Skocz do zawartości
Gracze online

 

 

jjordan

Rekomendowane odpowiedzi

 

Ruby Cooper podczas koncertu Underground Ministers w Tucson, Nevada.

Ruby Jasmine Cooper (ur. 08/29/1991 w Los Santos, SA) - amerykańska gitarzystka i artystka tatuażu z wieloletnim doświadczeniem w obu dziedzinach. Znana ze swojego wyjątkowego talentu muzycznego, pijackich ekscesów, jak i ze współpracy z jedną z topowych gwiazd rocka wywodzących się z Miasta Świętych - Raven Lockheart. Obecnie jej kariera opiera się na pracy jako stand-in dla zdesperowanych bądź niepełnych zespołów potrzebujących kolejnej gitary na koncert, jak i innych artystów potrzebujących jej usług do sesji nagraniowych. Swoją niemalże 14-letnią karierę tatuatorską postanowiła zakończyć na rzecz kariery muzycznej, tłumacząc to wypaleniem zawodowym.

 

W zespołach o różnym zabarwieniu gatunkowym spędziła już przeszło 16 lat, zaczynając od garażowej punk-kapeli Shitstains w wieku 16 lat i undergroundowej kapeli The Rugged, aktywnej przeszło 14 lat temu w Nowym Jorku. Przypisuje jej się także krótkie członkostwo w metalowym zespole Dumpster Kids, które dwa lata temu przeżywało okres świetności w podziemiu Los Santos. Po emeryturze Raven i solidnym czeku, który od niej otrzymała, postanowiła spłacić swoje długi, sprzedać mieszkanie i rozpocząć nomadzkie życie w minivanie, podróżując po San Andreas i sąsiednich stanach, ruszając tym samym w swego rodzaju "trasę koncertową". Pojawiała się w każdym miejscu, w którym mogłaby zarobić solidny grosz na swojej grze. Ostatnimi czasy została dostrzeżona jako stand-in w zespole Velvet Bangtail podczas koncertu w Barrel O'Beer, zastępując ich dotychczasową gitarzystkę Heather Baxter. To z kolei skłoniło media do spekulacji apropos jej powrotu na muzyczną scenę Los Santos.

 

Na jej temat krąży wiele plotek, wliczając w to bliższe kontakty z klubami jednoprocentowymi, zamiłowanie do używek i alkoholu, nimfomania, czy bogata w przemoc kartoteka policyjna. O ile każda z nich ma w sobie jakieś ziarno prawdy, żadna z nich nigdy nie została w pełni potwierdzona publicznie. Mimo to jest owiana złą sławą, przez którą każdy porządny obywatel omijałby ją raczej szerokim łukiem, co negatywnie przekłada się na jej perspektywy karierowe.

 

ZNANE POWIĄZANIA

- Raven Lockheart

Nina Kryukova

- Dumpster Kids

- Velvet Bangtail

- MOXXXY

 

 

WCZESNE ŻYCIE

Spoiler

- do uzupełnienia -

 

KARIERA

Spoiler

- do uzupełnienia -

 

Spoiler

Nowy temat, nowe początki. Wskrzeszam potężną Chylińską by znowu rozbijać się w pijackim amoku po każdym godnym barze w Los Santos, przy okazji robiąc (z początku) śmieciową muzykę. Celem postaci nie jest dojście do gigantycznej sławy pokroju Lockheart, a raczej zostanie miejską legendą w muzycznym podziemiu - artystką, którą zna prawie każdy wtajemniczony w punkowy gatunek słuchacz, zaś niemalże nieznaną mainstreamowcom. Założenia nie zmieniły się od początku; moja gra nadal będzie się opierać na punku i mocno powiązanym z tym klimatem DIY. Rozgrywkę na bazie promowania się na LI i grania wyłącznie pod skriny będę ograniczał do absolutnego minimum, celując bardziej w solidną rozgrywkę IC.

 

WAŻNA NOTKA DLA MEDIÓW (i reszty):

Wszystko zawarte w karcie postaci może być traktowane jako profil na wikipedii, więc są to informacje jak najbardziej do wykorzystania In Character. Tym samym będę zawierał tam informacje ogólnodostępne. W kolejnych postach do wykorzystania będą z kolei tylko podsumowania - reszta narracji prowadzona w tym temacie będzie tylko i wyłącznie dla developmentu postaci i udokumentowania jej poczynań.

 

W celach archiwalnych, stary temat tutaj: 

 

 

Imię i nazwisko postaci: Ruby Cooper

Numer konta postaci: 2881023188

Przynależność (np. do wytwórni muzycznej jeśli grasz artystę, do agencji menadżerskiej jeśli grasz menadżera, do klubu sportowego jeśli grasz sportowca itd.):

Imię i nazwisko menadżera (jeśli posiadasz):

Numer konta menadżera:

Kontrakt zawarty z menadżerem (dot. podziału zysków, np. 10% zysków trafia do menadżera):

 

Edytowane przez jjordan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

CHAPTER I |   NEW DAWN

cLN6twd.png

**Ruby Cooper wróciła do Los Santos po dwudniowej podróży z Colorado Springs, Colorado. Przespała się w swoim minivanie stojąc na jednym z punktów widokowych pod znakiem Vinewood, w bezpiecznym dystansie od miejskiego zgiełku wielkiego miasta.**

[ziewnięcie] Miasto Świętych... [prychnięcie] Yeah, jasne. Nieważne ile razy próbuję stąd uciec, to miasto zawsze znajdzie jakiś sposób żeby na nowo wkraść się do mojego życia. Z jednej strony medalu bezdomni na każdym kroku, dzieciaki biegające z narkotykami i bronią, rabunki w biały dzień i przećpane świry krzyczący o końcu świata... Choć może oni akurat mają rację. A z drugiej? Chuja warci celebryci, którzy już dawno stracili kontakt z Ziemią, wybotoksowane laski marzące o karierze influencerko-modelki, gównażeria przejmująca się bardziej nowymi trendami niż walącym się dookoła nich światem. A wszystko, kurwa, okraszone łżącymi przez zęby politykami przejmującymi się bardziej ideologią TIQA+ niż komfortem życia przeciętnego obywatela. Ląd wolnych, dom odważnych... gdyby odwaga objawiała się ślepotą i głupotą. 

Jeśli ktoś by mnie zapytał - "Więc po co tutaj wracasz?" - nie wiem co bym odpowiedziała. Większość moich kumpli albo gryzie piach, siedzą w kiciu albo są tak zajęci swoim życiem, że nie ma w nim na mnie miejsca. Doświadczyłam tutaj więcej śmierci i pierdolonego smutku niż w jakimkolwiek innym kurwidołku. Ale jednak nigdzie nie czuję się tak w domu jak tutaj. Może się po prostu starzeję i łapie mnie nostalgia, a może fakycznie jest w tym mieście coś wyjątkowego? Coś pod tysiącem sztucznych, plastikowych warstw? No i gdzie lepiej zrobić karierę muzyczną, jak nie tutaj? Mimo, że na dużej scenie nie stałam już dobre dwa lata. [westchnięcie] Czas się zwijać. Ssie mnie na fajkę, a ostatnią wyjarałam wczoraj przed snem.

dHpVsli.png

**Ruby Cooper zajechała na pobliską stację benzynową by zaliczyć poranną toaletę i umyć zęby. Przemyła twarz, przez dłuższą chwilę wpatrując się we własne, zmęczone odbicie w lustrze.**

Fuck, to poważnie już dwa lata...? Ostatni występ z Raven pamiętam jak przez mgłę. Pamiętam tylko tą galę z nagrodami i setki celebrytów na widowni, których sam widok przyprawiał mnie o mdłości. Nie pasowałam tam. Nie chciałam pasować. Wciąż, brakuje mi tego. Oślepiających świateł, ogłuszających głośników i huk tłumu śpiewającego razem z nami. Wrażenia nie do opisania. Ale póki co muszę się zadowolić tym, co mam – graniem z niszowymi, undergroundowymi kapelami. A lata spieprzają w mgnieniu oka. Starzejesz się, stara... a na dodatek wyglądasz i cuchniesz jak gówno. Jeez', ale bym się teraz władowała w gorący prysznic...

