefonu, odebrałam. Okazało się, że Kate już wraca, tatuowała do późna. Ostrzegłam ją, żeby wchodziła cicho - nie wiedziała o co chodzi, jednak się zastosowała. Gdy zobaczyła psa w sumie się ucieszyła. Zgodziła się by został. Ja chwilę potem zasnęłam. To był intensywny dzień.
     
    Obudził mnie mój piesek, który polizał mnie po twarzy. To było na prawdę słodkie. Pozbierałam się więc czym prędzej, wskakując w wygodny dresik, na szybko wypuczając pieska przed dom, aby to załatwił swoje potrzeby. Poszłam do sklepu zoologicznego i zakupiłam smycz oraz obrożę po czym wróciłam do domu i pokazałam nowy zakup mojemu pupilowi. Na początku ciężko było założyć mu dany sprzęt, jednak po chwili się udało. Wyszliśmy na plażę, gdzie spacerowaliśmy około godziny, potem wróciłam do domu - nie mogłam przecież iść do pracy tak ubrana. 
     
    Był słaby ruch. Wykonywałam standardowe czynności - dzień jak co dzień, tylko poranek nie był jak każdy inny. Myślałam o piesku, na pewno się nie nudził w domu. Kellan na pewno się z nim świetnie bawi, a może umiera ze strachu? - Pomyślałam. Przyszedł jakiś czas później pewien chłopak, oczywiście w sprawie pracy. Chciałam dać mu szansę, jednak kiedy zobaczyłam jego zdolności, a raczej ich brak musiałam odmówić. Szukałam tylko doświadczonych barmanów. Czas leciał, ja stałam sobie za barem, aż nagle przyszedł Richie, prawdopodobnie był jakimś znajomym Kate. Miły gość. Porozmawialiśmy chwilę, aż do momentu kiedy przyszła Rina. Standardowe pytanie, czy u mnie jest wszystko w porządku. Hmmm... Tak się składa, że tak. Wszystko na to wskazuje. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Był już prawie wieczór, a nadal nic się nie działo. Przyszła do lokalu Nikki i zaprosiła mnie na drinka. Byłam zapracowana, bez chwili wytchnienia więc pozwoliłam sobie na jednego drinka Cosmopollitan, którego przyrządził nam Charles.
     
     Usiadłyśmy sobie, prowadząc luźną rozmowę, opowiedziałam nawet o psie, którego ostatnio przygarnęłam. Nie trwało to za specjalnie długo, przysiadła się do nas Mandy, która zaczęła rozmowę z Nikki, a ten dialog pochłoną je doszczętnie tak, że nie chciało mi się nawet słuchać. Miałam wrażenie, że w moim lokalu robi się jakiś kącik polityczny, czy coś w tym rodzaju. Masakra, w ogóle nie mój klimat, ale co poradzę? Chwilę później podszedł do mnie Charlie, zapytał się czy może iść do domu, skoro i tak nie ma klientów. Zgodziłam się, chociaż wiedziałam, że będzie jak zwykle. Wszystkich puszczę, a potem będę musiała sama, ewentualnie z Kate ogarniać wszystko. Tak też było. Jakiś czas potem przyszło kilku klientów, nie było na szczęście tak źle jak uważałam. 
     
    Dowiedziałam się, że za dwa dni odbędzie się Wreck Race, organizowane przez Roar Camel, wkręciłam się w uczestnictwo. Nie, nie startowałam w wyścigu, chciałam zapewnić jedynie catering na to wydarzenie. Musiałam działać, a więc od razu po zamknięciu lokalu weszłam w internet i zaczęłam szukać foodtrucka do wynajęcia, może nawet do kupienia. 
     
    Kolejny dzień, trzeba działać. Szybko doprowadziłam się do ładu i składu, wybiegłam z domu w stronę restauracji, zaczęłam przygotowania do otwarcia. Zamówiłam towar, sprawdziłam czy wszystko jest jak należy. Jeszcze przed otwarciem wszedł do lokalu pewien mężczyzna, nazywał się Patricio, Patricio Pene z Medellin, o proszę bardzo. Jak by nie patrzeć tam się właśnie wychowałam. Nie wnikałam jednak, liczyły się jego umiejętności. Zaskoczył mnie. Na prawdę był świetnym barmanem, przyjęłam go z miejsca. 
     
    Osobiście otwarłam lokal, doglądnęłam pracy wszystkich i ruszyłam do biura. Wykonawszy kilka telefonów w końcu udało mi się załatwić tego Foodtrucka na jutrzejsze wyścigi, miałam odebrać go wieczorem. Zajęłam się więc swoimi sprawami. Poszłam do studia Kate, gdzie przyszła strasznie podniecona dziewczyna, od razu miała wybrany wzór, była pewna siebie. Szczerze? Nie widziałam jeszcze tak zdecydowanej osoby. Bez zastanowienia więc wzięłam od niej zapłatę i przystąpiłam do robienia tatuażu. Młoda była wytrzymała, udawała, że nic ją nie boli, ale ja wiem jak to jest. Poza tym było po niej widać, że tylko udaje taką twardą. Dowiedziałam się w międzyczasie, że nie jest pełnoletnia. Świetnie - pomyślałam. Mogły być z tego problemy, jednak Hazel, bo tak jej było na imię okazała się bardzo w porządku osobom, w dodatku nawet ją polubiłam. Zaproponowałam jej pracę u mnie w knajpie, Abigail była w podobnym wieku, miałam więc pewność, że się dogadają.
     
