** 14.10.2021r, Los Santos
Stoję znów nad tym miastem, gdzie te dni spierdalają szybciej niż zając przed lisem. Akurat tutaj jednego widziałem, stąd to porównanie.
Dawno tutaj nic nie pisałem… Nawet ciężko teraz znaleźć czas, żeby móc spokojnie pomyśleć z tej szerszej perspektywy, mieć widok z góry na siebie i swoje życie. Ostatnio u mnie się dużo dzieje. Zmieniłem swoje lokum. Takie o jakim nawet nie marzyłem, bo przecież byłem skazany na to, że będę spał kilka godzin w jakiejś norze z grzybem na ścianie. Ambicje mi nie pozwoliły na to by tak skończyć. Dlatego to mieszkanie jest moją nagrodą, że postawiłem się życiu niczym ruchomy mur nie do rozburzenia. No właśnie… Co do rozburzenia to powoli moja konstrukcja chyba siada.
Widzę w oczach innych, że się zmieniłem, sam to widzę. Nie wiem co na to ma wpływ. Sinusoida chyba w końcu leci u mnie w dół. Przecież nie możemy być cały czas na szczycie, coś się musi spierdolić po czasie, kiedy się wszystko dobrze układa.
Mamy nowych współpracowników, którzy okazują do nas szacunek i pokazują, że można im zaufać. A zyski? No właśnie, gdyby nie te zyski to dalej musiałbym mieszkać w swojej starej klitce. Wczoraj jednak wprowadziłem ich w błąd. Zdaje sobie sprawę, że to była zwyczajna pomyłka, ale chciałem z Nimi rozmawiać, jakbym to ja ustalał zasady tej gry, że to ja w końcu mogę dowodzić… To mnie chyba zgubiło i z generała sam się zdegradowałem na szeregowego plutonu Stanleya Berardo.
To nie wszystko… Pojawiła się pewnego dnia pod Paddys rudowłosa kobieta, która rzucając swym spojrzeniem i wdziękiem oczarowała mnie. Była inna niż wszystkie… Pierwszy raz poczułem coś, czego nie da się opisać słowami. Pierwszy raz chciałem pokochać kobietę, a nie wykorzystać, jak szmatę, jak dotychczas to było. Uruchomiłem swoje kontakty – pomogła mi Lora. Pozwoliła mi nawet zlać się kurewsko drogimi perfumami Manzy'. Spotkaliśmy się z nią… okazało się, że ma na imię Valentina – piękne imię. Próbowałem być lepszy niż wszyscy, próbowałem pokazać się z jak najlepszej strony, ale jak się potem okazało to wszystko było na nic. Zwierzyła mi się tego wieczoru, że też przeżywa mocne wątki miłosne. Doradziłem jej jak przyjaciel – po prostu. Potem chciałem utrzymać dalszy kontakt. Spodziewałem się, że sama się do mnie odezwie, lecz nic z tego. Wywnioskowałem, że ona kocha w głębi duszy, podświadomie kogoś innego i Teddy' w tej sytuacji jedynie może zaprosić grubego Ala’ na obiad, a nie tą piękną okazałość, która pojawiła się nagle, tak znikąd.
Czuję się, jakby mnie ktoś przywiązał i spuścił ze skarpy. Pojawiły się większe pieniądze i prawdziwe uczucia, które szybko mnie zweryfikowały.
Zastanawiam się, czy nie wynająć jakiejś chaty zbitej deskami, by zamknąć się i na chwile opuścić miasto… miasto aniołów. **