Choć to mi przypomniało – gdzie do kurwy nędzy podział się Brent? Minęły prawie dwa miesiące od koncertu Velvetów a słuch po nim zaginął. Dex i Theo pewnie też chuja wiedzą. Nie byłabym w szoku, jeśli jego wygadana morda w końcu nadziała się na kogoś, kto nie był zbyt rozmowny. Ot, po prostu, kolejna dusza pochłonięta przez Santos. Trochę to śmieszne; koleś chciał mnie wynająć na stałe, a po jednym koncercie zapadł się pod ziemię, nawet nie przedstawiając mnie swojej menedżer. Może z zazdrości, że szmatławce zaczęły wypisywać o mnie zamiast o nim? Chociaż może coś pomyliłam? Na naszym pierwszym spotkaniu miałam tak pojebanego kaca że to cud, że dojechałam w jednym kawałku. Jedyne, co dobrze pamiętam z tego dnia, to drzemka na stacji benzynowej niecały kilometr dalej. Powinnam przestać pić... 

DOCaepm.png

**Ruby Cooper kupiła zestaw śniadaniowy składający się z kanapki, kawy, batona i świeżej paczki papierosów. Zaczęła od ostatniej pozycji na menu, przez chwilę kompletnie ignorując inne potrzeby organizmu.**

[śmiech] Finlandzkie śniadanie, kolejny dzień z rzędu... Smak papierosów za każdym razem przypomina mi, że nadal żyję. Mimo, że chyba nie powinnam. Przy tylu kuriozalnych rzeczach, jakie odbyły się w moim życiu, możnaby napisać całkiem niezły dokument. Bujanie się przy dwóch klubach motocyklowych, którzy koniec końców postanowili się rozstrzelać i wysadzić, psychopatyczna partnerka koleżanki która chciała wpakować mnie do piachu za samą próbę wyciągnięcia jej z toksycznego związku, zatargi z rosjanami i albańczykami... I Cerys. Kurwa mać, Cerys...

**Ruby Cooper zamarła, jej myśli przez chwilę kompletnie pochłonięte przez nagłą falę żałobnego smutku.**

**'Bzzt bzzt'. Wibracja delikatnie przemasowała jej udo, przywracając jej świadomość spowrotem na Ziemię.**

kkyAQhA.png

**Ruby Cooper wyciągnęła swój telefon, odczytując przysłaną jej wiadomość.**

Moxxxy... Słyszałam coś o niej. Ponoć podziemna królowa electro, czy coś w tym stylu. Przynajmniej tak mówiła mi koleżanka. Niby nie moja brocha, ale... [syknęła na głos] Potrzebuję roboty. A skoro jest w Los Santos, to równie dobrze mogłabym ubić dwa ptaki jedną strzałą. Przynajmniej sprawdzić co ma w planach. Ciekawsze to niż kolejny koncert w jakiejś zapyziałej norze na drugim końcu Stanów.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

CHAPTER II |   (CYBER)PUNKS AIN'T DEAD

Zuwb2P4.png

**Ruby Cooper zajechała do wieży 101 Records. Z odpaloną fajką w ustach, szybko czmychnęła przez hol i wpakowała się do windy.**

Nigdy nie pałałam wielką miłością do muzyki elektrycznej. Poza okazjonalnym rave'm, na który szłam z kumplami by się naćpać bardziej niż bawić, powiedziałabym raczej, że nie miałam nic wspólnego z tym gatunkiem. A tym bardziej z ich subkulturą... czy raczej subkulturami? Ale kłamałabym mówiąc, że oferta Judy mnie nie zaintrygowała, bo zaintrygowała mnie okropnie. W szczególności, że była pierwszą klientką - jakkolwiek nienawidziłabym tego słowa - która chciała użyć mojego wokalu jako główny element piosenki, a nie wypełniacz drący się gdzieś na trzecim planie. Nigdy nie bałam się wyzwań, więc postanowiłam, że... kurwa, w sumie czemu nie? Odskocznia od rutyny.

**Dojechała na swoje piętro i poczekała, aż drzwi się otworzą. Biorąc pierwsze kroki w studiu, oślepił ją porażający blask neonowego znaku "101". Kilka kroków dalej, gdy tylko wyszła zza ścianki oddzielającej coś, co na swój sposób można by nazwać kolejnym lobby, powitała ją Judy.**

Spoiler

Ruby Cooper mówi: Miałam pytać, czy dobry adres, ale tych włosów raczej ciężko pomylić.
Judy Roux mówi: Zbyt rzadko goszczą tutaj osoby innej maści niż artyści rap, pop czy edm by nie rozpoznać Ciebie, ha. Aczkolwiek zdarzały się takie sytuacje...

* Judy Roux parsknęła śmiechem i pokręciła głową w rozbawieniu. Wystawiła dłoń do kobiety.
Judy Roux mówi: Pleasure to meet ya, Ruby. Dobrze Cię widzieć.
* Ruby Cooper z zakłopotaniem wyjęła fajkę z ust i przygasiła ją w ziemi rośliny, która stała obok niej. Przygaszoną fajkę zarzuciła za ucho. Dopiero wtedy podała dłoń Judy, przytakując głową.
Ruby Cooper mówi: Również, laska. Chryste, tak oficjalne powitanie a ja jestem kurewsko niewyjściowa.
* Ruby Cooper rzuciła krótkim spojrzeniem na swoje łachmany. Podrzuciła bezradnie barkami.
Judy Roux mówi: Gimme a break, will ya? Phah. Zbyt często muszę być oficjalna, wiesz o co chodzi.
* Judy Roux podrzuciła brwiami z rozbawieniem. Gestem ręki wskazała w głąb studia.
Judy Roux mówi: C'mon, usiądziemy. Napijesz się czegoś?
* Ruby Cooper zamyśliła się na chwilę, ewidentnie kalkulując swoje opcje.
Ruby Cooper mówi: Huh... może... może nie o tej godzinie, nah. Prowadzę.
Judy Roux mówi: Right...Lemme guess - Najbardziej bezpieczny strzał to ruda? Najlepiej jeszcze szkocka albo irlandzka?

* Judy Roux zarzuciła, podśmiechując. Zaprowadziła Ruby wgłąb studia, do jednej z sal.
Ruby Cooper mówi: Jestem raczej zwolenniczką specyfików naszych przyjaciół z południa. Ale kolor by się zgadzał.
* Ruby Cooper prychnęła pod nosem, wciskając łapy do tylnich kieszeni spodni. Zaczęła podążać za Judy, stukając obcasami glanów po drewnianych panelach biura.

Judy wyglądała mniej więcej tak, jak się spodziewałam - młoda, przekłuta ze swoim unikatowym, współczesnym stylem. I mimo to zdawała się... nie pasować tutaj. Jej autentyczny, krzyczący "TO JESTEM JA" styl bycia mocno kłócił się z chłodnym profesjonalizmem, w jakim zaprojektowali wnętrze, byle by stwarzało pozory jakiegoś statusu, czy w sumie raczej prestiżu. Ale przynajmniej poczułam się nieco lepiej, gdy obtoczona sztucznością znalazłam kamratkę, która miała w to po prostu wyjebane. Mimo, że dzieliło nas sporo - ona w AirMaxach, ja zaś w glanach... tkwi w tym gdzieś piękna metafora o życiu. A przez to wszystko na chwilę zapomniałam nawet, że capię jak knur, a koszulkę ostatni raz zmieniałam trzy dni temu. Kolejna rzecz na liście - prysznic.