    Przed lokalem zaczepił mnie policjant Richard Vargas, wziął mnie na poważną rozmowę. Prowadził jakąś sprawę, dotyczącą haraczy na terenie miasteczka. Przepytał, czy nie zdarzyło się, że ktoś przyszedł z propozycją "ochrony" do mnie. Jednak nic takiego się nie zdarzyło. Chyba omijali mój lokal. Narobiłam sporo szumu w okolicy, więc to całkiem możliwe, że nikt nie chciał się nawet zbliżać. 
     
    Poszłam na samotny spacer, aby to przemyśleć sobie jutrzejsze wyścigi. Pomiędzy sklepem Binco, a Rose Tatto Studio spotkałam znowu tą pocieszną małolatkę, Hazel. Rozmawiałyśmy tam jakiś czas. Zaczepił nas nawet jakiś murzyn, proponując "coś na przyspieszenie", od razu go spławiłyśmy. Seeerio, to było trochę nie na miejscu. Tak na środku ulicy? Ha! Tak właśnie mówiła ta małolatka, co chwile "seeerio" - zabawne to było, ale też zapadło w pamięci. 
     
    Wieczorem z wraz Kate ruszyłyśmy na spotkanie z tym facetem od Foodtrucka, oczywiście odebrałam kluczyki, ładnie podziękowałam. Oczywiście sprawdziłam cały sprzęt, miał swoje lata jednak nadawał się jak najbardziej. Kolejny spory krok. Załatwiłam tego wieczoru jeszcze szyld Lalaroze, żeby to była dobra reklama. Miał być gotowy na jutro. 
     
    Redline
     
     
    Rano poszłam na spacer, zatrzymałam się przed studiem Kate, gdzie na ławce siedział Agnar i Lillian, motocykliści klubu Vallhalla, dłuższą chwilę z nimi rozmawiałam, dla odmiany. Był to całkiem ciekawy poranek, gdyż chwilę później zadzwoniła do mnie Nikki Reynolds, która miała mi coś do powiedzenia i koniecznie chciała się spotkać. Zgodziłam się, więc chwilę później podjechała po mnie. Zabrała mnie na stacje nieopodal i zaczęła rozmowę. Przez telefon ostrzegła mnie o jakieś zadymie wczoraj po moim wyjściu. Nic wielkiego, podobno ktoś zaczepiał ją i dziewczyny. Bojowo nastawiona Nikki podniosła gardę, chcąc się bić z napastnikiem, który ku jej zaskoczeniu nachylił się i pocałował ją w gardę. Musiała być nieźle zaskoczona tym faktem, szkoda, że tego nie widziałam! 
     
    Podrzuciła mnie nieopodal restauracji, gdzie wyruszyłam do studia reklam i odebrałam szyld Lalaroze Restaurant. Ruszyłam z nim w stronę mojego foodtrucka, ustawiłam go na dachu i podłączyłam. Nieźle świecił, to było to. Przestawiłam więc ciężarówkę w widoczne miejsce, wykorzystywując go jako reklamę, marnował się stojąc schowany za budynkiem. 
     
    Poszłam do środka, pochwaliłam się pracownikom naszym nowym sprzętem, przygotowanym na Wreck Race, które miało się odbyć już za kilka godzin. Czekałam więc niecierpliwie. Rozmawiałyśmy z Nikki oraz Kylie przy barze, aż tu nagle wchodzi ona, Mandy Shioya - mina nie ciekawa. Oho, ciekawe co znowu - powiedziałam pod nosem. Niemalże od razu zaatakowała nas, rzucając mięsem na lewo i prawo. Miała pretensje do naszego wydarzenia, ponieważ było organizowane w rocznice zamachu na World Trade Center. Patriotka... Ja nawet nie jestem stąd, poza tym zapewniam tylko catering. Dlaczego się tak uczepiła? Nie wiem, najwyraźniej wstała lewą nogą. 
     
    Nie chciało mi się z nią dyskutować, oddaliłam się więc, a pałeczkę przejęła Nikki. Ona zawsze wiedziała jak wybrnąć z niewygodnych sytuacji, miała w sobie coś z drapieżnika. Ja lekko zmieszana oparłam się o bar, starając się nie słuchać żalów wylewanych przez Mandy, tuż za moimi plecami. Robiło mi się niedobrze, na szczęście to wszystko przerwał on, człowiek zagadka, który zrobił wejście smoka - Mikkel Rooningen. Kto by się spodziewał? Wszedł sobie do lokalu, jak by nigdy nic, z tym samym uśmieszkiem na twarzy. Na prawdę, on był niemożliwy. 
     
    Podszedł do mnie, wiedząc, że mamy do pogadania. Zeszliśmy więc do biura, gdzie odbyła się dość długa i poważna rozmowa z tym gagatkiem. Przeprosił rzecz jasna, że nawet się nie odezwał, nie zostawił informacji, ani pieprzonej karteczki. Byłam wstanie mu to wybaczyć, ten wybryk był spowodowany nagłą sytuacją. Wyjechał z powrotem Szwecji na pogrzeb jego partnera. Zaraz, chwile. Kogo? No właśnie, partnera. Okazało się, że mało o nim wiedziałam, gdyż w swoim kraju pracował w czymś rodzaju policji, czy jakiegoś wywiadu. Nie wiem, mało z tego zrozumiałam. Nie ważne, ważne, że wrócił do pracy i wyjaśnił, a tak poza tym to miał po premii! Cwaniaczek, myślał, że obejdzie się bez kary. Taka wielkoduszna to ja nie jestem! Musiał odpracować swoje - za darmo. 
     