**Dziewczyny weszły do pokoju, który faktycznie można by określić mianem "studia".**

yrRLunm.png

Cóż, odmówiłam whisky. Niezbyt mi się to uśmiechało, szczególnie obgadując biznesy, ale jeszcze mniej mi się uśmiechało, by moje imię było wysmarowane we wszystkich lokalnych szmatławcach jako suka, która zamordowała rodzinę w wypadku samochodowym. Jakkolwiek brutalnie by to nie brzmiało, rzeczywistość jest jaka jest.

Na dobrą sprawę nie pamiętam większości tej konwersacji. Pamiętam mój czerstwy żart o kanapach, które przypominały te z pornoli, a potem... Nie wiem, szło to jakoś w tę deseń.

Spoiler

Ruby Cooper mówi: Plan jest taki, że mam Ci się dograć do Twojego kawałka, yeah?
* Ruby Cooper dłonie złożyła w paciorek, wskazując na nią.
Judy Roux mówi: On point. Pierwotnie zakładam najzwyklejszy featuring, ale zrobiłam pracę domową i nie bez powodu wybrałam Ciebie. Planuje zrobić mały dodatek do Cult, mały powrót do klimatów cyberpunk. [...].
* Judy Roux wyraźnie wyakcentowała "punk" w zwrocie cyberpunk. Podrzuciła brwiami, uśmiechnęła się kącikiem ust, kontynuując.
Judy Roux mówi: Znam cyberpunkowy nurt od podszewki ale jednak chciałabym go podkręcić o real punk style. I to jest ten punkt, gdzie featuring... 
[...]
Judy Roux mówi: Ale byś jeszcze bardziej poczuła ten klimat... Wykopię dla Ciebie coś, co stworzyłam dawno temu. A raczej - zremixowałam, robiąc trochę reverbów.
* Judy Roux odrzuciła wzrok z ekranu na rozmówczynie, zadzierając nieznacznie kącik ust. Bez zwlekania od razu puściła na pokojowym nagłośnieniu wcześniej wspomniany remix.
* Ruby Cooper przysłuchała się kawałkowi w ciszy. Gdy jednak weszła gitara elektryczna, wskazała na Judy paluchem z zadowoleniem.

Ruby Cooper mówi: A-ha, dobra, coraz ostrzejszy obraz mi się maluje. Yeah, jest cool, nazwa cyberpunk zdecydowanie pasuje do tego co ma przedstawiać.
Ruby Cooper mówi: Dobra, no to konkrety. Tekst - piszę go sama, czy dostaję kartkę i pięć minut sławy w budce?
Judy Roux mówi: Ty jesteś tutaj sercem punka w cyberpunk. Ja tylko czuję ten klimat. Ty nim żyjesz, darlin'. [...]
Ruby Cooper mówi: Whatever, strzelę pierw brudnopis a potem możemy to popoprawiać.

* Ruby Cooper podrzuciła barkami i zamilkła, tępo wpatrując się w popielnicę. Po kilku sekundach wzdrygnęła się, zaś spoglądając na Judy.
Ruby Cooper mówi: A, właśnie. Ci Twoi na górze nie mają problemów z kontrowersyjnymi tematami? Rated R i tak dalej?
Judy Roux mówi: Blake wie z czym sie je cyberpunk i jak mroczny potrafi być ten klimat. Sam nurt raczej unika aż tak hardych kontrowersji jak nekrofilia, kanibalizm, kazirodzctwo, etc. Ale to wciąż nurt życia na ulicy - by przeżyć.

* Ruby Cooper wytrzeszczyła oczy słuchając kolejnych haseł padających z ust Judy. Zatrzymała ją, negująco kiwając dłoniami.
Ruby Cooper mówi: Mówiłam raczej o realiach bez cenzury, a nie kompletnym freakshow.

Później pamiętam już tylko imię Cardi B i siebie nazywającą ją backstage'ową dupodajką. Ale spotkanie raczej można było zaliczyć do tych udanych. Nie podpisałyśmy chyba nawet żadnej umowy, ale... nawet jeśli miałaby zamiar mnie wydymać, to by mi to wisiało. Tak czy siak, potrzebuję tylko rozgłosu, a cała reszta planów ruszy sama, powoli. Potem pamiętam już tylko północną kolację w Wigwamie - herbata, dwa tosty z serem i naleśnik z bitą śmietaną i malinami na deser. Kimnęłam się na jakimś parkingu przy wylotówce z miasta i cały cykl zaczęłam na nowo, choć tym razem desperacko usiłowałam znaleźć jakiś prysznic i wylądowałam na Vespucci Beach. Chociaż sama nie wiem, czy wyszłam spod tego publicznego prysznica czystsza, czy brudniejsza.

 

1YgfV8N.png

Dość szybko się jednak okazało, że Judy to jebana nerdziara. I to ta z tego przyjemniejszego sortu - muzyka to dla niej nie tylko samoekspresja i pasja. Widząc co ona czyni na tym komputerze... nie jedna osoba zzieleniała by z zazdrości. Nie ma tam chwili zastanowienia, jedynie prędkość i precyzja. Wokal za głośny, reverb nie taki? Dwa kliknięcia i problem załatwiony. Sama jej znajomość programu mogłaby zostać zaliczona jako forma sztuki, a co dopiero gdy dojdziemy do tego co faktycznie tworzy. Poświęca współczesny idealizm produkcyjny na rzecz czegoś, co brzmi bardziej ludzko; przepełnione emocjami jakie nią targają w danym momencie. Czuć, że chuj ją obchodzi co ludzie pomyślą, póki ona sama z siebie daje stówę z odsetkami. I to jest całkiem... piękne. 

Ale nie o samą muzykę chodzi. Jakbym jej się dała, dosłownie udusiła by mnie faktami na temat cyberpunk... nie tylko o gatunku, ale też tej grze o której było głośno kilka lat temu. Temu czułam się też znacznie bardziej szczęśliwa, kiedy mój tekst spodobał jej się praktycznie od razu. W pięć sekund wpakowała mnie do budki, by to nagrać, a całość zajęła nam... niecałą godzinę? I przyznam - pociłam się jak pieprzona świnia starając się wymyśleć jak najwięcej dwuznacznych metafor technologicznych w tym cholernym kawałku. Ale końcowy efekt był tego wart.

Spoiler

Judy Roux mówi: Pracuje nad jednym z sampli do naszego projektu. Yanno - miałam wczoraj meeting z jakimiś goścmi z VCSO w sprawie mojego występu i przypomnieli mi o pewnej dacie. Złapałam przez to inspo i próbuje oddać melodią Rebel Path.
Ruby Cooper mówi: Chuja mi to mówi, ale brzmi fajnie.
Judy Roux mówi: Szybkie szkolenie dla newbie - W lore cyberpunk 20 sierpnia 2023 roku wydarzyło się pewne wydarzenie, które odbiło się mocnym echem a mianowicie wysadzenie głowicą nuklearną budynku jednej z największych korporacji w tamtym świecie. Freaki [..].
Judy Roux mówi: [..] co są cholernie into universe już się nakręcają a internet aż pęka od memów i virali z tym wydarzeniem, phah.
Ruby Cooper mówi: Lore? To tam jest jakaś cała historia? Myślałam, że to po prostu jakiś gatunek.

* Ruby Cooper westchneła ociężale, przetarła czoło i bezradnie podrzuciła barkami.
Ruby Cooper szepcze: Ja pieprzę, starzeję się...
Judy Roux mówi: Yeah. Cały nurt opiera się o gatunek, który utworzony został w oparciu o uniwersum stworzone przez jednego gościa przeszło dwadzieścia lat temu [...].

* Judy Roux opowiada o swoim nerdy kinku z cholernym zaangażowaniem, szczerząc się od ucha do ucha i obserwując reakcje Ruby.
* Ruby Cooper wysłuchuje Judy jak stara matka własną córkę, czyli z lekko rozdziawioną buźką, przymrużonymi oczami i przytakując co chwilę.

[...]

Ruby Cooper mówi: A'ight, c'mon. Nabazgrałam coś, może Ci się spodoba.
* Ruby Cooper klepnęła się po zadku i wyciągnęła z tylniej kieszeni jakąś kartkę, którą klepnęła o biurko.
* Judy Roux obejrzała się na kartkę i od razu po nią pochwyciła. Rozłożyła się na fotelu czytając tekst napisany przez Ruby.

Judy Roux mówi: Zamknięci w binarnej klatce, wpięci w sztuczny świat bez granic... Damn, that's some nerdy ass moody verse.
Judy Roux mówi: Okay, czekaj, puszczę podkład i zobaczę jak to będzie się komponować.

* Judy Roux mlasnęłą i wyciągnęła się na fotelu do laptopa. Przerzuciła kilka okienek, folderów, finalnie uruchomiła projekt z samplem utworu. Bez zastanowienia puściła go na nagłośnieniu.
Ruby Cooper mówi: Hej, chciałaś cyber, yeah? Bardziej cyber się nie dało. A jak kończyły mi się słowa, to zaczynałam googlować.
* Judy Roux gestem ręki zatrzymała Ruby i zapętliła podkład raz jeszcze. Wysłuchując go przez następną krótką chwilę, nucąc przy tym pod nosem, wystukiwała rytmikę palcem po blacie.
Judy Roux mówi: Polecisz w tempo 4-4, przeciągaj na dwa takty wyrazy w zwrotkach, ait?

 

**Ruby zaczęła śpiewać tekst do "(dis)connected", czytając wersy z wymiętolonej kartki trzymanej w dłoni.**

oGdYchD.png

Spoiler

Ruby Cooper mówi: Głosy odbite echem w próżni, tam...
Ruby Cooper mówi: Zamknięci w binarnej klatce, wpięci w sztuczny świat bez granic

[...]

Judy Roux mówi (megafon): Yoo! Mam pomysł. Powtórzymy chorus, ait? Tylko potrzebuje byś zawyżyła tonacje. Zdecydowanie wyżej, zdecydowanie bardziej psychopatycznie. Zaczniemy jak teraz pierwszą linijkę tę samą tonacją, kolejne zaczniesz zawyżać, ait?

I to było tyle. Dwie próby wokalne, potem trzecia do adlibów i moja robota była tam skończona. Judy była wyjątkowo podekscytowana, w sumie równie mocno co ja. Nie wiem dlaczego, ale śpiewanie - czy raczej, darcie mordy - w tej budce obudziło we mnie pewne emocje, które od dawna hibernowały w najodleglejszych zakątkach mojej psychy. Czułam się jak nowo narodzona, jak gówniara która pierwszy raz stała z gitarą na scenie przed nieznajomymi. Brakowało mi tego.

Tak czy siak, zawinęłam się stamtąd po pół godziny patrzenia tępego wpatrywania się w magię, którą czyniła Judy. Teraz wszystko w dłoniach mojej pół-siwej pani inżynier, mi pozostaje czekać na cynk. I wszystko szło jak po maśle, ale... cóż. Powiedzmy sobie szczerze - jeśli nic by się nie odpieprzyło w tym czasie, to Santos nie byłoby w swojej formie.

 

CDN
(bo post już dostaje pierdolca od rozmiaru)

Edytowane przez jjordan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

PART 2

Zdążyłyśmy nagrać ledwo jedną piosenkę, nim 101 Records się zamknęło. Blake Rawlings, właściciel studia, zarobił kulkę. W tamtej chwili czułam się jakby ciążyło nade mną jakieś pieprzone fatum, które śledziło mnie przez całe życie. Każdy zespół, w którym byłam, rozpadał się w góra kilka miesięcy, współprace kończyły się szybciej niż zaczynały, a teraz nawet nie mogłam dokończyć tego pierdolonego projektu z Judy. Nie wspominając o moim fatalnym życiu prywatnym i zawodami miłosnymi. Więc, yeah, miałam chwilę zwątpienia czy w ogóle dociągniemy to do końca. Powoli znowu zaczęłam się staczać i zataczać, zarówno po wynajętym pokoju, jak i we własnych myślach, gapiąc się w coraz to bardziej przejrzyste dno butelki. Wolałam to niż płakać komuś na ramieniu. W najlepszym wypadku mogliby mnie co najwyżej poklepać po plecach, uśmiechając się z politowaniem i zapewniając, że 'będzie okej', albo że 'rozumieją przez co przechodzę'. Pieprzony tupet. Moją jedyną opcją była Raven, ale nie chciałam, by znowu oglądała mnie w tym stanie. Przeszła przez wystarczająco dużo. Jakbym zwaliła się jej na głowę jeszcze ze swoimi problemami, byłabym niewiele lepsza niż jej sukowata, biologiczna matka. Uświadomiłam sobie po raz kolejny, że jestem sama. Gdyby Cerys tutaj była, rzeczy toczyłyby się zupełnie inaczej. Teraz jednak pozostają mi tylko wspomnienia...

4yl7QKo.png

 

Potrzebowałam dwóch tygodni i cholernego cudu, by wyjść z tego mentalnego kurwidołka. Mój... 'cud' przyszedł w postaci Eelisa Forsberg - wokalisty tych okultystycznych skandynawskich świrów z Soul Evisceration, a teraz na dodatek głowy Astaroth Records. MOX dostała od niego ofertę zaledwie kilka dni po likwidacji 101 i to taką, której raczej nie mogła odmówić. Przynajmniej jeśli nie chciała zawiesić tego projektu na kilka następnych lat, skazując go na zbieranie kurzu w archiwum. Dostała pełną autonomię nad swoją twórczością, wolność słowa i kącik, w którym znowu mogła czynić swoją magię. Ja z kolei, w chwilach wolnych od picia i szukania miejsca na kolejny nocleg, napisałam kilka kolejnych tekstów pod sample. Całkiem to zabawne jak kreatywny człowiek się robi, gdy zaczyna tonąć. Plus, było kilka rzeczy które musiałam z siebie wyrzucić...

'...ostatnim tchem, podniosę się
ostatnim tchem, zabiję Cię...'

QmFfCfv.png

Spoiler

Ruby Cooper mówi do Judy Roux: *przeciągliwie, ziewając* Którego?
Ruby Cooper mówi: Oh, yeah, czekaj, podesłałam tylko jeden.
Judy Roux mówi: Yeah. Ostatnie tchnienie.
Judy Roux mówi: Samym tekstem dałaś mi tak głęboki vibe, że wyjebałam wszystko do kosza i stworzyłam całą świeżą linię pod to.

* Ruby Cooper zmarszczyła brwi w konsternacji, wymachując do niej łapami jakby prosząc o jakiś elaborat.
* Judy Roux skupia wzrok na Ruby, wyraźnie czuje się luźno z całą obsadą w tle. Odchrząknęła rozpoczynając elaborat.

Judy Roux: Jest w kurwę smutny. Ale nie chciałam robić jakiegoś typowego smętu czy ballady. Overthinking połączony z brutalnością - tak to ujmę.
Judy Roux mówi: Ciężko mi to wytłumaczyć tak słowami, bo dziś mi się w kurwę plączę język, ale by jakoś Cię wdrożyć - Postawiłam na stałe tempo, kicksy budujące napięcie, piano dodające głębi. Coś zdecydowanie przeciwnego od naszego poprzedniego, ale dalej trzymające ten sam vibe.