    Zadzwoniła potem Hazel, powiedziała mi, że ma kilka grubszych banknotów i marzy jej się kolejna dziara. No, dobrze - zgodziłam się, ruszając tym samym do studia. Zastanawiało mnie jedynie jak tak szybko nazbierała taką pokaźną sumę. Szczerze? Nie mój interes, może rozbiła skarbonkę, dostała - nie wiem. Spojrzałam na zegarek, godzina była młoda. Zdążymy. Zrobiłam jej ten malutki tatuaż, jednak nie miałam czasu podjąć z nią jakieś rozmowy. Spieszyłam się. Musiałam ustawić foodtrucka przy torze. 
     
    Tak też zrobiłam, niemal na ostatnią chwilę pojechałam poza miasto, tam gdzie były organizowane wyścigi. Ustawiłam się przy trybunach dla widzów. Poszłam do organizatorów, którymi byli międzyinnymi Kellan i Kylie. Zostałam wyposażona w słuchawkę. Ludzie zaczęli się zjeżdżać, co poniektórzy poszli od razu na podest i trybuny, niektórzy najpierw zachaczyli o moje stoisko. Nie wiedziałam jeszcze, że będę się tam zajmować nie tylko jedzeniem. 
     

     
     
    Pierwsze okrążenie - pokazanie trasy, sama wyszłam na podest zobaczyć jak jadą. Jednak zaraz wróciłam do stanowiska handlować jedzeniem. Zawody ruszyły, słychać było ryk silników, wpędzanych w wysokie obroty. Wróciłam na widownie, popatrzeć. Jadą! Samochody z trudem poruszały się po wertepach, były do tego co prawda przystosowane, jednak zawsze jakieś ryzyko było. Dostrzegłam z podestu wypadek, jeden z kierowców stracił panowanie i wypadł z trasy, uderzając w metalowe rury ułożone tuż obok trasy. Zameldowałam na słuchawce miejsce oraz pobiegłam na pomoc rozbitkowi, ubierając oczywiście kamizelkę odblaskową - własne bezpieczeństwo ponad wszystkim. Kiedy już byłam na miejscu pomogłam wydostać się zawodnikowi z pojazdu, pomoc była w drodze, więc zostałam z nim, aż do jej przybycia. Zostałam już na tym stanowisku do końca wyścigów, chyba byłam bardziej potrzebna na tym stanowisku niż przy jedzeniu. 
     
    Wracamy, w końcu koniec. Trwało to na prawdę bardzo długo, dłużej niż się spodziewałam. Było jednak bardzo przyjemnie, oprócz tych kilku wypadków. Właściwie, co chwile one były. Trudno, taki już urok Wreck Race. Zaglądnęłam do domu, gdzie przeliczyłam wszystkie pieniądze, razem z tymi z Lalaroze. Okazało się, że stać mnie już na motocykl! Zadzwoniłam po Kate, która podrzuciła mnie pod salon, a ja w końcu miałam spełnić swoje marzenie. Spędziłam tam chwilę, oglądając motocykle. Momentalnie w oko wpadł mi piękny model Bati 801, czarny. Był cudowny, więc wzięłam jednoślad na jazdę próbną. Szczerze? Musiałam sobie przypomnieć jak to się robi, w przeszłości mało co jeździłam. Jedynie tyle co nauczył mnie Gustavo, jeszcze w Medellin. 
     
    Biorę go! Wróciłam do salonu, wykrzykując. Weszłam na aplikację swojego banku i ściągnęłam wszelkie możliwe limity płatności kartą. Maszyna kosztowała sporo, ponad czterdzieści tysięcy dolarów amerykańskich. Kupa kasy, a moje marzenie na wyciągnięcie ręki. Stało się. Transakcja zakończyła się pomyślnie, a ja odjechałam swoim nowym sprzętem. Jeździłam w kółko, co raz to szybciej. Czułam się pewniej z sekundy na sekundę. Bestia miała na prawdę sporo mocy, musiałam uważać. Nabrałam w końcu wprawy więc wyjechałam na autostradę. Odkręciłam manetkę na całość i gnałam w stronę Los Santos. Maszyna warczała, a ja wyprzedzałam wszystkie możliwe samochody na drodze. To było świetne. Prędkość, adrenalina. Tego mi brakowało. 
     
    Dojechałam aż do Los Santos, wielkie miasto. Nie wiem ile było oddalone od Paleto Bay, jednak na pewno kilkanaście mil, które pokonałam zadziwiająco szybko. No przecież, z takim sprzętem mało kto miał szansę mnie dogonić. Spojrzałam na zegarek. Czas wracać. Poderwałam maszynę na jedno koło i ruszyłam z powrotem, tą samą trasą. Zmierzałam prosto do Studia Kate, gdzie dotarłam za jakąś krótką chwilę. Zaparkowałam przed, kręciłam manetką do odcinki, tak by zwrócić na siebie uwagę. Byłam nieźle podekscytowana, nie mogłam wręcz opanować emocji. Ściągnęłam z głowy kask i weszłam do środka, próbując się cały czas ogarnąć. Opowiadałam jak najęta. 
     