Ruby Cooper mówi: Czyli kompletna zmiana rytmu? Kurwa, lubisz mnie trzymać na samych palcach, nie?
Eelis Forsberg mówi: Jakbyście potrzebowały jakiejś pomocy - mówcie, dziewczyny. Sporo tu przychlastów ale są przydatni.
Ruby Cooper mówi do Eelis Forsberg: Luz. Radziłyśmy sobie z tym projektem wcześniej same, damy radę go dociągnąć do końca. Chociaż szpila ze 101 była dość spora...

* Judy Roux przytaknęła krótko. Wyciągnęła się do sprzętu i zaczęła przeklikiwać foldery na ekranie szukając projektu.
* Eelis Forsberg wzruszył ramionami, poklepał się po udach i przerzucił wzrok po osobach w pomieszczeniu.
* Judy Roux po odnalezieniu szukanego projektu od razu puściła odsłuch. Skupiła wzrok na Ruby.
* Ruby Cooper ponuro zaczęła delikatnie bujać głową, starając się wczuć w klimat podsuniętego podkładku.

** Jej wargi tańczą w ciszy, jakby coś szepcząc. (( Ruby Cooper ))
Judy Roux mówi: Linia jest w dużej mierze tak samo zapętlona. Prostota, która ma być tylko dopełnieniem pod Twój wokal. Tekst ma zrobić główną robotę.
Ruby Cooper mówi: Okej. Jak pisałam ten tekst to miałam w głowie raczej coś bardziej agresywnego, ale to...

* Ruby Cooper wskazała palcem na ekran, zawiesiła się na chwilę. Po krótkim momencie zamyślenia znowu wskazała na ekran, jakby z większym impetem.
Ruby Cooper mówi do Judy Roux: To działa nawet lepiej.

 

Eelis Forsberg mówi: Ay, właśnie, Ruby - wracasz aktywnie do muzyki?
Ruby Cooper mówi do Eelis Forsberg: Moja reputacja aż tak mnie wyprzedza? Znaczy, jeżdżę po sąsiednich stanach.
Ruby Cooper mówi do Eelis Forsberg: Jeśli pytasz, czy wracam do Santos na stałe...

* Ruby Cooper podrzuciła bezradnie barkami, wskazała na Judy.
Ruby Cooper mówi do Eelis Forsberg: Wszystko zależy od tego projektu.
Eelis Forsberg mówi: Kojarzę, po prostu - tym bardziej, że jeszcze wplątałaś się w to nieszczęsne Velvet Bangtail. Współczuję współpracy z ich wokalistą, serio.
Eelis Forsberg mówi: Gościu jest pojebany.

* Judy Roux obejrzała się to na Ruby, to na Eelisa, i z powrotem na Ruby.
Ruby Cooper mówi do Eelis Forsberg: Yeah, oblech. Pukałby wszystko co się rusza. Zapadł się ostatnio pod ziemię i słuch po nim zaginął.
Eelis Forsberg mówi: Zależy od tego projektu, co? O ile będziesz miała motywację, chęci i chciała ruszać z czymś dalej - wiesz gdzie się odezwać. Pomożemy.

* Ruby Cooper złożyła ramiona i przyjrzała się Eelisowi z przymrużonymi oczami, oblizując podejrzliwie wargi.
* Jack Müller spojrzal na Ruby, podesmial sie pod nosem.

Eelis Forsberg mówi: Aleee... też musisz nas wtedy przekonać do tego byśmy po prostu zaryzykowali, tyle.
Ruby Cooper mówi: I teraz gadasz z sensem. Nie wierzę w altruistów.
Eelis Forsberg mówi: Nie jestem kimś kto wyłoży hajs w coś w co nie wierzy. Ale jak w coś wierzę to daje naprawdę dobre warunki dla artystów do rozwoju.

 

Ruby Cooper mówi: Dobra.
* Ruby Cooper klepnęła Judy w bark, zostawiając na nim swoją dłoń.
Ruby Cooper mówi do Judy Roux: Gotowa?
Judy Roux mówi do Ruby Cooper: Zawsze, dziewczyno.

 

 

Przy pierwszej wizycie w studiu okazało się, że moja reputacja jednak nadal mnie wyprzedzała... albo może jej brak? Eelis kojarzył moją facjatę z fiasku Velvet Bangtail, kiedy nieuchronnie władowałam się pod ostrzał w sam środek dramy między nimi a ich ex-gitarzystką. Co prawda robiłam to tylko dla pieniędzy, mimo że dzieciaki miały potencjał. Większym szokiem jednak był zaproponowany mi kontrakt - co prawda nie dosłownie, ale Eelis jasno na to wskazywał. Nie mogłam jednak odeprzeć uczucia, że coś tutaj śmierdzi. Był narwany, głodny talentu pod swoim skrzydłem. Wątpię, by po jednym moim przedstawieniu z Velvet był gotowy na taki ruch. Nie wydawał się na głupiego, więc raczej zaczął grzebać w mojej historii, w szczególności po tym w jakim świetle Brent przedstawił mnie w wywiadzie. Mimo to, jest jedna rzecz, której nauczyłam się w życiu - jeśli ktoś rozkłada przed Tobą czerwony dywan na powitanie, nie ma szczerych intencji. Nawet jeśli miało by tak nie być, to wolałam być w błędzie niż mieć rację rok później. Na razie musiałam skupić się na tym projekcie, skończyć co zaczęłam. Dopiero wtedy mogłabym zacząć rozważać jakiekolwiek opcje. W międzyczasie miałam tylko nadzieję, że Judy się na tym nie przejedzie. Jeśli kogoś byłoby mi szkoda w tym pojebanym mieście, to właśnie jej.

Jakieś kilka tygodni później wpadłam do studia, by skończyć z Judy dwie pozostałe piosenki. Właśnie wtedy poznałam Seth'a Dagaard, przysypiającego na studyjnej kanapie z telefonem w ręku. Całkiem uroczy typ, chociaż był chyba równie zaskoczony co ja, że nie będę jedynym feat'em na tym krążku. Defacto Judy nic mi o tym nie wspominała, ale... jakoś mi to nie przeszkadzało. Im nas więcej, tym raźniej. A przy okazji miałyśmy trzecią głowę do pomocy.

SoMxNCQ.png

Spoiler

* Judy Roux korzystając z elementu zaskoczenia zaszła Ruby od tyłu i stanęła na palcach, poczochrała jej mohawk rechocząc pod nosem.
* Ruby Cooper oderwała się od telefonu, zerkając za siebie. Uśmiechnęła się nieznacznie, szturchając Judy pięścią w ramię.

Ruby Cooper mówi: Właśnie pisałam Ci wiadomość o treści - "gdzie ty do kurwy nędzy jesteś?".
* Ruby Cooper mówiąc to, machnęła telefonem. Schowała go po chwili do kieszeni jeansów.
Judy Roux mówi: Mówiłam Sethowi, że zaraz wracam bo muszę coś załatwić. Miał Ci przekazać. Duh.
Ruby Cooper mówi: Ten, co śpi na kanapie z włączonym Angry Birds? Nie chciałam go nawet budzić.

* Ruby Cooper bez dalszego słowa, niczym liderka wparowała do pokoju studyjnego.
Ruby Cooper mówi: Wakey wakey, skurwysyny!
* Judy Roux weszła zaraz za Ruby, od razu rzuciła wzrokiem w kierunku kanapy. Uśmiechnęła się kącikiem ust wracając wzrokiem na Ruby.
Judy Roux mówi: Yup, dokładnie ten.
Seth Dagaard mówi: It's not a fucken time for school.
Ruby Cooper mówi: Chcesz jeszcze pięć minut?
Seth Dagaard mówi: A dobra bo robota, to wait, jednak nie.

* Ruby Cooper wysunęła się krok naprzód i podała łapę Sethowi.
Ruby Cooper mówi: Ruby. Y'know, skoro się jeszcze nie znamy.
* Seth Dagaard podniósł zad z kanapy na moment, uścisnął jej łapę, a widząc bary jak u koniary ścisnął mocniej w celu samoobrony i znowu posadził dupę na kanapie.
Seth Dagaard mówi: Seth, Ronnie. Mniejsza jak, jedno z dwóch.
* Judy Roux przystanęła z boku kompletnie wybita z otoczenia i rozbawiona konwersacją dwójki.
* Ruby Cooper prychnęła krótko, nieco rozbawiona jego gestem. Teatralnie jęknęła cicho z bólu, machając dłonią jakby właśnie ją ktoś zmiażdżył.

Ruby Cooper mówi: A którekolwiek z tych to Twoje prawdziwe imię?
Seth Dagaard mówi: No oba w sumie.

* Ruby Cooper podrzuciła barkami.
Ruby Cooper mówi: Fuck it, będzie Ronnie. Ładniej schodzi z języka.

Wtedy już od tygodni głowiłam się jak dokończyć tekst do kawałka, który finalnie skończył z nazwą 'Broken Mirror'. Gdyby nie pomysły Setha i Judy, to siedziałabym nad tym jeszcze i dobre kilka kolejnych. I mimo, że efekt końcowy był naprawdę zajebisty, to sama już nie wiem... ta piosenka miała być moją terapią, wyrzuceniem z siebie tego co mnie trapi, w czym tkwię, a nie potrafiłam jej skończyć. Jakbym nie mogła zamknąć pewnego epizodu w swoim życiu bez czyjejś pomocy. Zawsze starałam się być samodzielna, sama stawiać czoła konsekwencjom i życiu, tak bym nie była nigdy nikomu dłużna. Tak było odkąd zostałam wykopana z gniazda, i tak miało pozostać - twardodupna JA kontra świat. Ale jak wspomnę wstecz, gdyby nie ludzie, nawet Ci których nie wspominam najcieplej, nigdy nie dałabym sobie rady. Może cała ta samodzielność tkwiła tylko w mojej głowie? Cały mój charakter, osobowość... może to po prostu figment mojej własnej wyobraźni, różniącej się od rzeczywistości? Może po prostu byłam tak zakochana w samej idei ciężkiego życia, że sama próbowałam je sobie utrudniać na każdym kroku?

Albo, może, po prostu za głęboko się w to wczytuję. To tylko durna piosenka.

-----------------------------------------------------------------------------------

Data premiery Relics of the Past zbliżała się gigantycznymi krokami. Judy pracowała w pocie czoła, by postawić wszystkie kropki nad 'i' i dociągnąć każdy najmniejszy detal do perfekcji. Prace nad klipem do kawałka z Ronnie'm ugrzęzły na niepewnych wodach, a szkoda. Chciałam znowu zobaczyć swoją mordę w profesjonalnej kamerze, ale jednak nie było mi to chyba dane. Ale to nie to było ważne. Ważniejszy okazał się cel całego tego albumu.

Kilka dni przed premierą Judy wyleciała do mnie z pomysłem, by cały zarobek oddać na chore dzieciaki w jej rodzinnym mieście.

Wpierw byłam nieco wkurwiona. I nie jest to reakcja, z której jestem dumna, ale jednak... poświęciłam na ten projekt dużo czasu żyjąc w przekonaniu, że coś na tym zarobię, choćby tyle by przetrwać kolejny miesiąc. Ale w pewnym momencie coś mnie uderzyło. Czy potrzebowałam tej kasy? Nie. Idąc na swoją emeryturę Raven zostawiła mi spory 'spadek'. Pamiętam, że w tamtym momencie miałam ochotę ją zwyzywać od suk i wepchnąć jej ten czek do gardła, bo suma była zdecydowanie zbyt duża jak na mój wkład w jej karierę. Ale znałam ją dostatecznie dobrze - nawet po tym wsunęła by mi go pod drzwiami, albo wysłała go listownie. Albo użyłaby jebanych prawników z wytwórni, żeby siłą wpłacić je na konto z moim imieniem. Do dzisiaj nie lubię ich tykać, mimo że zapewniają mi pewien komfort psychiczny.

Więc, koniec końców, przystałam na propozycję Judy. Nie byłam świadom, że chciała się zrzec SWOJEGO zarobku, zaś mi chciała zapłacić w pełni, ale podjęłam decyzję której nie zamierzałam zmieniać w żadnym stopniu. Inni potrzebowali tych pieniędzy bardziej, podczas gdy ja miałam wygodną poduszkę na wypadek jakbym spadła z cienkiej linii, na której balansowałam ostatkiem sił na własne życzenie.

W głowie echem odbijało mi się jeszcze tylko jedno pytanie.

Co dalej?

Edytowane przez jjordan
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

PODSUMOWANIE #1
 

image_3_1.png?ex=65a99b9f&is=6597269f&hm=a78438a6f38b68a6e86d0ed32fa9cebb6de5196d72f31148cb89ac7dba6de99f&Po dwóch miesiącach ciężkich prac, MOXXXY wraz z Ruby i Seth'em Dagaard ukończyli projekt zatytułowany Relics of the Past.

Brzmienie EP'ki mocno odeszło od imprezowych brzmień, do której przywykli słuchacze MOXXXY, skupiając się tym razem na poważniejszych motywach dotyczących problemów trapiących współczesne społeczeństwo, jak i na wewnętrznych przeżyciach artystów. Zajmując cztery piosenki z sześciu, Ruby starała się odnaleźć w kompletnie nowym dla niej gatunku muzycznym, jednocześnie próbując tchnąć w nie punkowego ducha, jak i cząstkę siebie. Każdy jej tekst dotykał innego motywu, poczynając od krytyki wirtualnych rzeczywistości, poprzez krytykę elit, kończąc na bardziej osobistych motywach - prymitywnym instynkcie przetrwania, jak i bitwie o własny umysł pożerany przez jej otoczenie i przeżycia.

Twórczość Ruby jednak odbiła się pustym echem, nie trafiając do odbiorców z zamierzonym efektem. Mimo to, sam projekt MOXXXY przyjął się pozytywnie wśród jej fanów. Wizerunek Ruby ocieplił się też za sprawą decyzji MOXXXY o oddaniu zysków z EP Relics of the Past na rzecz szpitala dziecięcego w Phoenix, co spotkało się z aprobatą nawet wśród magazynów plotkarskich ((page na LI usunięty, więc bez linku)).

 

Poza krótką promocją singla '[DIS]CONNECTED' na swoim profilu Life Invader, jej media społecznościowe nadal są wyjątkowo ciche, a ostatnie posty jakich można się doszukać sięgają przeszło dwóch lat, do czasów swojej "świetności" na muzycznej scenie Santos. Niewiele wiadomo na temat jej obecnych planów. Krążą jedynie plotki o jej rzekomej wprowadzce spowrotem do miasta i obietnicach związanych z projektami muzycznymi wychodzącymi spod jej własnego imienia, choć ciężko doszukać się w nich jakiegokolwiek wiarygodnego źródła.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

 

CHAPTER III |   A NEW DAWN FADES

To był wyjątkowo ciepły, letni dzień. Matka wybudziła mnie jak co rano z głębokiego snu, wpierw dobijając się do moich drzwi, a potem drąc się - jak nie o tym, że spóźnię się do szkoły, to o syfie jaki panował w moim pokoju. Kacowy ból głowy nie pozwalał mi zasnąć ponownie, ale też nie zachęcał do pośpiesznego zaczęcia dnia. Spędziłam dobre dziesięć minut kontemplując za i przeciw, aż w końcu zebrałam w sobie na tyle sił, by zwlec się z łóżka na nogi miękkie jak z waty. Co ja robiłam dzień wcześniej...? Przez głowę przeleciało mi tysiąc wspomnień, aż w końcu zlokalizowałam to jedno właściwe - koncert. Mało tego, koncert, na którym byłam wraz z Cerys. Chwyciłam za koszulkę z ziemi i powąchałam ją, sprawdzając jej stan świeżości. Może nie pachniała najlepiej, ale nie było czasu na pranie; chciałam jak najszybciej ewakuować się z tego miejsca, nim moi rodzice znowu zaczęli na mnie wieszać psy. Nie wzięłam nawet śniadania. Kłóciliśmy się już od tygodni i niezbyt specjalnie chciałam patrzeć się im w ogóle w oczy. Nawet się nie pożegnałam, chwyciłam jedynie za klucze z miski i trzasnęłam drzwiami.