    Chwilę później przyszedł Mikkel, który był umówiony na tatuaż, Kate poprosiła mnie bym go wykonała. On widząc mnie, a raczej mój stan - nie czuł się pewny co do tego, jednak podjął odważną decyzję. Ja uspokoiłam się nieco podczas pracy. Chociaż praktycznie całą sesję opowiadałam o moim motocyklu, pewnie już nikt nie mógł mnie słuchać. 
     
    Po sesji Mikkel także chciał się pochwalić swoim sprzętem, przyjechał więc swoim samochodem. Wsiadłam, aby się z nim przejechać, a czemu by nie? Po drodze mówił coś o kaskaderce kompaktem, rozpędził się do znacznej prędkości i próbował zrobić bączka. Chciał mnie chyba zabić! Oczywiście mu nie wyszło, uderzyliśmy w barierkę, kasując przy tym zderzak fury. Mickey' aż się zaczerwienił. No to podejście drugie, zjechał w boczną uliczkę również przyspieszając na zakręcie. Bach! Skasował tym razem słup, a zderzak ledwo się trzymał. Cwaniaczek wymontował go na poboczu i ruszyliśmy dalej, zatrzymując się u podnóży góry Chilliad. To chyba nie był jego żywioł. 
     
     
    Przejechali obok nas jacyś motocykliści na crossach, a w oddali na zboczu szczytu zauważyliśmy latarki, powoli zbliżające się do nas. Byliśmy ciekawi kto to jest, chwilę później się dowiedzieliśmy. Na rowerach górskich podjechały do nas dwie kobiety, a jedną z nich była Nikki Reynolds i to w mundurze straży leśnej. Nieźle, trochę to było zabawne, że taka kobieta jak ona bawi się w harcerza. Mikkel trochę się z nich ponabijał i pojechaliśmy dalej, a raczej z powrotem. Wybrał trochę ekstremalną trasę, a ja miałam już dość. Nie grzeszył on umiejętnościami jazdy, szczerze powiedziawszy to się trochę bałam o własne życie. 
     
    Pełen emocji dzień, dobiegał już końca. Kate miała jeszcze sporo pracy, ja pojechałam do domu. Musiałam przecież jeszcze wyprowadzić psa, standardowy spacerek po plaży. Na rozluźnienie. 
    Kiedy wróciłam do domu ciężko mi było zasnąć, emocje jeszcze nie opadły, a moją głową zaprzątały myśli, żeby to wsiąść na motocykl i się przejechać. Udało mi się zasnąć dopiero po kilku godzinach kręcenia się w łóżku, kiedy to robiło się już jasno. 
     
    Wstałam późno, więc po ogarnięciu się pojechałam oczywiście do Lalaroze, gdzie zjadłam śniadanio-obiad, bo taka już była godzina. Nie marnowałam tam swojego czasu, wszystko było w jak najlepszym porządku, a więc wskoczyłam na swoją maszynę, jeździłam bez celu po mieście i jego obrzeżach, popisując się przy tym. Och, to było cudowne uczucie, a zarazem niebezpieczne zajęcie. Spotkałam później Kylie, która miała niezły samochód. Wyzwałam ją na mały wyścig. Zgodziła się, więc pojechałyśmy poza miasto. 
     
    Długa prosta, światła. Małe, praktycznie zerowe natężenie ruchu, idealne miejsce. Ustawiłyśmy się więc na równoległych pasach, czekając na przełożenie świateł. Zielone! Pełna na przód. Wiedziałam od razu, że nie ma ze mną szans, mimo iż jej samochód był na prawdę mocny. Motocykl zerwał się na jedno koło, o mało co przez to nie upadłam. Wygrałam.
     
    Bawiłyśmy się tak przez chwilę, za każdym razem byłam szybsza - nawet jak dałam jej fory. Ciężko przegonić taką maszynę jak moja. Wróciłyśmy do miasteczka, a ja kontynuowałam moją bezcelową jazdę. Rozpędziłam się do znacznej prędkości, wychodząc zza zakrętu, kiedy spojrzałam w lusterko zobaczyłam błysk świateł. Świetnie, dobrze wiedziałam, że znacznie przekroczyłam prędkość. Nie chciałam uciekać, zatrzymałam się na poboczu. Na szczęście kontrole przeprowadzała Marine, powszechnie znana jako Navy Seals, która była dzisiaj w dobrym humorze. Tak czy siak, spodziewałam się wysokiego mandatu za moje popisy. Obeszło się bez tego. Całe szczęście.
     
     
    Uważałam bardziej od tej pory, przynajmniej w okolicach miasteczka - obiecałam jej, że nie będę wariować. Bynajmniej nie wtedy, kiedy ona jest na służbie. Nie chciałam nie potrzebnych kłopotów, więc odpuściłam. Jeździłam sobie spokojnie, spotkałam Mandy, która zaprosiła mnie do siebie. Mieszkała na tej samej ulicy co my. To smutne, mieszkała sama. W ogóle, wydawała się być samotna. Zadzwonił do mnie Mikkel, który chciał się spotkać i pogadać odnośnie założenia strony restauracji. Dopiłam więc swoją herbatę, pożegnałam Mandy, założyłam kask i ruszyłam do Lalaroze, gdzie on już czekał. 
     
    Usiedliśmy sobie w biurze, gdzie ja wyciągnęłam telefon i weszłam na Lifeinvader, na którym to miała się znajdować stronka. Nie umiałam się za bardzo tym posługiwać, więc mi pomógł. Po jakimś czasie, gdy uzupełniliśmy wszystkie informacje i dodaliśmy pierwszego posta, ruszyliśmy pokazać wszystkim jak powinno się pracować. Mickey' stanął za barem, natomiast ja chwyciłam za tacę kelnerską. Zgrany był z nas zespół, nadawalibyśmy się do jakiegoś konkursu gastronomicznego. Czy coś w tym stylu. 
     
    Pracowaliśmy dzielnie, kiedy byliśmy we dwóch na zmianie robiliśmy za pięciu, serio. Obrotny był z niego chłopak, a ruch był nie mały. Kiedy obsługiwałam stolik, zauważyłam, że pod sceną dochodzi do kolejnej sprzeczki. Przy barze stała Marine, wcinając burgera oraz Andrew Voight. Momentalnie zareagowali, wypraszając z lokalu to bydło. Brak kultury, ale tak działa na ludzi alkohol. Zamknęliśmy późno, a raczej Mikkel zamknął. Ja wyszłam trochę wcześniej, byłam już wykończona. Położyłam się spać, nie myśląc co przyniesie mi jutro. 

     
    To Be Continued...
     
    Notka OOC
    Jak widzicie biografia jest rozwijana, tak jak obiecałem.
    Mam nadzieję, że wszystkim się podoba. Staram się pisać jak najwięcej.
    Nie jest to łatwe zadanie. Niebawem w planie Rozdział II,
    Zachęcam do komentowania,
    Pozdrawiam!  
     
     
  10. szag polubił odpowiedź w temacie przez insxft w #5 | Welcome to LS!   
    ale zmiany potezne chlopaki w koncu ls, w koncu active roleplay time ale kiedy to huj wie  pzdr ziomale 😎🤙
     
     
    mogliscie chociaz przewidywany czas realizacji przenosin (przyklad: tydzien, dwa tygodnie, miesiac, dwa lata - bez konkretnej daty) napisac zeby bylo wiadome czy sie smiac, plakac czy czekac xd
  11. szag polubił odpowiedź w temacie przez Rukol w #5 | Welcome to LS!   
    Mi się nie podoba trochę podział na "dwie strefy gry", ale chętnie zobaczę jak to wyjdzie.
  12. szag polubił odpowiedź w temacie przez psych0 w ANKIETA - pojazdy startowe vs wypożyczalnia   
    Albo jak jest możliwość to pójść na kompromis - tańsza furka startowa i na zawsze, albo fajniejsza ale tylko na określony czas 🤔
  13. szag polubił odpowiedź w temacie przez psych0 w ANKIETA - pojazdy startowe vs wypożyczalnia   
    Nawet spoko lista. Chciałem napisać tylko odnośnie tego: " Off- road proponuje zabrać te auta nawet ze sklepu. Gigantyczne (np. Sandking XL) pojazdy większe od wszystkiego w centrum miasta?".
    Wiadomo, że na startowe pojazdy to nie, ale akurat byłem w LA i jeżdzą przeróżne furki - tam każdy chce się wyróżnić, dlatego zdarzają się takie furki jak G klasa 6x6, sporo fordów F150 i ogólnie wielkich pick upów. Dlatego jak najbardziej taką opcje bym zostawił w salonie 🙂


  14. szag polubił odpowiedź w temacie przez Karach w ANKIETA - pojazdy startowe vs wypożyczalnia   
    Ludzie, nie róbmy z tego jakiegoś metina, nie będziemy wybierać klas postaci, bo to bez sensu. Każda postać ma założony charakter, pochodzenie i przeszłość przez gracza i jest według tego kreowana, nie przesadzajcie.
  15. szag polubił odpowiedź w temacie przez Karach w ANKIETA - pojazdy startowe vs wypożyczalnia   
    Siemanko! Wielu użytkowników zarzucało administracji to, że nie liczy się z Wami i Waszym zdaniem - może i tak było, może i nie więc nie rozgrzebujmy. W każdym bądź razie wychodzimy do Was z ankietą, która będzie dotyczyć każdego, bo każdy będzie 'zaczynał'. Wiele głosów doszło do nas o pojazdy startowe, bo komu się chce jeździć busami na samym starcie? Wychodząc z założenia, że gra ma być miła na tyle, by gracz wchodził na serwer z chęci, a nie musu chcemy Wam dać wybór tego czym będziecie się poruszać po zalogowaniu na serwer w pierwszych dniach. Wiadomo, że minie trochę czasu zanim Wasze charaktery dorobią się gabloty w legalny, czy nielegalny sposób, a jeździć czymś trzeba. Tak więc mamy dla Was przygotowane dwie opcje do wyboru, zaś ankieta ta pokaże Wasz wybór i to zostanie wprowadzone przy zapowiadanych przenosinach do Los Santos - bo o tyle, że Paleto Bay jest do pokonania na piechotę to w metropolii Los Santos może być problem 😉
     