Davis nie należało do najprzyjemniejszych miejsc. Codziennie musiałam przemykać obok lokalnych bezdomnych ćpunów, wykręcając się z dawania im jakichkolwiek pieniędzy. Niektórzy byli okej i rozumieli, że nic przy sobie nie mam, ale byli też ci bardziej nachalni, którzy rozumieli tylko przemoc. Ale nie tego dnia. Doszłam bez problemu do lokalnego 24/7 na skrzyżowaniu i kupiłam swoją ulubioną sodę, jak to miałam już w zwyczaju. Mimo migreny, mimo upału, czułam się... dobrze. Po raz pierwszy od długiego czasu.

Gdy tylko wyszłam ze sklepu, poczułam czyjąś dłoń na swoim barku, której towarzyszył nieprzyjemny komentarz. "Hej, lala!", rzekła osoba za mną. Zlał mnie zimny pot, a każdy włos na moim ciele stanął dęba. Nie byłam gotowa, ale wiedziałam, co się szykuje. Obróciłam się gwałtownie, dzierżąc szklaną butelkę oranżady w dłoni jak pałkę, uniesioną nad głową i gotową do uderzenia. Dopiero wtedy zobaczyłam twarz Cerys; wykrzywioną w szyderczym uśmiechu, z trudem powstrzymującą napływ śmiechu. Odetchnęłam z ulgą, z wkurwieniem spychając jej dłoń. W głębi duszy jednak cieszyłam się jednak na jej widok, starając się ukryć swój uśmiech. Do teraz pamiętam jej długie, kasztanowe włosy, zadziorny nos i szeroki uśmiech, który potrafił topić nawet te najbardziej zlodowaciałe dusze. Gdyby nie jej pieszczochy i przekłute po całej długości uszy, nie wyróżniałaby się na tle innych nastolatek. Była jednak kimś zupełnie innym, niż wszystkie inne dziewczyny w jej wieku. Może właśnie dlatego tak dobrze się przyjaźniłyśmy.

Stała przede mną, nawet nie wzdrygając się na moją próbę ataku. Moja przyjaciółka, moja bratnia dusza, mój anioł stróż. Znała mnie już na wylot i dobrze wiedziała jakich reakcji mogła się spodziewać.

- "Jak życie, mała?" - usłyszałam - "Damn, wywinęłam na Tobie niezły numer wczoraj, co? Wyglądasz jak gówno, Ruby."

Zaśmiała się. Dźwięk, którego nie słyszałam już od długiego czasu. Choć nie brzmiał tak jak zawsze. Brzmiał... inaczej, lecz dalej wzbudzał u mnie takie same uczucie ukojenia. Jak balsam na wszystkie moje zmartwienia.

- "Pieprz dzisiaj tą szkołę, i tak już jesteś spóźniona. C'mon, Chris robi próbę w garażu. Nie chcesz tego przegapić, wierz mi." - powiedziała.

Chwyciła mnie za dłoń i zaczęła prowadzić w kierunku garaży, które zdążyłam już dobrze poznać. W oddali spostrzegłam samochód mojej matki jadącej do pracy; jadącej w naszym kierunku. Szybko schowałam się za Cerys, nadal spoglądając za szkarłatnym autem. Nagle przestałam czuć jej ciepły dotyk. Spojrzałam przed siebie, widząc jedynie ciemność. Budynki, ludzie, samochody... wszystko zniknęło. Instynktownie spojrzałam za siebie, ale przywitała mnie jedynie ta sama pustka. Gdzie jestem...? Gdzie jest Cerys...? Co się dzieje...?

C o  d a l e j . . . ?

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

3H0XxDR.png

Otwierając oczy, znowu przywitała mnie ciemność; moja stara znajoma. Wyciągnęłam rękę i po omacku próbowałam chwycić za włącznik od lampy, choć sztorm panujący w mojej głowie skutecznie mi to utrudniał. W końcu jednak udało mi się odpalić światło, rozświetlając zmrok. Rozejrzałam się po pustym pomieszczeniu, sprawdzając czy nadal aby na pewno jestem w tym samym miejscu. Większość wydawała się znajoma - telewizor, futerał na gitarę, amplifikator, moja torba z ciuchami, moja gitara elektryczna... Ale były też elementy, których nie pamiętałam aż tak dobrze, jak pusta butelka tequili pod kanapą, czy pusta samarka i lufka leżąca na stole. Choć te wyjaśniałyby dlaczego wszystko tak okrutnie wiruje.

Dobrze znałam ten sen, a mimo to nadal dawałam się mu nabrać. Koszmar, który nawiedzał mnie od lat, torturujący mnie jej twarzą i życiem, które już nie istnieje. Kiedy już zaczynam myśleć, że pogodziłam się z przeszłością, każda pobudka boleśnie przypomina mi, że tak nie jest. Całkiem to śmieszne - mówią, że czas leczy rany, lecz te nawet nie zaczęły się jeszcze goić. Co dzień przemierzam ląd z otwartą raną, na którą nalepiony jest jedynie plaster. W końcu nie mogłam się poddać. To jeszcze nie był mój czas.

 

Co dalej... To pytanie siedziało mi w głowie od tygodni, spędzając sen z powiek. Pierwszym krokiem było wynajęcie pokoju i przeprowadzenie się spowrotem do Santos. W końcu ile można jeździć po całej Ameryce? Potrzebowałam odpocząć. Choć może mieszkanie przy Del Perro nie było najlepszym pomysłem... ale przynajmniej tanim i szybkim. Wynajęłam pokój z jakimś gościem - Jimmy'm. Cichy typ, raczej ma się ku sobie, a większość nocy i tak go nie ma, więc całe mieszkanie mam głównie dla siebie.

Nastał jednak czas na coś więcej. Moje libacje i 'beztroskie' życie nabijały koszta, a wraz z nimi moje konto kurczyło się coraz bardziej. Jeszcze miesiąc, a zaczęłabym wracać do punktu, z którego startowałam kilka lat temu. Walenie w chuja z brzuchem do góry odpadało z moich planów na życie.

Chwyciłam za swój stary tablet graficzny, odpaliłam nowy plik o rozmiarze A4 i zaczęłam mazać na nim plakat. Nic ekstrawaganckiego, ot po prostu coś bijącego w sedno. Pośpiesznie narzuciłam na siebie ciuchy, które od tygodnia leżały na krześle obok. Chwyciłam za klucze do minivana, portfel i plecak, zbiegając na dół. Nie miałam pewności, że mój plan zadziała, ale musiałam spróbować. Ten plan męczył mnie od lat, i czas najwyższy było go zrealizować. Dojechałam w końcu do drukarni na drugim końcu miasta, po drodze zgarniając jakąś małą pizzę na wynos. Weszłam do środka, dałam im plik do druku i... pozostało mi czekać.