    Pierwszą opcją jest wypożyczalnia samochodów zaraz na starcie. Otóż w zamyśle mamy utworzyć takową wypożyczalnie nieopodal głównego spawnu nowych postaci. Jak to będzie wyglądać? Mniej więcej tak, że wchodząc do wypożyczalni macie do wyboru samochód z danej puli, który sobie wybierzecie - okres takiego wypożyczenia będzie trwał tydzień za daną sumę ( zależy od pojazdu), choć planujemy zrobić tak, by każdego było stać na spłatę wypożyczenia chociażby z PayDayów ( o ile dany delikwent będzie grał). Po takim tygodniu wypożyczania samochodu zniknie on nam z /v listy, aczkolwiek będzie możliwość ponownego wypożyczenia tego samego, bądź innego pojazdu z pakietu. Dodam, że samochody w wypożyczali będą o wyższym standardzie z różnych klas, niż te, które w założeniu wprowadzilibyśmy do pojazdów startowych, o których w drugim punkcie.  
    Pojazdy startowe to chyba każdemu znany temat i raczej rozwijać go jakoś specjalnie nie trzeba. Przy zakładaniu postaci będzie możliwość wybrania pojazdu z listy co spowoduje, że za wybrany pojazd odjęta będzie kwota z pieniędzy startowych Waszych postaci. Taki pojazd w Waszym /v lista zostanie z Wami na stałe, aczkolwiek jak się domyślacie raczej będą to szroty, gdyż dojście do czegoś w grze i mieć w niej jakiś cel to też frajda, niż wszystko podane na tacy pod nos 😉  
    Tak więc macie dwie opcje do wyboru, głosujcie w ankiecie, wypowiadajcie się pod tym tematem ( oby z kulturą), a podyskutujemy wspólnie na ten temat.
  16. szag polubił odpowiedź w temacie przez Trevlo w #5 | Welcome to LS!   
    bylo warto sie klocic 16 godzin dziennie na discordzie z ekspertami rp hura mamy to !
  17. szag polubił odpowiedź w temacie przez deBBuu w #5 | Welcome to LS!   
    nie usuwajcie wyglądu postaci błagam... pierdolne na zawał
     
     
     
  18. szag polubił odpowiedź w temacie przez kempuś. w Spis zmian których gracze pragną   
    Biznesy i nijaczenie postaci
    Tak jak ktoś wspominał wyżej, należałoby zrobić system duty oparty na tym iż można robić 2-3x duty dziennie na jednym biznesie, a na /g można mieć do dwóch biznesów maksymalnie - przy czym jeśli wbijemy już w jednym x2 duty to w drugim nie możemy wbić w ogóle. Prowadząc jeden z najlepiej(?) zarabiających biznesów na serwerze chodziłem stać jako barman do klubu 😄 A nie wspomnę że największym poszkodowanym są urzędnicy BCSO czy FD. - Oni mają wypłaty po $800, ludzie z takich frakcji nie chodzą na farme pozbierać warzywka, czy też idą po robocie do biznesu zrobić szybkie /duty. Żeby osoby grające funkcjonariuszy zarabiały $800 a jakiś gość odgrywający menela $1900? 😅

    Osoba trzymająca pieczę nad wszystkimi, po prostu koordynator projektu.
    Na ten moment każdy czerwony z tego co można zauważyć ma mało czasu, pracuje/rodzina i jakieś inne sprawy prywatne. W wolnym czasie siedzą w kodzie lub zajmują się czymś innym dla serwera, mam wrażenie że ekipa dev nawet czasami nie wie co ma teraz robić i oczekuje na jakieś instrukcje. W ciągu dosyć sporego czasu wleciały jakieś marne hotfixy które za dużo nie dają - tak, ja wiem że robicie to za darmo. Ale jeśli chcecie coś osiągnąć to musicie dawać z siebie wiecej, ja zapierdalałem 3 lata robiąc w esporcie hobbystycznie, a teraz to jest moja pełnoprawna praca i z tego dobrze zarabiam.
    Reasumując - ten serwer potrzebuje kogoś na zasadzie Koordynatora projektu który wyznaczał by priorytety dla kodziarzy, co najpierw muszą zrobić, trzymał za pysk opiekunów aby niczego nie odjebali i w nic innego nie ingerował, po prostu pilnował czy wszystkie sprawy są doprowadzane, a jeśli nie to opierdalał i zmieniał prioytety danych spraw.

    Brak zaufania co do opiekunów i osób zajmujących się kluczowymi sprawami na serwerze
    Jak dużo ludzi wspomina na Discordzie, za nim OPIEKUN na coś pozwoli musi iść do redów i pytać się czy może i tak i tak postąpić. Jeśli osoba jest niekompetentna by sama podejmować decyzje to po co ona w ogóle znajduje się na takim stanowisku? Opiekun to chyba ranga dosyć ważna w hierarchii RP i taka osoba powinna być samodzielna, a nie pytać się czerwonych czy to będzie okej. - Jesli natomiast czerwoni boją się oddać swoje dziecko w ręce kogoś innego aby ktoś mu zmieniał pieluchy, to właśnie macie już czysty przykład. - opóźnienia ze wszystkim, dużo ludzi czeka na interiory, panele, czy jakieś inne głupoty. - Stworzenie sądu, no sory. Przecież to powinno zająć tyle samo czasu co tworzenie biznesu. Tworzysz pickup, interior i bajlando - na smaczki typu interior 3d itd przyjdzie czas, zajmijmy się podstawami nie chciejcie wprowadzać od razu fajerwerek, niech ten serwer funkcjonuje - bo jak widzę że ktoś napada na komis samochodowy z bronią białą, później leci do aresztu i na /do dostaje prace społeczne bo sąd nie działa, a na drugi dzień robi to samo no to mi się grac odechciewa.

    Mało aktywni supporterzy/zawaleni robotą lub też mający tę rangę do pochwalenia się e-ziomkom
    Supporterów jest dosyć mało zważając na to iż ta osoba powinna być zawsze aktywna, a w godzinach szczytu powinno ich być co najmniej kilku. Może nie każdemu da się zaufać, nie każdy nadaje się do pełnienia takiej funkcji, ale jeśli są jakieś obawy to skorzystajcie z starego dobrego systemu lvli supporterskich (może takie są) i jeśli ktoś ogarnięty się stara o tą rangę - niech ją dostanie, niech odpisuje i pomaga graczom na /w z podstawowymi komendami typu /unfreez, aj do iluś minut, warn etc. - Jeśli gracz odwala za bardzo etc, zawsze może zawołać kolegę wyższego rangą na DC.
    Czasami dosyć długo czekam na reakcję jakiegoś supportera lub przez dłuższy czas nikogo takiego na serwerze nie ma, lub po prostu dostaję odpowiedź iż jest zajęty i załatwia sprawę z innymi graczami.

    Odbieranie zgłoszeń przez BCSO/FD
    Wiele razy przytrafiła mi się sytuacja kiedy to oczekiwałem na SO czy też FD w nieskończoność, widząc ich na /duty jeżdzących po mieście ale nie reagujących na zgłoszenia - zapewne albo mieli ważniejsze priorytety niż moje zgłoszenie co jest naturalne, albo mieli spam w zgłoszeniach etc - nie wnikam. Chodzi mi o to aby stworzyć coś takiego co by nas informowało że ktoś z /duty przyjął nasze zgłoszenie, bo czasami czeka się po 15ście minut i wysyła kilka zgłoszeń i nikt nie reaguje, dzięki temu byśmy wiedzieli że ktoś przyjął zgłoszenie i zapewne przyjedzie za jakiś czas ale ma coś do załatwienia jeszcze. - nie jest to jakieś super wymagające, dopisuje bo mi przyszło do głowy.

    Dużo rzeczy które sam bym wypisał są w postach powyżej, jeśli coś wpadnie mi do głowy - dam znać.
  19. szag polubił odpowiedź w temacie przez Tarcza w Spis zmian których gracze pragną   
    Nie dyskutujemy tutaj. W każdym poście tylko konkretne sugestie wypisane od punktów.
  20. szag polubił odpowiedź w temacie przez AzotoN1 w Spis zmian których gracze pragną   
    Siema.
     
    Zgodnie z tym co było napisane na discord, otwieram otwartą merytoryczną dyskusję o zmianach, które gracze chcieliby wprowadzić na serwer.
    Temat powstał za pozwoleniem Tarczy.
     
    Prośba o nieatakowanie innych, spamowanie i pisania mało wartościowych postów. Chcemy zmienić ten serwer na lepsze to nie przeszkadzajmy sami sobie w realizacji tego celu.
  21. szag polubił odpowiedź w temacie przez pufiaczyna w Spis zmian których gracze pragną   
    -Wprowadzenie salonu jako biznes (pojazdy nowe oraz używane) - Dorzuci to interakcji, a dodatkowo pozwoli na obieg pieniądza.
    -Wprowadzenie systemu spalania do poszczególnej klasy samochodu.
    -Zmiana wyceny napraw samochodów. (im droższe auto katalogowo - tym większa cena naprawy)
    -Zbilansowanie cen do obecnych zarobków, tyczy się to również budynków - podatki, które mogą być opłacane nawet raz w miesiącu, a gdy tak nie będzie - dom znika.
    -System rejestracji samochodów, gdzie musisz opłacić wszystkie jego koszta.
    -Wprowadzenie systemu ubezpieczalni - płacisz ubezpieczenie zależne od samochodu, ale za to w razie wypadku masz wypłacane. (nawet tutaj mogą powstać takie biznesy)
    -Biznes ochrony - nw czemu tutaj tego nie ma, ale naprawdę fajny biznes i przyda się jeśli będą przenosiny do LS.
     
    -Dodatkowo wprowadzenie regulacji, które będą dotyczyć samej rozgrywki.
     
  22. szag polubił odpowiedź w temacie przez Lukrownik w Spis zmian których gracze pragną   
    1. Publikacje na forum:
    Fajnie by było widzieć, że pracujecie nad czymś nowym. Na ten moment gdzieś pojawiała się informacja że pracujecie nad czymś większym, super! Jednakże graczy interesuje co się tam ciekawego może znaleźć. Wydaje mi się, że potrzebna jest osoba odpowiedzialna za publikacje takich materiałów co się szykuje. To się tyczy przyszłych aktualizacji oraz eventów.
     
    2. Organizowanie mini eventów przez Supporterów i GameMasterów:
    Aktualnie w ekipie jest trochę osób na w/w stanowiskach. Ja rozumiem, że każdy też chce pograć IC, jednakże stanowisko do czegoś zobowiązuje. Fajnie by było widzieć jakieś mini eventy na serwerze tworzone przez ekipę. 
     
    3. Jak najszybsze naprawienie skryptu pod względem grywalności:
    Na ten moment biznesy na serwerze są nie potrzebne. Jedyny zarobek mają salony tatuażu i czasami warsztaty jeśli ktoś chce lakierowania auta. Reszta biznesów leży, wydaje mi się, że przy starcie serwera nie powinno być takiej sytuacji.
     
    4. Rozszerzenie rozgrywki poza Paleto:
    Może czas pomyśleć by trochę rozszerzyć rozgrywkę, przykładowo do Sandy? Na ten moment administracja prawdopodobnie nie chce przenosin do Santos, ale gracze potrzebują więcej miejsca do gry, a w szczególności organizacje przestępcze.
     