 

LI0N7Rf.png

 

Świeżo wydrukowane plakaty wsadziłam do plecaka i ruszyłam spowrotem w kierunku domu. Byłam już ledwo przytomna - insomnia, alkohol, narkotyki; wszystko powoli zaczęło się kumulować i wyniszczać mnie od środka. Jeszcze do niedawna potrafiłam w taki sposób balować do białego świtu, a teraz? Wiek zaczął mnie doganiać. Humor nie zachęcał mnie nawet do odpalenia radia, więc mojej podróży towarzyszył jedynie szum opon trących po asfalcie i stukot kierunkowskazu. W końcu jednak dotarłam na miejsce - Vespucci Beach Parking. Chwyciłam za swój plecak, zamknęłam auto i dalej ruszyłam już na piechotę. Z plakatami i taśmą w dłoni przemierzyłam cały deptak, obklejając okoliczne słupy i stoiska swoim bohomazem. Wędrówkę kontynuowałam wzdłuż plaży Vespucci, aż w końcu dotarłam piechotą do domu, na Del Perro. Konałam. Bezsenność czy nie, czułam, że jeszcze kilka minut i po prostu stracę przytomność. Porzuciłam więc projekt i udałam się do swojej klatki, wymijając po drodze jednego z lokalnych skinheadów proponującego mi prochy w zamian za seks. Wtedy jakoś mi to już nie przeszkadzało. Nie dość, że było to normalne w tym rejonie, to byłam zbyt zmęczona na jakąkolwiek konfrontację. Wróciłam do mieszkania, zrzuciłam z siebie jedynie buty i plecak, a w reszcie ciuchów jebnęłam się jak długa na wersalkę usłaną brudnymi ciuchami.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 

Plakaty okazały się całkiem niezłym trafem. Odzew był zdecydowanie większy, niż się tego spodziewałam. Nie robiłam sobie wielkich nadziei. Byłam raczej przygotowana na kolejną gorzką porażkę. Jednak tym razem na drugim końcu tunelu niemrawo tlił się mały płomyk, dzielnie stawiając czoła podmuchom.

Pierwsza odezwała się Sloane Cuttler. Nie była do końca tym, czego oczekiwałam... ewidentnie laska, która dbała o siebie w ten czy inny sposób, schludnie i skromnie ubrana i nazbyt przyjemna w rozmowie. Nie wiem, czy to ja już tak przesiąkłam złym towarzystwem, czy to ona pchała się w nie to towarzystwo, które powinna. Mimo uprzedzeń, postanowiłam dać jej szansę. Nie byłam do końca w pozycji do wybrzydzania, więc chwyciłabym się nawet brzytwy jeśli bym musiała. Umówiłyśmy się na spotkanie w Total Explode - lokalnej spelunie, do której miałam zaledwie kilka kroków ze swojego bloku. Fatalny pomysł, jak się okazało, bo akurat tego wieczoru banda skinheadów postanowiła zorganizować koncert, a naszą gadkę co chwilę przerywały albo ćpuny, albo głośne krzyki napieprzonych w trzy dupy klientów przy barze. Ale wydawała się okej - miała doświadczenie i na perkusji, i na gitarze. Miała nawet wystarczająco dużo jaj, żeby wparować podczas koncertu na scenę i zastąpić niedomagającego perkusistę.

Drugi odezwał się Dustin, basista. Koleś jednak chyba dostał zimnych nóg, bo gdy tylko ustaliliśmy jakieś miejsce spotkania, kompletnie przestał odpisywać. Trzeci z kolei odezwał się Caleb Javornick, którego demo odkładałam przez kilka dni nim w końcu je sprawdziłam. Było przezajebiste i nawet dość zabawne, jak śmigał na swojej desce i co chwilę rył twarzą o asfalt, ale... nie odpisałam. Nie chciałam mu robić nadziei, szczególnie z miejscem na perkusji obiecanym Sloane. Los jednak działa w zabawny sposób i dziwnym trafem spotkaliśmy się przez wspólnych... "znajomych". Ale do tego wrócę zaraz.

 

4Pcwbyt.png

Trzecią, niespodziewaną osobą okazał się niejaki Clayton, chociaż kazał nazywać się Nomad. Fuck, jakbym już wtedy wiedziała ile kłopotów ten gość ze sobą przyniesie, może nigdy nie brałabym go pod skrzydła. Ale to teraz nieistotne. Nie znałam go, a znalazł mnie w iście tajemniczy sposób. Zaczepił mnie w Vanilla Unicorn - najpopularniejszym klubem striptizerskim w całym stanie. Jak wylądowałam u striptizerek? Nie mam bladego, kurwa, pojęcia. Bynajmniej nie było to dla tancerek. Jedyne, co motywowało by mnie do wyjścia w takie miejsce to albo alkohol, albo biznes. A że byłam tam ze Sloane, pewnie załatwiałam obie rzeczy na raz. Z resztą, miałam ostrą potrzebę najebania się gdzieś indziej niż we własnych czterech ścianach, gadając sama do siebie pogrążona w pijackim delirium.

Nomad był wypisz wymaluj anarchistą - nie tyle rebeliantem, co rewolucjonistą, a jak na mój gust był całkiem charyzmatyczny. Koleś miał jakąś przeszłość muzyczną, chociaż poza jego jednym kawałkiem nie byłam w stanie doszukać się o nim niczego więcej. Był pieprzoną zagadką. Może to właśnie dlatego aż tak mnie zaciekawił...? Wymieniliśmy się kontaktami i wypiliśmy kilka drinków, łapiąc przy tym wspólny język. Dołączył się do nas też jeden typ, od którego wyciągnęłam kilka gramów koksu - ten sam, u którego wylądowaliśmy na afterze w jakiejś melinie na El Burro, gdzie przespałam i przerzygałam całą noc. Okazało się, że kumplował się z nikim innym, jak z Caleb'em. Yeah, mówiłam, los potrafi nieźle napierdolić w życiu. Rzadko kiedy ktoś ma okazję popisać się dwa razy, lecz jemu akurat się to udało.

 

frs6GOf.png

Resztę nocy spędziliśmy na imprezowaniu najlepiej, jak umieliśmy - z instrumentami w łapach, oddani ekstazie, zgrzani i przepoceni. To była kompletna improwizacja; kilka znanych riffów i breakdown'ów starczyło, by się wyszaleć. Każdy z nas był i tak za bardzo wstawiony, by cokolwiek z tego pamiętać. Momenty takie jak te przypominają mi dlaczego w ogóle podniosłam gitarę w pierwszej kolejności. Dlaczego w ogóle nadal tak usilnie pchałam się w te grząskie bagno, które ciągnęło mnie w dół. Traciłam kontrolę, goniąc za marzeniem, które zawsze zdawało się uciekać gdy było już na wyciągnięcie ręki. Narkotyki uśmierzały jedynie ból, ale nigdy nie leczyły skutków. Nadal nie wiem, czy robiłam to wszystko dla siebie, czy dla niej. Czy chciałam zostawić po sobie jakiś ślad, nim odejdę? Czy może miałam światu coś do udowodnienia? Wiedziałam jedynie tyle, że to była już moja ostatnia ucieczka. Jedyny sposób, by ocalić to co jeszcze ze mnie zostało, zanim i mnie pochłonie ciemność.

 

Miałam jednak bardziej niecierpiące zwłoki problemy, którymi musiałam się zająć. Dwóch perkusistów, a basisty brak. I kogo miałam, kurwa, wybrać? Oboje mieli pieprzony talent, którego nie chciałam marnować. Zaś bez kogoś ciągnącego za cztery struny mogłam równie dobrze pocałować marzenia o kapeli w dupę. Chociaż nawet wtedy znałam rozwiązanie problemów, mimo że ten pomysł cholernie mi się nie podobał.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę. Warunki użytkowania Polityka prywatności Regulamin