    5. Ubrania!:
    Aktualnie w BInco jest może z 20 - 30 sztuk ubrań (strzelam na oko) przez co coraz więcej widzę ubranych podobnie ludzi. Odblokujcie ubranka, to też dużo daje w rozgrywce.
     
    6. Obieg pieniądza:
    Bardzo dużo osób na ten temat się wypowiedziało na discordzie i jest trafna uwaga. Pieniądz nie może uciekać, więc niech salon samochodowy prowadzi gracz, który będzie miał z tego dochód. Trzeba będzie ustalić ceny hurtowe, aktualne komisy mogły by zrobić z siebie Dealerów nowych i używanych samochodów. Dzięki takiemu rozwiązaniu można by było wprowadzić grę między firmami, przyda się tutaj firma transportowa która nowe samochody będzie sprowadzać z Santos do Paleto. Pieniądz zostaje, gra IC się rozwija.
     
     
  23. szag polubił odpowiedź w temacie przez Rukol w Spis zmian których gracze pragną   
    Z mojej strony dodam, że brakuje systemów/skryptów, które by wyprowadzały gotówkę z obiegu - po za oczywiście nieruchomościami oraz pojazdami;
     
    Już tłumaczę o co chodzi;
    - skrypt siłki (ale nie dający nic po za statusem pod nickiem, ot taka zmiana), może jakiś asg (zaraz ktoś powie, że najlepiej z trybem tdm i instarepawnem, a ja powiem, że tak bo ludzie zapominają, że to tylko gra - dla hardkorowych graczy eRPe polecam wbijać w nocy i odgrywać chrapanie), działający system akcesoriów/wprowadzenie jubliera (którego można by napaść) i kupić u niego jakieś BlingBling$V4G itemki, zawężenie fryzur w wybierałce i dodanie ich do fryzjera, możliwość wykorzystywania skrinów od R* - jesli ktoś wyraża taką chęć. 
     
    Co więcej, uważam że brakuje kilku byznesów;
    - zmienić pracę kuriera, by gracz nie-w-firmie mógł przewieźć max 1-2 paczki, zaś w firmie, zależnie od wielkości auta - 5 do 10 "sztuk" towarów, by opłacało się zakładać firmy logistyczne.
    - poszerzenie oferty o biznesy typu ochrona - trywialne, jednak do tej pory właściciele biznesów musieli zgłaszać "wniosek o zapewnienie ochrony we własnym zakresie"
    - w/w siłka bądź studio fitness. Nie musi to dawać statystyk żadnych, po prostu chodzi o miejsce do grania
     
    Kwestie wypłat;
    - Możliwość nabicia 2x (albo 3x?) pejdeja w 1 biznesie by uniknąć sytuacji z człowiekiem-orkiestrą;
    *ewentualnie ustawienie, by pejdej w godzinach 18:00 - 02:00 nabijał się szybciej? Chodzi o to, że nawet jakby ktoś z rana wbił aby zostawić postać, to musiałby dłużej czekać, zaś w godzinach "aktywności", aby nie musiał za długo siedzieć i czekać na interakcje "za barem", co promowałoby niejako granie w godzinach wieczornych (?)
    Dodatkowo;
    - Weryfikacja wielkości pejdeja; szeryf nie powinien zarabiać mniej niż striptizerka; mając jednak świadomość w jaki sposób działa system dotacji oraz to, że każdy wrzuca maksymalny pejdej (po za frakcjami) każdemu z pracowników, należałoby pomyśleć nad odrobinę innym systemem. 
     
    Kwestia org. przestępczych;
    - Wprowadzenie neturalnej strefy, na której organizacje nie mogą odpier, robić strefy wojny, a jedynie wchodzić w interakcje z cywilami*
    - weryfikacja org przestępczych oraz ich poziomu, nie będę wytykał palcami ale "redneckowy redneck z redneckowa" to mem jeszcze z czasów LSVRP
    *oczywiście w przypadku kiedy to cywil kozaczyłby - to przy dowodach a jego kozaczenie, w postaci SSów bądź materiału wideo - organizacja mogłaby mu wbić BW z miejsca. 
    - zmiana w systemie cornerów/tworzenie eventów przez MG, kiedy to są sytuacje high risk-high reward ewentualnie jakieś mniejsze, z mniejszymi profitami w nagrodę za dobrą grę/wysoką aktywność
     
     
     
    //Edit:
    Dodanie wartości dragom, przez jakieś funkcje po ich zażyciu, oprócz statusu, czy kolorowego ekranu, tak, by opłacało się nimi handlowac nie tylko na cornerach ale też  z innymi organizacjami, a nawet z cywilami.
    Jak coś mi się przypomni to napiszę
  24. szag polubił odpowiedź w temacie przez Kretonur w [Kasyno-bar] Lucky Luke's Casino   
  25. szag polubił odpowiedź w temacie przez Sebek w Rozgrywka, spadek graczy wiecie o co 5   
    Można by wprowadzić usprawnienia choćby do ciuchów czy zarządzania przedmiotami albo zrekrutować więcej tak wartościowych gamemasterów jak ostatni nabytek, a pozbyć się betonu.
     
    Ale po co, system afk i spadanie hp lepsze
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę. Warunki użytkowania Polityka prywatności Regulamin